Lady Blackbird - Black Acid Soul [WYWIAD]

Radio RAM | Utworzono: 15.03.2022, 09:04 | Zmodyfikowano: 15.03.2022, 09:06
A|A|A

"To naprawdę odważna istota, która nie tylko zmierzyła się z jednym z najbardziej surowych utworów Niny Simone, „Blackbird”, ale także, na dodatek, sama siebie nazwała Lady Blackbird” - tak w zeszłym roku napisał o Munroe magazyn „Blues and Soul”. "Oryginalny utwór to czysty śpiew, bębny, dźwięki klaskania - bez żadnych zbędnych upiększeń.



To krzyczący protest song, który zasnuje chmurami każde serce. Lady Blackbird ma ten sam wdzięk co Simone, a do oryginalnego wykonania a’capella, dodaje własną magię... Na całej płycie słychać niezwykłą elegancję, która dowodzi, że Munroe w najnowszym swoim wcieleniu jest błyskotliwą i zręczną wokalistką”.

„Black Acid Soul” to album minimalistyczny, ale zarazem różnorodny, klasyczny, ale jednak współczesny, jest mostem między przeszłością a teraźniejszością. Składa się z 11 utworów, których brzmienie i zawarte w nich emocje mówią o głębokich, sięgających dzieciństwa muzycznych doświadczeniach Lady Blackbird.



"Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek nie śpiewała" – mówi artystka, wspominając występy w kościele i na jarmarkach, w których brała udział od piątego roku życia. "Śpiewanie to jest to, co potrafię robić i nie wyobrażam sobie robienia niczego innego".

Piosenkarka, dumna członkini społeczności LGBTQ+, to także charakterystyczna sceniczna osobowość. "Uwielbiam moje przerysowane kostiumy i całe to wyszukane dziwactwo na scenie. Mój producent, Chris Seefried przekonał mnie, że możemy mieć takie podejście, ciągle pozostając jazzmanami ".




Egzemplarze "Black Acid Soul" do wygrania na naszej antenie przez cały tydzień. Słuchajcie nas uważnie na 89.8 FM! Zapraszamy!


Na rozmowę z artystką zaprosiliśmy Was w ostatnią środę w programie Muzyczny Wrocław.
Z Lady Blackbird rozmawiał Maciek Szabatowski.


Maciek Szabatowski
: "Black Acid Soul" to tytuł twojego debiutu płytowego, którym podzieliłaś się z nami całkiem niedawno. Podczas gdy słowa "Black Soul" w naturalny sposób kojarzą się z zawartością płyty, tak słowo "acid" delikatnie miesza w garze naszych oczekiwań, jeszcze przed wciśnięciem przycisku "PLAY".

Marley Munroe aka Lady Blackbird: Zanim stał się nazwą albumu "Black Acid Soul" używany było jako hasztag, oznaczenie. Oznaczenie, którego używaliśmy do określenia fuzji muzyki, której celem było niestosowanie się do żadnych odgórnie ustalonych zasad. Album powstawał w przestrzeni pełnej swobody, a samo słowo "kwaśny" wstawia odrobinę surowości i charakteru do całości równania.

MS: To, co rzuca się "w uszy" podczas pierwszego spotkania z twoim głosem to, to z jaką łatwością i mocą nim władasz. Gdzie rozpoczęła się twoja edukacja w tym kierunku? Jak muzyka rodziła się w Tobie samej?

LB: Nie pamiętam, żebym kiedyś nie śpiewała. Nie pobierałam żadnego rodzaju formalnych lekcji śpiewania. Ciężko też powiedzieć, bym na jakimś etapie zwróciła się w stronę muzyki. To ona znalazła mnie i to natychmiast. Zawsze tam była. I od zawsze jest dla mnie sposobem na opowiadanie światu, kim jestem.

MS: Jeśli wierzyć artykułom prasowym, tzw. sceniczna persona/maska pod nazwą Lady Blackbird to dla Ciebie naturalny krok w rozwoju artystycznym. Zanim się nią stałaś, pracowałaś sporo z muzykami ze świata r&b oraz alt-rocka. Jak powstał pomysł na nową Ciebie?

