"Jaskinia zapomnianych snów" 3 D

Jan Pelczar | Utworzono: 09.09.2011, 15:32 | Zmodyfikowano: 09.09.2011, 15:33
A|A|A

fot. mat. prasowe

Cieszę się, że nie dałem się skusić na wrocławskie pokazy „Jaskini” w 2D. Oprócz „Piny” Wendersa, to właśnie „Jaskinia” Herzoga daje sens istnieniu technologii trójwymiaru w kinie. Artysta zamienia obraz z każdej kamery na dzieło sztuki. 3D nie zawsze jest odpowiednim narzędziem, ale w przypadku Herzoga jego wybór wreszcie ma głębokie uzasadnienie. Tylko dzięki temu możemy poznać z bliska wnętrze jaskini Chauveta, nazwanej na cześć odkrywcy. To właśnie tam, w 1994 roku, znaleziono najstarsze zachowane malowidła ścienne, pochodzące sprzed ponad 30 tysięcy lat.

Jaskinia w dolinie Rodanu przez 20 tysięcy lat była zabarykadowana skałami. Teraz wejść mogą tam jedynie naukowcy. Wyposażeni w nowoczesny sprzęt odtwarzają niezwykłą chronologię - 30 tysięcy lat temu powstał malunek, kilka tysięcy lat później przyszedł niedźwiedź i poprawił parę kresek pazurami. I znów cisza na dziesiątki tysięcy lat. Ogrom czasu nie obezwładnia widza. Herzog zabiera nas w mistyczną wyprawę po jaskini. Niczym Aborygen z przypowieści jest artystą, który poprawia dawne dzieło, rozmawia z duchami.

Ciesze się, że otwarcie Dolnośląskiego Centrum Filmowego, na które sprowadzono „Jaskinię”, zgraną w kinach całej Polski, wypadło już po premierze „O północy w Paryżu”. W ostatni piątek sierpnia wybrałem się dzięki temu wehikułem czasu po złotych latach artystycznej bohemy, a w pierwszy piątek września zostałem zabrany wstecz o wiele bardziej zdecydowanie. Mimo to, również trafiłem do świata artystów. Herzog przesuwa „Jaskinią zapomnianych snów” datę początków kina o dziesiątki tysięcy lat, udowadniając w jak przemyślany sposób pradawni mieszkańcy zlodowaciałej Europy próbowali uchwycić ruch i stworzyć na ścianie wrażenie przesuwających się obrazów. By nie przygniotła nas ranga odkrycia, Herzog odbrązawia naukowców - rozmawia z wrażliwym archeologiem, który przez lata był cyrkowcem, a wyprawy do jaskini są dla niego wyczerpujące psychicznie. Jest też wieloletni prezes francuskiego stowarzyszenia perfumiarzy, który szuka w lesie jaskiń, niczym trufli. Na tle takich postaci, każdy pomysł na rozwiązanie tajemnic, znalezionych wśród prehistorycznych malowideł, jest prawdopodobny. Myśl o tym, że czaszka niedźwiedzia wyznaczała ołtarz nie brzmi już jak fantazja. 

W jeszcze inny wymiar przenosi nas filmowe post-scriptum. Spojrzenie od strony aligatora-albinosa każe zadać sobie pytanie o pozostałości, które zostaną znalezione w naszych jaskiniach. Czy pokryci kalcytem będziemy mieli coś ciekawego do powiedzenia? A może żyjemy już tylko między wyobrażeniami na temat przeszłości, a fantazjami o cudach, które nadejdą. Teraźniejszość toczy się w takiej teorii jedynie siłą rozpędu, niezwykle trwałą, jak wszystkie rozwiązania tymczasowe. Herzog, jak na dokumentalistę i eseistę przystało zostawia nas z ważnymi pytaniami, na które odpowiadać można przez kolejnych 30 tysięcy lat.

Posłuchaj recenzji:

REKLAMA
Dźwięki