Czesław Michniewicz: „Chcę być dalej selekcjonerem kadry”

GN, Robert Skrzyński | Utworzono: 09.12.2022, 16:00 | Zmodyfikowano: 09.12.2022, 16:00
A|A|A

fot. Łączy nas piłka

Czy cel, którym był awans do 1/8 finału, determinował styl gry reprezentacji Polski w meczach fazy grupowych w Katarze?

Mistrzostwa świata są raz na 4 lata i mieliśmy tego świadomość, że błędy, które można popełnić w eliminacjach, na przestrzeni, powiedzmy 6-8 meczów, czasami 10 meczów, jeszcze to odrabiasz, ten stracony dystans. Na mistrzostwach świata nie ma tego. Raz się pomylisz, zwłaszcza w pierwszym meczu i możesz powoli się już szykować do powrotu. Mieliśmy świadomość tego. Ja tę wiedzę miałem, chociażby w oparciu o rozmowy z selekcjonerami. Wszyscy mnie przestrzegali przed tym pierwszym meczem i mówili, jak ważne jest zdobycie punktów w pierwszym mecz. Taka była taktyka. To nie jest tak, że wszystko było idealnie, ale mając na uwadze, w jaki sposób gra Meksyk, czyli bazuje na wysokim pressingu, 7 zawodnikami doskakuje, wybierając sobie 2-3 zawodników i linię defensywy zaskakują tym pressingiem, starają się zabrać piłkę. Mieliśmy dwa rozwiązania. Albo ryzykować wyjście spod pressingu krótkimi podaniami, albo szukać ominięcia tego pressingu, czyli dłuższe podania na wolne pole, ewentualnie szybka zmiana kierunku ataku. Z tego korzystaliśmy. To był mecz zamknięty w obie strony. Mieliśmy rzut karny i to był najważniejszy moment w meczu, bo to mógł się tak mecz ułożyć, jak ze Szwecją. Też był rzut karny i później graliśmy bardzo dobrze, a tak się niestety nie stało.

Jak wspominam te mundiale, które pamiętam, to jak nie przegrywaliśmy pierwszego meczu, to wychodziliśmy z grupy. A jak przegrywaliśmy pierwszy mecz, to potem graliśmy o wszystko i o honor. A jak pan widział ten Meksyk, w pierwszym meczu, to nie miał pan wrażenia, że można spróbować jednak ich docisnąć, że nie są tak mocni, jak myśleliśmy?

Byli mocni. To, że akurat nie stwarzali zbyt wielu okazji, podobnie zresztą jak my, to wynikało ze stawki tego meczu. Ja rozmawiałem później z Tata Martino, spotkaliśmy się na konferencji przed drugim spotkaniem, no i on mówił, że on też wiedział, jak istotny jest ten pierwszy mecz. Oni też wiedzieli, że awans się rozstrzygnie w ostatnim meczu. Kto będzie miał najwięcej strzelonych bramek może awansować. Tak się stało. My zakładaliśmy, że Argentyna po dwóch meczach będzie miała 6 punktów i będziemy grali z Argentyną, która może już, tak jak Francja, jak inne zespoły, które mają 6 punktów, troszeczkę zmienić skład i może być ciut łatwiej. Tak się nie stało. Arabia sprawiła olbrzymią niespodziankę i stąd też zupełnie inaczej ten mecz przebiegał. Argentyna była na musiku, zagrała bardzo dobre spotkanie. Argentyna jest dzisiaj, realnie oceniając, lepszym zespołem od nas. Oczywiście w sporcie nie zawsze lepszy wygrywa i czasami zdarzają się niespodzianki, no ale w tym dniu nie było niespodzianek.

Wygrana nad Arabią Saudyjską, z perspektywy zwycięstwa tej drużyny nad Argentyną, to też pokazuje, jak ważny to był mecz. Graliśmy z Argentyną to trzecie spotkanie grupowe. Niech pan powie szczerze, jak było już 2:0 to bardzo pan drżał, że będziemy liczyć kartki albo że wystarczy jeden gol tu, jeden gol w równolegle rozgrywanym meczu i na tym mundialu nas już nie będzie?

