Sporty ekstremalne na Ołtaszyńskiej

Przemek Gałecki | Utworzono: 17.01.2014, 09:12 | Zmodyfikowano: 17.01.2014, 08:13
A|A|A

fot. archiwum radioram.pl

Spokojnie cicho i zielono. Jednak życie w domach przy ulicy Ołtaszyńskiej od kilku lat zmieniło się nie do poznania - kierowcy za nic mają przepisy i pędzą po poniemieckiej kostce zdecydowanie za szybko. Mieszkańcy od lat walczą o poprawę bezpieczeństwa przede wszystkim dla swoich dzieci, które chodzą do pobliskiej szkoły - bezskutecznie.

W pobliżu wybudowano kilkadziesiąt bloków, do których dojeżdża każdego dnia kilka tysięcy osób - właśnie ulicą Ołtaszyńską. Zdaniem jej mieszkańców, mimo ograniczenia prędkości do 30 km/h pokonywanie ulicy to sport ekstremalny

- Śmiejemy się, że dzień bez wypadku jest dniem straconym - mówią mieszkańcy pobliskich domów. - Prosiliśmy o budowę sygnalizacji świetlnej i progów spowalniających, ale nic z tego - mówi Anna Dras, która wraz z sąsiadami od kilku lat walczy o zmianę organizacji ruchu - nie udało się.

Podobne pisma od lat wysyła także dyrekcja pobliskiej szkoły podstawowej, do której chodzi prawie pięciuset uczniów. - Wielu z nich dochodzi na zajęcia samemu i z pewnością nie jest to bezpieczne - mówi dyrektora podstawówki Krystyna Gęsiak-Piątkowska.

Posłuchaj:

Komentuje Marek Waligóra:

O polskich kierowcach można napisać tomy i tak nie wyczerpie to ich pomysłowości w omijaniu prawa. Tak będzie jednak dopóki sami nie nauczymy się, że sygnał do policji nie jest donosicielstwem, ale służy nam wszystkim. Tak jest już od lat w wielu europejskich krajach; u nas wciąż pokutuje przekonanie sprzed 30 lat, że policja (milicja) służy władzy.

Z drugiej strony jesteśmy w kropce, kiedy mimo wielu sygnałów, patroli policji czy straży miejskiej ni widu ni słychu. A to oznacza, że nieuchronność kary, czyli mandatu jest bliska zeru i stąd pędzące auta tam, gdzie jest ograniczenie do 30 km/h, samochody parkujące prawie w drzwiach klatek schodowych, na torach tramwajowych czy przejściach dla pieszych. Dopóki kara nie będzie wysoką i obligatoryjną karą nie możemy liczyć na to, że znaki i przepisy będą respektowane. 

Dziwne, ale polscy kierowcy stają się łagodni jak baranki po przekroczeniu naszej zachodniej granicy. Tam to funkcjonuje. U nas, jak widać na przykładzie ul. Ołtaszyńskiej, jedynym działającym rozwiązaniem jest rozwiązania siłowe; z tym, że siła musi działać na samochód. Kto nie wie jak można spowolnić ruch niech przejedzie boczną dróżką przez parking stacji Orlenu przy ul. Ślężnej w kierunku centrum. Zapewniam nie ma tam aut jadących szybciej niż 15 czy 20 km/h.

REKLAMA