Wszystkie nieprzespane noce – wywiad i recenzja

Jan Pelczar | Utworzono: 05.11.2016, 07:44
A|A|A

WSZYSTKIE NIEPRZESPANE NOCE *****

Smutny film o ludziach pełnych radości. Mają w sobie fajerwerki, ale nie mają na nie okazji.

Od fajerwerków się zaczyna. Bohaterowi wstyd (strasznie wstyd). Lecz zakochał się. Który raz? Setny raz. Kręci się, męczy się, sam nie wie, czego chce. Wylicza ile oddechów, ile papierosów, ile zerwań i rozstań składa się na jedno życie.

MICHAŁ MARCZAK O SUNDANCE I PIERWSZYCH REAKCJACH NA FILM:

Od fajerwerków się zaczyna. Sylwestrowa Warszawa z Pałacem Kultury i Nauki oraz szklanymi wieżowcami po raz pierwszy nie wygląda jak sceneria taniej komedii romantycznej, a magiczne tło poetyckiego filmu o młodzieży. Na portrecie pokolenia się nie skończyło. Jest w filmie Michała Marczaka ponadczasowa tęsknota za młodością i fala wspomnień z czasów, gdy liczyła się przede wszystkim zabawa. Filmowy dziennik Krzysztofa przypomnieć może czytelnikom czwartą część „Mojej walki” Karla Ovego Knausgaarda, z tym że współczesna Warszawa to miejsce o wiele mniej niewinne od północy Szwecji drugiej połowy lat 80. XX wieku. I z pewnością o wiele bardziej zadzierające nosa. Marczak jest w tej Warszawie zakochany, dlatego pokazuje ją w filmie jak najpiękniejsze miejsce na ziemi, przynajmniej do spędzenia udanego weekendu.

MICHAŁ MARCZAK O BOHATERACH I MIEJSCACH:

Tak pięknej Warszawy, tak dobrze zmontowanej historii, tak umiejętnie kleconej z codzienności filmowej poezji, nie można wiele zarzucić. Tym bardziej szkoda, że nie trzymała mnie w zachwycie dłużej, że zabrakło mi tego uścisku w finale i że nie udało się zrobić filmu z cyklu „Dwaj ludzie z sofą”. Została „Rozmowa z człowiekiem z sofy”. W opowieści o dwóch przyjaciołach pojawia się pęknięcie. Była dziewczyna jednego zaczyna spotykać się z drugim. Eva Lebeuf na zmianę wypełnia ekran niebywałą energią i irytuje sposobem prowadzenia rozmowy. Jej gwiazda wyznacza kres wspólnej historii chłopców, z którymi byliśmy od pierwszych scen. Spacerowicze z pustych nocnych ulic, wędrowcy opustoszałych podwórek i śpiących zakamarków, będą już tylko w blasku dnia kurtuazyjnie zadawać sobie pytania przy papierosie. Marczak skupi się tylko na jednym z bohaterów. Sentymentalny, zamglony hrabia potrzebował odbicia w postaci Michała Huszczy. Gdy został mu jedynie mikrofon, kostium różowego królika i interakcja z nieznajomymi w parku, miejsce przyjaźni zastąpiła samotność akwizytora i wodzireja.

Jak mówiła jedna z bohaterek: „tyle się miało wydarzyć, a nic się nie wydarza”. W społecznym, politycznym, czy historycznym kontekście osadzić chłopców z „Wszystkich nieprzespanych nocy” mogą jedynie skojarzenia polskiego widza. To on będzie wiedział, że efektowną scenę tańca pod prąd, gdy Krzysztof Bagiński idzie ulicą pełną nieruchomych aut, wzdłuż chodników z zatrzymanymi w miejscu przechodniami, nakręcono o 17:00, podczas kolejnej rocznicy powstańczej godziny W. I tylko on zrozumie, jak bardzo zmieniła się Warszawa w ostatnich latach, by obraz imprez z „Wszystkich nieprzespanych nocy” był wiarygodny. Na końcu tylko polski krytyk postawi pytanie, czy film Marczaka stał się już filmem historycznym, a panujące w nim poczucie wolności to klimat wczorajszej Polski. Zagranicą „Wszystkie nieprzespane noce” pozostaną uniwersalnym, sentymentalnym spojrzeniem na pamięć, lotem przez fragmenty wspomnień. Bohaterowie kina i literatury często poszukiwali sposobu na wieczną młodość. U Marczaka mamy prędzej poszukiwanie wiecznego lata, jak w tytule piosenki Adama Repuchy, którego znacie od lat z anteny Radia RAM, a teraz możecie podziwiać na ekranie we „Wszystkich nieprzespanych nocach”.

Gdyby to był teledysk, jego twórcy nie byliby tak wrażliwi na słowa. Oczekiwany laureat Sundance, niezrozumiany na festiwalu w Gdyni, imponuje jednak przede wszystkim obrazami oraz ich połączeniem z muzyką. Płyniemy przez film, jak jego bohaterowie przez swoje dojrzewanie, dzięki montażowi Doroty Wardęszkiewicz i zdjęciom Michała Marczaka. Warto słuchać także tego, co i jak mówią jego bohaterowie. Nie zawsze jest to łatwe – kręcony na wielu prawdziwych imprezach film musiał zyskać w postprodukcji właściwie nową ścieżkę dźwiękową, a niekiedy dubbing potęguje wrażenie sztuczności. W wielu kwestiach podbija to słowa, obliczone na efekt: randkowy, pozerski, klubowy. Bohaterowie „…nocy” mogą często denerwować widzów, jak to pijani trzeźwych, ale często są też w imponującym locie, wchodzą jak piaseczek w swoje fazy. I wtedy warto za nimi nadążyć, inaczej trudno będzie się wczuć w ich twarde lądowania. O samotności w tłumie i melancholii zabawy bohaterowie Marczaka opowiadają najlepiej.

REKLAMA

To może Cię zainteresować