Ja najbardziej drżałem w meczu z Arabią, kiedy marnowaliśmy kolejne szanse. Poprzeczka Arka Milik, słupek Roberta Lewandowskiego, sam na sam Roberta Lewandowskiego, też niezła sytuacja pod koniec meczu, gdzie był Piątek i Lewandowski. Widziałem, że o awansie będą decydowały bramki, bo zakładałem, że Meksyk wygra z Arabią, że będziemy wszyscy mieli po 4 punkty, my i Meksyk. Argentyna była mocna. Wiedziałem, że to jest zespół, który jest w stanie się podnieść nawet po porażce w pierwszym meczu i wiedziałem też, że każda bramka będzie miała istotne znaczenie. Dlatego ciesząc się po wygranej z Arabią miałem niedosyt. Nie mówiłem tego nigdzie głośno, ale w sztabie o tym rozmawialiśmy, że żałujemy bardzo, że jeszcze co najmniej dwie bramki nie wpadły, bo grałoby się nam swobodnie. Jeśli chodzi o mecz z Argentyną, no to był bardzo trudny mecz, jeśli chodzi o takie wewnętrzne samopoczucie zawodników. Do przerwy jest 0:0, mamy dużo strat, niewymuszonych na własnej połowie, dokonujemy dwóch zmian, wpuszczamy dwóch młodych, szybkich zawodników na skrzydła, żeby pomagali nam atakować, żebyśmy też przenosili grę na połowę przeciwka. Przede wszystkim wiedzieliśmy, że Argentyna będzie atakowała coraz większą liczbą zawodników, no i od razu w pierwszej akcji po przerwie tracimy bramkę, a za chwilę pada bramka w meczu Meksyk-Arabia i zaraz Meksyk strzela drugą bramkę, my za chwilę tracimy drugą bramkę. Zrobiło się bardzo nerwowo. Widziałem nerwowość u wszystkich zawodników, począwszy od Wojtka Szczęsnego, kończąc na Robercie. Wszyscy byli w dziwnej sytuacji. Z jednej strony wiesz, że musisz strzelać gole, ale z drugiej strony wiesz, że jeszcze w dalszym ciągu jesteś w grze. Dopóki Meksyk nie strzeli tej bramki to cały czas jesteś w grze i mogą decydować kartki. To był bardzo trudny mecz, jeśli chodzi o te cechy właśnie takie, psychikę zawodników. Argentyna miała swój wynik, była spokojne, grała częściej w poprzek, utrzymywała piłkę w grze, a my biegaliśmy. Jeszcze graliśmy na tym nieklimatyzowanym stadionie wtedy i warunki było najgorsze z możliwych, jakie były na mistrzostwach. Było bardzo parno i tych siły ubywało z każdą minutą i było nerwowo, co tu dużo mówić. Ale skończyło się szczęśliwie.

Pan o tym mówił, że z Francją zagramy inaczej. Paradoksalnie ten uwolniony Piotr Zieliński brylował w tym spotkaniu i szkoda tej okazji, którą miał, bo wszystko mogło się zupełnie inaczej wyglądać.

Ja myślę, że tak. Najbardziej szkoda kibiców, że nie mogła cała Polska krzyknąć "gol". To byłby gol nie na 1:3, tylko gol na 1:0. Wy komentatorzy wiecie, jakie to jest uczucie, kiedy reprezentacja strzela gola i możesz z serca wykrzyknąć najgłośniej i entuzjazm pokazać, że pada bramka i to jeszcze z mistrzami świata. Ja tego najbardziej żałuję. Jak się mecz skończył, to cały czas o tej szansie myślałem, o tej radości, żeby dać Polsce tę radość. Bez względu na to, jak ten mecz by się skończył. To mógłby się inaczej układać ten mecz. Francja też nie była taka pewna też w tym spotkaniu. Też drżeli do końca o wynik. Oczywiście ułatwiliśmy im zadanie, tracąc drugą bramkę po kontrataku, gdzie grając z mistrzem świata nie możesz się narazić na taką kontrę, jak my to zrobiliśmy. Też troszeczkę tutaj poniosła fantazja Krystiana Bielika i złe ustawienie spowodowało, że już nie byliśmy w stanie zatrzymać Mbappé. Ale generalnie uważam, że to był udany czas dla polskiej reprezentacji. Daliśmy dużo radości i daliśmy z siebie wszystko. Oczywiście zawsze będzie dyskusja, czy można było coś zrobić lepiej, lepiej zagrać i odkryć się bardziej, ale to mówienie o tym, że w pierwszym meczu warto było zaryzykować i zdobyć trzy punkty. Ja wiem, że łatwo się tak mówi z boku. Mieliśmy najlepszą szansę z możliwych, bo mieliśmy rzut karny. Gdyby się skończyło 1:0 i 3 punkty z Arabią, to byśmy byli już pewni awansu już przed ostatnim meczem. No niestety, tak się nie stało.

