Loveling ****

Jan Pelczar | Utworzono: 28.08.2018, 13:26 | Zmodyfikowano: 28.08.2018, 13:26
A|A|A

zdj. mat.prasowe

Pozornie w filmie Gustavo Pizziego nie znajdziemy nic odkrywczego. Oto jeszcze jedna krzepiąca historia rodziny, która wbrew przeciwnościom losu nie chce się pogrążać, zawsze patrzy w przyszłość z optymizmem i skupia się na tym, co dobre. Jasne, każdemu puszczą nerwy, każdy miewa chwile zwątpienia, ale klamrą jest wspólna wyprawa na plażę, gdzie nawet z wiatru od morza, który pozbawił radości innych plażowiczów, bohaterowie czynią atut. Osią fabuły jest wyjazd najstarszego z czworga rodzeństwa. Utalentowany bramkarz piłki ręcznej ma szansę zrobić karierę, ale musi wyjechać do Europy. Syndrom opuszczonego gniazda i jego wpływ na relacje między rodzicami też był w kinie poruszany wielokrotnie, podobnie jak raz radosna, a raz wymykająca się spod kontroli dynamika życia w tzw. dużej rodzinie. Nowością nie jest również niestety wątek przemocy wśród najbliższych. Na marginesie głównej historii swoje dramaty przeżywa siostra, która szuka azylu w kochającej się rodzinie i ucieka przed mężem, oprawcą. Pizzi i współscenarzystka, odtwórczyni głównej roli, a prywatnie była żona reżysera, Karine Teles, nie mówią nam nic nowego, ale podchodzą do swoich bohaterów z ogromną empatią. Ich filmowe atuty nie kończą się na umiejętności wywołania wzruszenia.

 „Loveling” jest odświeżający, bo w świecie jego bohaterów nie ma żadnych tematów zastępczych, rodzina nie żyje światem innych, rzadko sięga do mediów. Najważniejsze są relacje, które budują miedzy sobą. Gdy cierpią z powodu biurokracji, czy korupcji, nie zastanawiają się jakie są jej barwy. Niemcy? Leci się 15 godzin, to juz jest wykluczające. Nie każda rodzina może sobie pozwolić, by odwiedzać syna, który ma wyjechać na inny kontynent. Co jeszcze? Chyba jest tam zimno i ciagle są zamachy terrorystyczne. Coś słyszeli w radiu.

Sprzedawca z second handu, gdy usłyszy, że odjeżdżający syn gra w piłkę, stereotypowo uzna, ze w nożną. Ręczną? To branie piłki w ręce nie jest faulem? Ano nie jest. Każda gra ma inne zasady, każda rodzina także. Ta z „Loveling” zawsze sobie poradzi, zawsze utrzyma się na powierzchni, chociaż przelewa się tylko woda z zepsutego kranu, a na mur beton to zatrzasnęły się drzwi, reszta jest dość labilna. Dzieci raz mają raj, innym razem traci się do nich cierpliwość. W męża się wierzy lub ma się go dosyć. Na widok najbliższego otoczenia uśmiechamy się lub dopada nas przemożne zmęczenie. „Loveling” wyciśnie łzy z niejednego rodzica, ale tak naprawdę to optymistyczny seans dla całej rodziny.

REKLAMA

To może Cię zainteresować