Ile Lwowa we Wrocławiu, a Wrocławia we Lwowie

Beata Maciejewska | Utworzono: 07.02.2014, 20:02 | Zmodyfikowano: 10.02.2014, 14:05
A|A|A

fot. Paweł Dembowski/ Wikipedia

Wprawdzie przekonanie, że większość powojennych wrocławian wywodziła się ze Lwowa, jest mitem, ale mitem wciąż żywym. Zresztą, nie ilość się liczy, a jakość.

Co z tego, że było ich mniej niż przybyszów z Poznańskiego czy Warszawskiego. Lwowianie umieli odcisnąć trwały ślad w historii miasta. Ze Lwowa pochodzili w większości profesorowie Uniwersytetu, którzy nadawali ton życiu miasta, i tramwajarze, z którymi wrocławianie najczęściej się stykali. Lwowiacy przyjeżdżali najczęściej w zorganizowanych grupach i trzymali się razem. Chętnie podkreślali swoje pochodzenie i wiele firm dostawało w nazwie przymiotnik „lwowski”, przyciągający klientelę z rodzinnych stron właściciela.

Najsłynniejszym lwowiakiem we Wrocławiu jest oczywiście spiżowy hrabia Fredro. Pomnik powstał z inicjatywy lwowskiego Koła Literackiego i jest dziełem Leonarda Marconiego, rzeźbiarza i architekta, profesora Politechniki Lwowskiej. Monument odsłonięto w samo południe 24 października 1897 roku przy pięknej pogodzie. W uroczystości na placu Akademickim, który później przyjął imię komediopisarza, udział wzięła córka dramaturga Zofia z Fredrów Szeptycka i wnuk – ostatni męski potomek linii – Andrzej Fredro. Po wojnie hrabiego wyeksmitowano do Wilanowa i dopiero w 1956 roku trafił do Wrocławia. Ale szybko stał się ikoną miasta. 

Bardzo popularną pamiątką lwowską jest także Panorama Racławicka. W 1894 roku pokazano ją publiczności, ale po zajęciu Lwowa przez Związek Radziecki w 1939 roku została zamknięta. Poważnie uszkodzone płótno (o powierzchni 1800 mkw.) leżało do 1946 roku we lwowskim klasztorze Bernardynów, a następnie przewieziono je do Wrocławia. Przez 34 lata nigdy go publicznie nie pokazano, a w czerwcu 1980 roku wywieziono do Warszawy. Dzięki staraniom wielu wrocławian, przede wszystkim Społecznego Komitetu Budowy Panoramy pod kierunkiem prof. Alfreda Jahna, Panorama powróciła do Wrocławia. Umieszczono ją w rotundzie zbudowanej jeszcze w 1967 roku.

Lwowski rodowód ma również Zakład Narodowy im. Ossolińskich. Fundator Józef Maksymilian Ossoliński wybrał na narodową skarbnicę kompleks budynków poklasztornych we Lwowie, u stóp góry „Szemberkową zwanej”. Po wybuchu II wojny światowej zostało najpierw przejęte przez Ukraińską Akademię Nauk, a później przez Niemców. Biblioteka ucierpiała w czasie bombardowania Lwowa w 1944. Niemcy ewakuowali do Krakowa ok. 60 skrzyń najcenniejszych zbiorów. Część w trakcie wycofywania pozostawili w Zagrodnie koło Złotoryi. Rękopisy Fredry i Reymonta odkupywano od ulicznych sprzedawców w Gdańsku i Warszawie, a „Genezis z Ducha” Słowackiego odnaleziono w Austrii. Związek Radziecki zwrócił Polsce tylko część zbiorów pozostawionych we Lwowie. Nie powróciła ze Lwowa duża część księgozbioru, unikatowy zbiór czasopism, spisy inwentarzowe Zakładu, kolekcja grafik i rysunków, zbrojownia Lubomirskich, numizmaty i medale, pamiątki narodowe (m.in. czako ułańskie księcia Józefa Poniatowskiego, krzesło księdza Piotra Skargi, pukiel włosów Juliusza Słowackiego, ołówek Juliana Ursyna Niemcewicza), galeria obrazów Lubomirskich (z samej kolekcji grafik i rysunków Lubomirskich, która liczyła przed wojną 42 tys., odnalezionych zostało na Dolnym Śląsku – porzuconych przez Niemców – 760 dzieł) oraz złożone w depozyt prywatne archiwa.

Niedługo będziemy już mogli oglądać we Wrocławiu panoramę Lwowa (dziś w posiadaniu Ossolineum), dzieło życia architekta Janusza Witwickiego zamordowanego przez NKWD. We Lwowie nigdy nie została publicznie pokazana, jej losy są jak scenariusz hollywoodzkiego dramatu. Za obrazem XVIII-wiecznego miasta kryją się pasja, śmierć, wielka polityka i ludzki upór.

Wrocław nie ma we Lwowie takiej reprezentacji, ale swoje ślady zostawił. Wrocławianie powinni koniecznie odwiedzić na Rynku „swoich” ziomków czyli Szolc-Wolfowiczów. W XVI wieku zamienili gród nad Odrą na gród nad Pełtwią i w nowej ojczyźnie odnieśli sukces. Kamienica pod numerem 23, którą wystawili ok. 1630 roku uchodzi za perłę manierystycznej architektury mieszczańskiej.

Trzeba też zajrzeć na ul. Fredry (miał dworek w tej okolicy) i obejrzeć miejsce, gdzie stał pomnik hrabiego. W tej chwili zajmuje je Mychajło Hruszewski, utalentowany historyk i polityk ukraiński. Jego monument, autorstwa Leonarda Marconiego wzorowany był na pomniku hrabiego, w związku z tym we Lwowie mówią: „Fredro wstał, Hruszewski usiadł”.

Wrocławsko-lwowskim projektem o znaczeniu historycznym było wystawienie we Lwowie pomnika poświęconego pomordowanym profesorom lwowskim. To pierwszy w tym mieście monument niezwiązany z ukraińskimi bohaterami, który został odsłonięty po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę.  Inicjatywa wyszła do prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza i mera Lwowa Andrija Sadowego.
Pomnik stanął na Wzgórzach Wuleckich, w miejscu kaźni, w 70. rocznicę egzekucji. Profesorowie, ich rodziny (razem 45 osób) zostali rozstrzelani w pobliżu Politechniki Lwowskiej zaraz po wkroczeniu Niemców do Lwowa. Wśród zabitych byli m.in. Roman Longchamps de Bérier, rektor uniwersytetu, i jego trzej synowie; prof. Kazimierz Bartel, premier RP (we wczorajszych uroczystościach wzięła udział jego córka Cecylia), oraz Tadeusz Boy-Żeleński. Mają tablicę pamiątkową w gmachu głównym Politechniki Lwowskiej i swój pomnik we Wrocławiu przy pl. Grunwaldzkim (wystawiony w 1964 roku, choć dopiero w 1981 roku udało się umieścić na nim tablicę z nazwiskami pomordowanych).

REKLAMA

To może Cię zainteresować