Zdziwiły pana, zabolały wypowiedzi piłkarzy po meczu z Francją, czy zostały one źle ocenione przez opinię publiczną? Zawodnicy, jak Robert Lewandowski, czy Piotr Zieliński, mówili, że oni wolą grać ofensywnie.

Wszyscy wolą. Każdy chce być piękny, młody i bogaty, ale nie każdemu jest to dane. My też lubimy taką piłkę. Mbappé też lubi atakować. Mbappé w grze defensywnej pozwala na dużo przeciwnikowi, podobnie jak Dembelé, podobnie jak Di Maria, czy Messi, który jest uznany za największego chodziarza na mistrzostwach, najwięcej ma przespacerowanych kilometrów, ale nikt nie powie, że to słaby piłkarz. Powiem tak, że każdy lubi ładnie grać w piłkę i każdy chce to robić, ale słowa mnie w ogóle nie zabolały, bo ja znam kontekst, wiem co się mówi w szatni, co zawodnicy mówią w szatni, o czym rozmawiają ze mną. Oczywiście też jest dużo nadinterpretacji. Ktoś coś powie i za chwilę jest to rozbudowane do kolosalnych rozmiarów. Często też jest tak, że w drugą stronę zupełnie ta narracja idzie. Ja nie miałem o nic pretensji. Zresztą Robert mi od razu przy kolacji powiedział, po meczu, że robi się afery. Ja nawet nie słyszałem tych słów. Na konferencji zostałem zapytany o to, a ja tych słów nie słyszałem. Ja słyszałem, co Robert mówi w szatni, po meczu, słyszałem, co mówi do mnie przy kolacji, do zawodników, no i byłem z nim cały czas w kontakcie. Jak już po powrocie do Polski, Robert wyjechał na wczasy z rodziną, zadzwonił do mnie w wtorek i mówi: trenerze, nie miałem żadnych złych zamiarów. Zresztą udzielił też wywiadu wczoraj wieczorem i też do mnie zadzwonił, że taki wywiad się ukaże i powiedział, o czym rozmawiał z dziennikarzami, żeby się nie denerwować, że między nami nic się nie zmieniło. Są bardzo dobre relacje.

Skończyły się mistrzostwa i mam wrażenie, że mleko zaczęło się rozlewać. Żeby nie było tematów tabu, o które ludzie pytają albo stwarzają jakieś domniemania. Jak to było z tymi obiecanymi, czy nie obiecanymi premiami od rządu? Jak pan na to teraz patrzy?

