RECENZJA: JURASSIC WORLD (****)

Jan Pelczar | Utworzono: 16.06.2015, 19:29
A|A|A

Jedna z ciekawszych innowacji (to słowo jest na miejscu w świecie korporacyjnych sequeli) „Jurassic World" też odnosi się do sceny mordobicia. Losy uczestników pewnej ekspedycji poznajemy przez pojawiające się na monitorach poziome linie i charakterystyczny dźwięk. Oszczędzono nam widoku krwawej jatki. Film Colina Trevvorowa („Na własne ryzyko") to czwarty odcinek cyklu o dinozaurach.

Nie dorównuje oryginałowi, ale znacznie przewyższa poprzednie kontynuacje. W początkach Steven Spielberg dawkował nam widok najstraszniejszych pre-gadów, postępował jak w klasycznym horrorze. Ta strategia powraca, ale tylko na chwilę – przecież dobry znajomy T. Rex nie ma już dla nas tajemnic.

Co innego hybryda dinozaura, wyhodowana właśnie na Isla Nublar, przemienionej w komercyjny park rozrywki. Oprócz zabójczych cech nowy gad przewyższa pozostałe inteligencją i biegłością w sztuce kamuflażu.

22 lata temu, przy okazji premiery oryginalnego „Jurassic Park", pisano o powrocie dinozaurów i spektakularnej bajce z morałem o ludziach, którzy chcą się podjąć boskich zadań. Po latach temat genetycznych manipulacji wciąż jest żywy, a dinozaury znów genialnie sprawdzają się w roli potworów. Już nie są tak jednoznaczne – zdarza się nawet oswojony prehistoryczny drapieżnik.

Panujący nad raptorami treser Owen to rola, która dla Chrisa Pratta ma być przystankiem do stworzenia nowego Indiany Jonesa. Zdaniem większości krytyków Pratt zdał egzamin śpiewająco. Dla mnie rola z „Jurassic World" to połowa drogi między Jackiem Blackiem z „King Konga" a następcą Harrisona Forda, ale to zawsze lepiej niż w przypadku namaszczonego w „Kryształowej czaszce" Shii La Beoufa.

Chętnie zobaczyłbym kolejny duet Pratta z Bryce Dallas-Howard. To ten sam rodzaj damsko-męskich przepychanek, które znamy z Indiany Jonesa właśnie. Dallas-Howard ma przy tym wdzięk Naomi Watts z „King Konga". Wracają również wspomnienia takich tytułów jak „Miłość, szmaragd i krokodyl", a motor napędowy fabuły można ochrzcić „Kevin sam w Parku Jurajskim".

W weekend otwarcia film pobił wszelkie rekordy w światowym box office. Reklamacji na masową skalę nie będzie. Próba opanowania monstrum filmowana była na taśmie, dzięki czemu „Jurassic World" zachowuje klimat podobny do poprzednich części. Kompozytor Michael Giacchino wprawnie powrócił do udanych motywów Johna Williamsa. Efekty wizualne robią wrażenie szczególnie w scenach walk pomiędzy dinozaurami. Człowiek pozostaje wówczas bezradnym świadkiem, jak w ostatniej „Godzilli". Wciąż wrażenie robi też evergreen z dinozaurem skradającym się wokół porzuconego samochodu. To kolejna prehistoryczna prawda: najbardziej lubimy te strachy, których już się kiedyś baliśmy.

REKLAMA