Dobry listonosz *****

Jan Pelczar | Utworzono: 20.05.2017, 19:30
A|A|A

Zgadzam się z jurorami wrocławskiego Millenium Docs Against Gravity. „Dobry listonosz” to film, który zasłużył na Grand Prix.

Trudno sobie wyobrazić lepszy werdykt, bo trudno sobie wyobrazić lepszy dokument z tegorocznej edycji festiwalu i temat istotniejszy w dzisiejszej Europie. Na kryzys uchodźczy patrzyliśmy już z wielu stron, z perspektywy migrantów i mieszkańców, na których nabrzeża napływają. W większości przypadków uwagę widzów skupiano na tym, co złe.

POSŁUCHAJ WYWIADU Z LAUREATEM

Tonisław Hristow próbuje w zalewie niedobrych informacji znaleźć iskierkę nadziei. Nieważne, czy jego tytułowy bohater wygra wybory lokalne, w których startuje z hasłem „przyjmijmy imigrantów”, ważne, że na jego widok wraca wiara w człowieka.

 

Przenosimy się na bułgarsko-tureckie pogranicze, na wyludniającą się prowincję. Krajobrazy znajome także z wielu polskich wsi są filmowane z miłością dla malowniczej przyrody. Nie ma tu miejsca dla publicystycznego przygnębienia ruiną. Widoku skromnych lub rozpadających się zabudowań nie unikniemy, pojawi się też bohater, który nie chce podjąć fizycznej pracy, za to jest pełen pretensji do świata. To on stanie do walki o stanowisko burmistrza z tytułowym bohaterem. Będzie jeszcze kandydatka, której jest właściwie wszystko jedno. Hristow nie chce, by oblepił nas marazm, ani zdusiło zgorzknienie, najbliżej obserwuje Ivana.
Golyam Dervent staje się mikroświatem, metaforą Europy i toczących się w niej sporów.

Tegoroczne Millenium Docs Against Gravity zawiodło mnie wieloma tytułami, w których raziła, trudna do zaakceptowania w dokumencie, sztuczność. Sposób prowadzenia narracji, głosy zza kadru, „setki” do kamery, artystyczne ułożenie struktury, dobieranie bohaterów pod tezę lub zestawianie ich problemów – takie inscenizowanie obroniło się chyba jedynie w „Normalnym autystycznym filmie” i w „Safari”. W filmach o nurkowaniu, rozwodach i słynnych artystach irytowało. Tonisław Hristow nie stosuje wyszukanych formalnych zabiegów, ale udaje mu się najtrudniejsza rzecz, wymagająca sporej zręczności od autora: bohaterowie rozmawiają nie z filmowcami, nie z widzami, a ze sobą. Kamera jedynie obserwuje. Hristow podarował widzom podwójny prezent: ocalił wiarę w klasyczny dokument i zwykłego człowieka. Ostatnie ujęcie „Dobrego listonosza”, wstyd Ivana, oglądającego telewizyjne doniesienia, przejmuje do szpiku kości.

RELACJA Z WRĘCZENIA NAGRODY: TUTAJ

 

REKLAMA

To może Cię zainteresować