LB: Głównym pomysłem stojącym za nazwą "Lady Blackbird" i całością albumu było pozbycie się zbędnych dodatków. Wszystkich tych bajerów, czy tzw. rozpraszaczy. W zamian za to sprawić, by ludzie skupili się na moim głosie. Śpiewam od wielu lat, śpiewam naprawdę odmienne rzeczy - muzycznie, gatunkowo. Tym razem chciałam zlepić te wszystkie moje odsłony w jeden unikalny pakiet, który mogłabym dostarczyć na swój wyjątkowy sposób. Co było dla mnie złapaniem oddechu od tych lat pracy. I tak oto narodziła się Lady Blackbird.




MS: Album otwierasz utworem Niny Simone zatytułowanym "Blackbird". Gdy utwór powstawał intencją autorki było opisanie trudu i bólu czarnoskórej kobiety - jak wiemy Nina była czynną aktywistką społeczną. Czy dużym wyzwaniem było dla Ciebie nagranie tego utworu po swojemu? Czy ten numer, także pod względem tytułu, ma dla Ciebie większe znaczenie?

LB: Wiesz, samego określenia Lady Blackbird używaliśmy w sposób losowy. Więc w tym sensie, całość nie ma jakiegoś głębszego znaczenia. Natomiast, jeśli mówimy o Ninie, o tym kim była, jako artystka, jako kobieta, jako nieustraszona przywódczyni. Zdaję sobie sprawę, ile bólu i jaka historia stoi za jej osobą i jej muzyką. "Blackbird" to utwór, który przez lata przemawiał do mnie, do mojej duszy, który chciałam zreinterpretować po swojemu. Żywię tylko nadzieję, że byłaby dumna, gdyby mogła posłuchać mojej wersji.







MS:
Chris Seefried wydaje się być kimś, kto zrobił wiele, by z Twoich poprzednich muzycznych inkarnacji przenieść Cię do tej najnowszej. Jak postrzegasz jego rolę w tym procesie?

LB: Udział Chrisa w tworzeniu albumu jest zasadniczy. Sam proces tworzenia, nagrywania trwał latami. Lat podróży, nagrywania, nie trafiania w sedno, poprawek i nagrywania na nowo. Podejrzewam, że przerobiliśmy tematy muzyczne pod każdym możliwym kątem, by tylko ukształtować całość tego projektu. Pracowaliśmy wspólnie nad całością, ufając sobie, z nadzieją, że będzie to coś, co przetrwa wiele najbliższych lat.

MS: W Polsce, szczególnie chyba u reprezentantów starszych pokoleń, słowo jazz z automatu kojarzy się głównie - i pewnie nie bez powodu - ze sceną nowojorską, zadymionymi klubami itp. Z drugiej strony, dla młodszych jazz w USA to skojarzenia z wytwórnią Brainfeeder, założycielem Fly Lo i apostołami hiphopowo-jazzowo-elektronicznego myślenia. Czy Twoja muzyka to dla Ciebie też jazz? A jeśli tak, to czy nie utwór/pieśń/piosenka nie są dla Ciebie przypadkiem najważniejsze?

LB: Dla mnie muzyka to niczym nieprzerwana rozmowa. Poprzez pokolenia, częstotliwości. Położenie nacisku na utwory w moim projekcie owszem było ważne, ale nie nakładałabym tu żadnych podziałów. Jazz to swoboda wypowiedzi. Dzieje się w nim coś swobodnego, a on sam łączy.



MS: Opowiedz nam proszę trochę o zespole, z którym nagrywałaś całość "Black Acid Soul".

