Muzyka fascynująca i niepokorna (Posłuchaj)

Wojciech Jakubowski | Utworzono: 21.02.2010, 08:45 | Zmodyfikowano: 22.02.2010, 10:44
A|A|A

Wojciech Jakubowski

Mam na myśli silne uzależnienie od alkoholu, a także, w pewnym momencie swego życia także od narkotyków. Człowiek nieufny wobec tzw. branży muzycznej, często popadający w konflikty z wydawcami, przez co zapamiętany został jako największy kłótnik w branży, artysta niewygodny, trudny i niepokorny.

Mimo swojego trudnego charakteru John Martyn zawsze miał koło siebie niewielkie, ale jednak, grono przyjaciół, na których mógł liczyć.

To Phil Collins w trudnym momencie wsparł artystę najpierw pomagając mu pod koniec lat 70. wynegocjować nowy kontrakt, choć żadna wytwórnia nie paliła się do tego. Collins pomógł mu także m.in. przy nagraniu albumu „Grace and Danger”.

Wielkim wsparciem dla szamoczącego się życiowo muzyka były kobiety - pierwsza żona Beverly oraz Angeline, z którą ożenił się po kilku latach od rozstania z pierwszą miłością.

Wiele utworów, a nawet całe płyty dedykowane były właśnie im. O swoich uczuciach śpiewał w chwilach szczęścia, po rozstaniu przejmująco dzielił się swoimi przeżyciami i emocjami.

Jego długa kariera pełna była zakrętów, wielkich nadziei, które potem okazywały się być niespełnione. Ot chociażby w 1973 roku, kiedy Martyn wydaje album „Solid Air”, dzieło uznawane dziś za jego szczytowe osiągnięcie lat 70. i jeden z najważniejszych albumów w dorobku. Ta płyta to snujące się, mroczne rozważania na temat kondycji człowieka. Delikatność i subtelność nastroju podkreśla skromne instrumentarium- gitara, bas, saksofon, czasami słychać wibrafon. Tytułowe „Solid Air”, które znalazło się także na jednej z naszych składanek, to najpierw ostrzeżenie a potem hołd złożony przyjacielowi, Nickowi Drake'owi, który popełnił samobójstwo kilka miesięcy o powstaniu nagrania.

Mimo, iż muzyk był wówczas w doskonałej formie a „Solid Air” jak i wydane niedługo potem „Inside Out” uważa się za płyty idealne, to jednak te krążki nie odniosły sukcesu komercyjnego, zresztą jak i żadna z jego płyt, jak się po latach okazało. Rozczarowany, głównie przemysłem muzycznym, Martyn w geście protestu postanowił swój kolejny album wyprodukować samodzielnie. Wydane tuż po „Inside Out” „Live At Leeds” można było nabyć wyłącznie drogą pocztową, pisząc bezpośrednio do Johna i Beverly w Hastings. Za to otrzymywało się płytę z okładką opatrzoną autografami małżeństwa Martynów. W związku z tym przez trzy dziesięciolecia oryginalne, winylowe egzemplarze były prawdziwymi białymi krukami.

Dopiero cztery lata temu, 21 lutego 2006 roku ukazał się podwójny album „Live At Leeds and More”.

Na pierwszej płycie zamieszczono zapis tamtego pamiętnego występu sprzed 30 lat, zaś na krążku drugim znalazł się wybór najlepszych koncertowych nagrań Martyna, począwszy od końca lat 70. Obok klasyków takich jak „Looking On”, można tam znaleźć m.in. bardzo osobistą wersję „Over The Rainbow”.

Dla fanów muzyka była to niewątpliwie gratka usłyszeć artystę w doskonałej formie, w towarzystwie znakomitych muzyków: Danny'ego Thompsona czy Johna Stevensa. Dla polskich wielbicieli muzyka to namiastka czegoś czego u nas nigdy nie przeżyli i nie przeżyją- Martyn nigdy bowiem nie występował w naszym kraju na żywo. A ponieważ fani lubią wszelkiego rodzaju rarytasy to tak przy okazji warto przypomnieć, że dwa lata później ukazał się czteropłytowy box zawierający 61 nagrań, w większości nigdy wcześniej nie publikowanych. Mimo wielu rozczarowań jakich doznał w trakcie kariery z powodu niewłaściwego odbioru jego dzieł, ani razu nie przeszła mu przez głowę myśl by nagiąć się, stworzyć coś wbrew sobie. Bo jak stwierdził w jednym z wywiadów: „Jeślibym bardziej uważał na siebie i bardziej kontrolował , moja muzyka nie byłaby aż taka interesująca. Pewnie byłbym bardzo bogaty, ale nie miałbym przyjemności z życia i śpiewania”.

Muzyka dzień po dniu (Posłuchaj):

Więcej muzycznych felietonów Wojtka Jakubowskiego znajdziesz w zakładce MUZYKA, a TU wczorajszy.

Tagi:
REKLAMA
Dźwięki
Muzyka dzień po dniu. 21 lutego 2010 r.