Ja wiem, że to dużo wprowadziło zamieszania, ale nikt z nas, mówię tu o drużynie, o sztabie, nie miał żadnych złych intencji. Premier odwiedził nas przed wylotem, w dniu wylotu. Powiedział, że w przypadku sukcesu, a za sukces uznawał wyjście z grupy, pomyśli nad jakąś premią. To też było tak, że było dużo żartów. Premier przysiadał się do każdego stolika. Byli zawodnicy, był też sztab, rozmawiali i padały różne kwoty w żartach, w euro, żartowali z premierem. Na koniec premier niczego nie powiedział zobowiązująco, że na pewno będzie taka, czy inna kwota. Te kwoty padały różne, ale bardziej żartobliwie, dlatego jeśli ktoś mnie pytał o kwoty, to ja nie wiem. Nie znam żadnej kwoty, o której premier by powiedział, że taką na pewno kwotę wypłaci. Premier tego też nie potwierdzał. Powiedział tylko, że jak będzie sukces, to pomyśli nad premią. To było też ujęte w Łączy nas piłka, w naszych vlogach. Ja uważam, że to niepotrzebne zamieszanie. Zrobiliśmy problem z czegoś, co nie jest problemem. Tych pieniędzy nikt nie chciał. Gdyby trzeba było zapłacić, to każdy z nas za przelot, żeby zagrać na mistrzostwach świata, każdy by to zrobił. My tam nie pojechaliśmy po pieniądze. Nie pojechaliśmy po pieniądze nasze, wspólne, czyli z polskiego budżetu, bo wiemy, że tych pieniędzy wszędzie brakuje. My pojechaliśmy tam, żeby dać sobie frajdę, przeżyć wspaniały czas i tak też było. Te pieniądze nie stanowiły dla nas żadnego celu. Ten cel był zupełnie inny. My chcieliśmy dobrze grać w piłkę, przede wszystkim wyjść z grupy i tak się stało. Później te rozmiary, powiem już, że nagonki na piłkarzy, na mnie, że ja przyjechałem do domu i żona pyta, gdzie mam te 10 baniek, w której walizce schowane, bo pisali, że Michniewicz wziął sobie 10 milionów. Urosło to jakiś kolosalnych, niebotycznych rozmiarów. Wczoraj, będąc w studiu jednej z telewizji, no czułem się troszeczkę jak Krystyna Janda na przesłuchaniu i czekałem tylko, kiedy wejdzie jeszcze Fajbusiewicz 997 i Sensację XXI Wołoszański. Granic absurdu dosięgnęło to wszystko, co się toczy wokół tego, co obiecał premier. Myślę, że to pytanie jest przede wszystkim do premiera. Co chciał zrobić, czy chciał dać te pieniądze, czy nie chciał dać i na jaki cel chciał przeznaczyć i tyle. Mnie już to męczy i kibiców również, że my nie mówimy o piłce, nie mówimy, co zrobić, żeby wychować Dembelé, żeby wychować Mbappé i innych zawodników świetnych, z którymi przyszło nam grać. Już nie mówię o Messim. A znowu szukamy afery tam, gdzie jej naprawdę nie ma. Jest dużo innych rzeczy, które się działy, które można było poprawić, ale na pewno nie był to problem finansów, że my tam pojechaliśmy dla pieniędzy i dlatego przegraliśmy z Francją, bo nie wiedzieliśmy, czy dostaniemy pieniądze, czy nie. Dlatego chciałbym to uciąć raz na zawsze. Graliśmy dla nas, graliśmy dla siebie, graliśmy dla narodu, graliśmy dla wszystkich kibiców, bez względu na to, czy ktoś mnie lubi, lubi zawodników, czy nie.

A rodziny w hotelu były problemem, czy nie?

No właśnie, były problemem dla dziennikarzy. Rodziny były, ale 40 kilometrów od nas. Przez całą fazę grupową, zresztą Kamil Glik gdzieś to wyjaśnił w mediach, że pojechały 4 i 5 rodzin, zapłaciły za siebie, mieszkały w hotelu zupełnie gdzie indziej, odwiedziły nas raz, na wspólnej kolacji po meczu z Arabią, a po 3 meczu dojechały jeszcze 3 czy 4 żony, narzeczone zawodników. To nie był problem. Podkreślę, że Robert Lewandowski i wszyscy inni piłkarze, którzy grają w klubach, gdzie co tydzień gra się Ligę Mistrzów, Ligę Europy, a w weekend mecze ligowe, nie mają zgrupowań. Przychodzą 2 godziny przed meczem, bezpośrednio na stadion. Mieszka się z rodziną, przed samym meczem się jedzie na mecz, gra się dobrze mecz i się wraca znowu do rodziny. Wszyscy uciekają od tej monotonii, bo wiedzą ile stresu temu towarzyszy, żeby znowu zamykać zawodników. To nie te czasy, żeby w Chinach, gdzie robiono zgrupowanie przed meczem i po meczu, że praktycznie cały czas byłeś na zgrupowaniu. Ten czas minął i my też musimy wiedzieć, że czasy się zmieniają i zawodnicy się zmieniają i my do tego dostosowaliśmy się. Nie było żadnego problemu z rodzinami i widzę, że ten temat po cichu wygasł. Ktoś, kto to napisał, naraził się na śmieszność i tylko tyle.

Jakbyście mieli jeszcze raz wracać, to zamieniłby pan to wojskowe Okęcie na zwykły port komunikacyjny i spotkanie z kibicami? Powiem szczerze, tak zupełnie szczerze, że tutaj tych planów waszych nie zrozumiałem.