LB: Opowiedziałam już sporo o Chrisie Seefriedzie, bo mogę śmiało powiedzieć, że łączy nas muzycznie wiele. I to się odnosi do muzyki, do pisania tekstów, ale też na poziomie międzyludzkim. Ufamy sobie, szanujemy i wierzymy w siebie. Dzięki temu jest łatwo, zabawnie, a my przy tym słuchamy się nawzajem. A to dla mnie ważne. Darrena i Johnnyego spotkałam dzięki Chrisowi, i to w sumie podczas sesji nagraniowej do albumu. Ale teraz tworzymy już jedną wielką muzyczną rodzinę. Przeżyliśmy wspólnie wiele wspaniałych chwil. I owszem, doskonale jest grać z tak wieloma wytrawnymi muzykami, ale przy tym darzyć ich uczuciami, jako ludzi. Mogłabym cały dzień opowiadać o tych wielkich nazwiskach, z którymi grywali. Wiesz, my wszyscy po prostu kochamy tę muzykę, jako doświadczenie. Kochamy pisać, tworzyć, grać. To dla nas wyjątkowy czas.




MS:
Zauważyłem, że nie stronisz od remiksów swoich utworów. W naturalny sposób udaje Ci się zapewne trafić w gusta osób z nieco innych rejonów muzycznych - chyba bliżej parkietu. A tak z nieco lżejszych tematów, jesteś dobrą tancerką? ;)

LB: Remiksy to dla mnie nowe i interesujące doznanie. Nie słyszałam wcześniej swojej twórczości w formie remiksu. I owszem, wnoszą dużo nowej energii i pokazują moje utwory z innej strony. Dzięki temu faktycznie mogę trafić do wielu par nowych uszu, z zupełnie innego kręgu. Ale tu muszę podkreślić, że bywam wrażliwa, gdy remiksujący kombinuje zbyt mocno z brzmieniem moje głosu. Co do pytania o taniec, nie, nie jestem wielką tancerką, mam jednak dzięki bogu odrobinę poczucia rytmu... 





MS:
To, co zwróciło moją uwagę, to to z jaką swobodą przełamujesz pewne oczekiwania, co do tego, jak artystka z kręgu jazzowego powinna zachowywać się i jak wyglądać na scenie. Jest w Tobie mnóstwo swobody i naturalności. Gotowa jesteś skomentować moje odczucia?

LB: Zacznijmy od tego, że nie postrzegam siebie jako artystki jazzowej. Ani czegokolwiek, co nadawałoby sztywne ramy mojej osobie. Jestem entertainerką, nade wszystko. Tworzę muzykę i sztukę. Które chce dostarczać w jak najswobodniejszej formie. Bez żadnych ograniczeń. Autentyczność tego kim jestem i co robię na zawsze pozostanie taka sama. I nie mówię tu tylko o sztuce, ale także o moim życiu codziennym. Sposób w jaki się ubieram, chodzę, rozmawiam - bycie sobą, bez względu na to, kto mógłby tego nie pojmować. Ale to jeszcze nie powód, by się z tego względu zmieniać. Jestem, kim jestem.

MS: Jako, że to nasze pierwsze spotkanie z Tobą w Radiu RAM, pozwól, że zasunę takim oto banałkiem - komu zawdzięczasz muzycznie, w kwestii swojego warsztatu wokalnego najwięcej?

LB: Wskazałabym tu na moją mamę. Bo to od niej się wszystko zaczęło. Uwaga, jaką poświęciła mi i muzyce i czas, który spożytkowała na wprowadzenie tego w życie. To wcale nie było takie proste, mieszkałyśmy w małej miejscowości, w zasadzie bez realnych sposobów na realizację marzenia dziecka, które nie chciało robić nic więcej, tylko śpiewać. Bardzo poświęciła się mnie i mojej pasji. I to dzięki niej jestem tu dziś.

MS: Poproszę Cię o dokończenie zdania. Muzyka to dla mnie od zawsze...

LB: Muzyka to dla mnie wolność, największa miłość, ostatnia deska ratunku, moja duchowość, moja przyczyna, by być tutaj, w tym życiu.


Na koniec miłe słowa Marley skierowane do wszystkich Was - słuchaczek i słuchaczy Radia RAM. :)



[MS]


REKLAMA

To może Cię zainteresować