Słodki ciężar władzy

Beata Maciejewska | Utworzono: 28.03.2014, 21:50 | Zmodyfikowano: 30.03.2014, 17:57
A|A|A

fot. Südstädter/ Wikipedia

Dostać się tam nie było łatwo, bo ustępująca rada miejska sama wybierała następców. Zasiadał w niej sama śmietanka Wrocławia, ciężko pracująca - i to pod przysięgą - dla dobra ludu biednego i bogatego. 

Taki radny musiał mieć zgodnie z prawem magdeburskim przynajmniej 25 lat, ale nie więcej niż 90, majątek ani za duży ani za mały i wieniec cnót, który starczyłby do wyniesienia na ołtarze. „Tajemnic miejskich nie wyjawiający, w słowach i uczynkach stali, łakomstwem się brzydzący, darów nie przyjmujący, nie cudzołożnicy, ani owi, którymi żony rządzą” - wyliczał cechy rajców prawodawca.

Na dodatek „syn nie mógł wybierać do rady ojca, ojciec syna, brat brata, a szwagier szwagra. Nie może być też w radzie ani wuj, ani stryj, ani dziadek urzędującego rajcy”. Tylko kto by się tym przejmował.  W 1399 roku król Wacław postanowił sam mianować rajców, bo do rady wciąż były wybierane „osoby o znanych nazwiskach, albo takie, które nie zajmą się sprawami miasta, a szczególnie biednymi i bogatymi”.       

Nie tylko króla to denerwowało. Lud też nie doceniał trudu ojców miasta. A jak się wkurzył, to skracał rajców o głowę. Najbardziej tragicznie zakończyły się zamieszki w 1418 roku.

Wywleczono i ścięto pod pręgierzem burmistrza Mikołaja Freyberga z pięcioma towarzyszami. Siódmą ofiarą był Jan Megerlin, który ukrył się pod dachem wieży ratuszowej, ale wypatrzony przez swego kumotra został wyrzucony przez okno na tzw. rybi targ (koło pomnika Aleksandra Fredry) i dobity włóczniami. Jak pisze siedemnastowieczny kronikarz Mikołaj Pol, powstańcy przez pięć dni okupowali ratusz, niszcząc przechowywane tam dokumenty przywilejów miejskich, rabując skarbiec i wypuszczając więzionych za długi.

Ten wybuch gniewu był niesłuszny, bo historia pokazała, że Wrocławiem rządzili gorsi od Freyberga. Choćby Karl Friedrich Werner, dyrektor magistratu w pruskich czasach. Już jako adwokat miał fatalną opinię zbyt skutecznego prawnika: podsuwał fałszywych świadków, wymuszał fałszywe zeznania, szantażował. Jednak dopiero jako dyrektor magistratu pokazał, co potrafi. Człowiek interesu - bardzo tanio zbudował dom w mieście i dworek w Szczytnikach, bo nie płacił rzemieślnikom. Za to zmuszał karczmarzy, żeby kupowali z jego gorzelni wódkę po zawyżonych cenach. Gwoli sprawiedliwości, Werner nie dostał swego stanowiska z woli wyborców, tylko od króla Fryderyka Wielkiego. I miał jeszcze gorszych kolegów "z przeszłością" - Dosera, audytora z pułku kirasjerów wydalonego z wojska za nadużycia, i Jaegera, komisarza prowiantowego w czasie wojny siedmioletniej usuniętego za malwersacje - co mu zresztą nie przeszkodziło sięgnąć po stanowisko burmistrza Wrocławia, z którego następnie powędrował w 1794 roku na sześć lat do twierdzy za fałszowanie magistrackich rachunków.

Ale bywali też przyzwoici, a nawet znakomici ojcowie miasta, jak Georg Bender. Dobry organizator, umiał zarządzać miastem (tę sztukę opanował w Toruniu, gdzie pracował jako burmistrz), miał nie tylko chęć do pracy, ale i wizję.

Za jego czasów Wrocław znacznie się powiększył (z 2 tys. ha do 5 tys. ha), przybyło też mieszkańców (z 200 tys. do 540 tys.), a budżet został trzykrotnie pomnożony. Co ważniejsze, stolica Śląska nabrała wielkomiejskiego sznytu. Policja budowlana tępiła (na podstawie uchwały magistrackiej komisji ”Stary i Nowy Wrocław” z 1907 roku) wszelkie inwestycje szpecące place i ulice. Bender kazał nawet walczyć z publicznymi reklamami, niszczącymi ”piękno miejskiego krajobrazu”. Nic dziwnego, to on założył w 1892 roku Związek Upiększania Miasta. I to upiększanie było bardzo efektowne.

Wprowadzono strefy zabudowy (pod osiedla mieszkaniowe, przemysłowe, rekreacyjne), powiększono treny zielone. Założono m.in. Park Południowy i udostępniono wrocławianom park Osobowicki, kupiono Las Dębowy na Popowicach. Jak grzyby po deszczu wrastały hale targowe (przeniesiono do nich z centrum drobny handel detaliczny), wielkie domy handlowe i domy towarowe, m.in. dom braci Barasch, czyli dzisiejszy ”Feniks”, wzniesiony w 1903 roku. Powstawały okazałe siedziby banków (przebudowano bank Heimannów w Rynku), szpitale, szkoły, sieć łaźni miejskich, mosty. Bender na końcu swojej kariery (zrezygnował z powodu złego stanu zdrowia) przeforsował budowę Hali Stulecia. Radnych marudzącym, że ma kosztowne pomysły odpowiedział: ”Jeśli miasto nic nie ryzykuje - nie może się rozwijać”.

Beata Maciejewska, Gazeta Wyborcza

REKLAMA

To może Cię zainteresować