Tak. Ja powiem szczerze, jak pan pyta szczerze, to ja odpowiadam szczerze, ja uwielbiam kontakt z kibicami. Wczoraj lecąc do Warszawy rano, wracałem ostatnim samolotem, jeszcze był opóźniony, rozmawiałem z wieloma kibicami. Tyle sympatii, tyle empatii z ich strony, to człowiek się czuje troszeczkę jakby chodził po wodzie, taki uniesiony. To, że lądowaliśmy na lotnisku wojskowym, spowodowało to, że nie było takiej możliwości. Ja wiem, że dziś z perspektywy czasu bym zrobił wszystko, ale nie ja za to jestem odpowiedzialny. My jeszcze z Francją kończyliśmy mecz o północy, a następnego dnia już o 15 się meldowaliśmy w samolocie. Ktoś tego nie dopilnował. Żałuję bardzo, że nie było tego kontaktu, tym bardziej, że my nie musieliśmy wracać po cichy, po ciemku, niezauważalni. My osiągnęliśmy sukces po 36 latach i nie boję się tego powiedzieć. Ja chętnie bym się z tymi kibicami spotkał. Z mojej perspektywy chciałbym ich przeprosić. Nie było moim zamiarem, żeby się z nimi nie spotkać. Gdybym mógł cofnąć czas, to na pewno zrobiłbym wszystko, pomimo tego, że musieliśmy przejść przez tę odprawę na tej części wojskowej, to podjechalibyśmy tam na to lotnisko i się spotkali. A tak mieliśmy niepotrzebne zamieszanie, niezamierzone przez nas. Proszę tutaj nas doskonale zrozumieć, ja nigdy nie mam problemu, żeby wyjść i porozmawiać z kibicami. Czasami nawet człowiek z nimi za dużo rozmawia i z tego też są problemy, ale ja zawsze jestem otwarty i zawodnicy również. Tym bardziej, że mieliśmy czym się podzielić, tym naszym wspólnym szczęściem.

Co dalej? Czeka pan na telefon od prezesa Kuleszy, bo wokół tego też narosło bardzo dużo informacji? Jak wygląda ta sytuacja? Czego pan się spodziewa, bo pewnie pan chce być dalej selekcjonerem reprezentacji kadry?

Zacznę od końca. Chcę być dalej selekcjonerem kadry. Ale chcę być selekcjonerem, do którego prezes ma zaufanie, któremu wierzy, jak to było dotychczas. Jeśli prezes uzna, że chce ze mną pracować, ja będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ale jeśli uzna inaczej, to też podziękuję mu za danie szansy, za wspaniałą współpracę. Spokojnie, cierpliwie czekam, ale w nadziei, że prezes zadzwoni. Choć codziennie z prezesem rozmawiam, ale nie rozmawiamy na ten temat, bo rozmawiamy na wiele innych tematów. Prezes ma czas, żeby wszystko przemyśleć. Nie chcę, żeby podejmował szybko decyzję. Chcę, żeby on był w 100% przekonany do tej decyzji. Ma taką możliwość, że to on będzie decydował, czy to ja będę tym selekcjonerem, czy nie będę. Nie jest tak, że jesteśmy skłóceni, bo to jest totalna znowu dezinformacja. Nie jest tak, że mam problem z Lewandowski. Zresztą udzielił Lewandowski wywiadu i powiedział o tym, że to wszystko jest wyssane z palca. Także poczekajmy. Bądźmy dobrej myśli. Jeśli ja zostanę tym selekcjonerem, to chciałbym, żeby ta reprezentacja dalej się rozwijała. Naprawdę szkielet tej reprezentacji jest. Wielu zawodników jeszcze nie pojechało na te mistrzostwa, z różnych względów i dojdą oni. Styl reprezentacji na pewno będzie inny, sposób gry też będzie inny, bo będziemy grać z zespołami, które są bezpośrednio w naszym zasięgu, a my przez ten okres od pierwszego mojego meczu ze Szwecją, to graliśmy z czołówką światową cały czas. Nie boję się tego powiedzieć, bo tylko jeden mecz chyba graliśmy z zespołem, który jest od nas niżej w rankingu i był to mecz towarzyski. Wszystkie inne, o punkty, graliśmy z zespołami, które są wyżej od nas.

Posłuchaj rozmowy:

cz.1

cz.2

cz.3

cz.4

REKLAMA

To może Cię zainteresować