Festung Breslau

Beata Maciejewska | Utworzono: 24.01.2014, 16:32 | Zmodyfikowano: 26.01.2014, 02:00
A|A|A

Willa Colonia. fot. Bonio/ Wikipedia

Do rangi „Festung” miasto awansowało dopiero w sierpniu 1944 r., znaczyło to tyle, że ma pełnić funkcję falochronu, wiążąc znaczną ilość wojsk nieprzyjaciela i rozbijając napór radzieckiej ofensywy. Dwa miesiące później nad Breslau pojawiły się pierwsze sowieckie samoloty. Zginęło 69 osób. 70. ofiarą była młoda pokojówka Maria Kneipp, która podniosła z ulicy kilka drobiazgów należących do mieszkańców domu uszkodzonego przez bomby. Zabrała srebrny pierścionek z akwamaryną, obrus, damską koszulę, komplet damskiej bielizny oraz majtki z dzianiny. I za to właśnie została zgilotynowana.

Potem alarmy lotnicze powtarzały się już regularnie, a w Wigilię i Boże Narodzenie 1944 r. mieszkańcy spędzili w schronach i piwnicach. Wreszcie 12 stycznia 1945 r. ruszyła zimowa ofensywa Armii Czerwonej, a pięć dni później Sowieci zbombardowali wrocławskie stacje kolejowe.

O tym, że sytuacja na froncie zmienia się radykalnie na niekorzyść Niemiec, świadczyły tłumy uciekinierów ze wschodnich prowincji Rzeszy. Jeśli 1 grudnia 1940 r. w Breslau żyło 638 905 osób, to w styczniu 1945 r. było ich ponad milion. Wielu miało nadzieję, że Breslau zostanie ogłoszone miastem otwartym. Stracili tę nadzieję 19 stycznia, musieli mimo silnego mrozu opuścić miasto piechotą. Szacuje się, że dla 90 tysięcy była to droga do śmierci.

W ciągu trwającego 80 dni oblężenia miasta życie straciło do 80 tys. cywilów, w tym 3 tys. na skutek samobójstw. Zginęło 6 tys. żołnierzy niemieckich, 23 tys. zostało rannych (60 proc. stanu). Straty sowieckie to ok. 65 tys., w tym ok. 8 tys. zabitych.

W mieście wciąż można oglądać pamiątki po Festung Breslau, do najciekawszych należą cztery naziemne schrony lotnicze  przy dzisiejszych ulicach Stalowej, Ładnej, Ołbińskiej i pl. Strzegomskim, które od 1940 roku projektował znany architekt Richard Konwiarz. Schron przy pl. Strzegomskim (Striegauer Platz), wzniesiony ok. 1942 roku na planie koła, jest z tej czwórki największy, ma sześć kondygnacji, a zbudowany został z żelbetu o grubości 1,1 m. Trzeba go koniecznie obejrzeć, bo został znakomicie odrestaurowany na potrzeby muzeum sztuki współczesnej. Do 22 kwietnia 1945 roku funkcjonował jako lazaret, trzy dni później zdobyli go Rosjanie.

Ernst Hornig, wybitny duchowny protestancki, w swoich wspomnieniach z oblężonego miasta zamieścił relację Gustawa Panka, który w bunkrze przy pl. Strzegomskim pracował jako hydraulik i elektryk: „Ten ogromny bunkier, mający sześć pięter był przepełniony. Nie tylko pomieszczenia, ale także sienie i korytarze wypełniali ranni i umierający. (…) Wybuchy bomb kołysały raz po raz całym bunkrem. Wtedy miska zupy zsuwała się ze stołu. Światło elektryczne zgasło. Po 3 sekundach uruchomiło się oświetlenie awaryjne. W sposób minimalny oświetlone były tylko korytarze i sala operacyjna. Agregat z silnikiem diesla pracował teraz całą noc. Nie otrzymywaliśmy z zewnątrz, od elektrowni żadnego prądu. Kabiny, w których leżeli ranni musiały być oświetlane świecami woskowymi. Także i na nich oszczędzano, nie wiedziano bowiem, czy kiedyś jeszcze zostaną dostarczone”.

Warto odwiedzić także willę Colonia, w której podpisano akt kapitulacji twierdzy. Willa stoi przy ul. Rapackiego 14, przed wojną Kaiser-Friedrich-Strasse. Na początku ubiegłego wieku na przedłużeniu osiedla Borek II wybudowano tu kilka okazałych rezydencji. Colonia została wzniesiona w 1905 roku. Swoje pięć minut miała 6 maja 1945 roku. "Dowódcę >>Festung Breslau<< zawieziono do sztabu 22. Korpusu, mieszczącego się w willi Colonia, gdzie podpisał uzgodnione poprzednio przez parlamentariuszy warunki kapitulacji. W willi Colonia przebywał generał Niehoff jeszcze przez cały tydzień" - wspominał Omar Jachjajew, radziecki parlamentariusz. W latach 70. Jachjajew ponownie odwiedził Colonię. W 1975 wmurowano w ścianę domu tablicę upamiętniającą kapitulację. Dom nie ucierpiał w czasie wojny i w 1945 roku został zasiedlony.  Z przedwojennego wyposażenia zachowały się meble w gabinecie i w salonie.

Beata Maciejewska, Gazeta Wyborcza

REKLAMA

To może Cię zainteresować