Przez kontynenty - na początek roku

Jan Pelczar | Utworzono: 06.01.2018, 09:57 | Zmodyfikowano: 06.01.2018, 09:57
A|A|A

zdj. Przez kontynenty

O eskapadzie grupy przyjaciół z Wrocławia dookoła globu opowiedzieli w Radiu RAM Marta Sokulska i Tomasz Juszczyszyn. W 2013 roku, po zakończeniu roku akademickiego, część siedmioosobowej grupy wyruszyła na wschód autostopem. Pozostali dolecieli później do Bangkoku. 

Tomek zrozumiał, że ta wyprawa będzie wyjątkowa w drugim miesiącu wyprawy, na trekkingu w Nepalu. Marta zderzyła się z egzotycznym światem w stolicy Tajlandii.  Na miejscu okazało się, że żmudne przygotowania nie do końca były potrzebne.  Tomek jechał dalej nawet, gdy okradziono go z całego sprzętu.

Marta nie byłaby sobą, gdyby w czasie podróży nie zawiodła znajomych na rockowy koncert. W Sydney wybór padł na Dave Matthews Band. Na Bruce'a Springsteena nie sposób było dostać biletów. Do dziś żałują, że koncert Jeffa Becka w słynnej Operze uznali za zbyt drogi.  Australia była przystankiem na pracę i zarabianie na kolejną część trasy. Tomek wyrywał chwasty i zbierał jabłka, Marta pracowała na polu golfowym. 

- Najciekawszych ludzi spotkaliśmy w autostopowej podróży przez Turcję i Iran - opowiadał Tomek.  Gdy przez Nepal oraz Indie dotarli do Tajlandii, pozostała grupa ledwo ich poznały. - Zapuścili brody i schudli - wspomina Marta.  Mimo, że w Azji nikt nie odmawiał sobie jedzenia. Najprostsze potrawy w najbardziej banalnych miejscach były przepyszne. 

Jedną z najchętniej wspominanych przez Martę i Tomka przygód jest niespodziewana wizyta na malezyjskim weselu. To jedno z wielu świadectw wschodniej gościnności, ale do dziś niezapomniane. 

 

 

Mniej różowe są wspomnienia z okresu świąteczno-noworocznego. Święta na Bali, nawet przy dobrej pogodzie do surfingu, to nie to samo, co barszcz w domu. Sylwester? Co z tego, że w Singapurze, skoro przyszedł nie w porę. 

 

 Chiński Nowy Rok już ominęli, bo zaczęli pracę w Australii, by zarobić na podróże po Ameryce Południowej.  Od pracy robili sobie oczywiście wakacje - zwiedzili wybrzeże, outback i Nową Zelandię. 

W Australii robimy sobie z Martą i Tomkiem przerwę.

Wróciliśmy w drugą sobotę Nowego Roku, by posłuchać o południowoamerykańskich perypetiach. Zaczęliśmy od nauki, która płynie z długich podróży.

Pierwszym przystankiem w Ameryce Południowej było Chile. Na tamtejszych bazarach bawili się m.in w "ja kupuję, ty musisz to zjeść". 

 Zmiana kontynentu była najdłuższym dniem w życiu. Ominęli jedynie Brazylię. Z Chile przez Andy trafili do Argentyny i pojechali na północ do Boliwii. 

 W Peru wzięli udział w ceremoniach z udziałem szamana. W Boliwii zachwycali się słynną pustynią solną. 

 Numerem jeden, nie tylko w Ameryce Południowej, było Machu Picchu. I, jak się okazuje, nawet w kilkunastomiesięcznej podróży nie ma się zbyt wiele czasu.

Sposób podróżowania i postrzegania rzeczywistości zmieniał się też wraz z upływem czasu. Dało to o sobie znać w Kolumbii i Ekwadorze. 

Powrót był bolesny. Nawet pomimo wymarzonych placków ziemniaczanych na obiad. W czasie podróży można było nie wiedzieć, jaki jest akurat dzień tygodnia. Teraz to znów niewyobrażalne.

 

Rajem i najpiękniejszym miejscem spośród odwiedzonych w podróży dookoła świata pozostaje Nowa Zelandia. Mnóstwo tam krajobrazów, które wyglądają jak scenografia do filmu. I faktycznie nią były, ale bez udziału specjalistów od efektów wizualnych. Tomek przyznaje przy tym, że to przez Nową Zelandię trafił w Bieszczady.

Bieszczady są wciąż na liście podróżniczych marzeń Marty. Większych planów jeszcze nie robią. Krótsze niż roczne wyprawy najlepiej wychodzą spontanicznie. 

W kolejnych Podróżach z Radiem RAM będziemy  na fińskiej wyspie Livonsaari. Pojechała tam na pięć miesięcy Magda Sendal, która będzie naszą przewodniczką. 

 

REKLAMA

To może Cię zainteresować