Sampha "Process" (PŁYTA TYGODNIA)

Radio RAM | Utworzono: 27.02.2017, 20:32
A|A|A

Jako jeden z najbardziej tajemniczych brytyjskich artystów dwudziestosiedmioletni Sampha użyczał swojego talentu wokalnego, producenckiego i kompozytorskiego przy wielu różnych wydawnictwach. Od swoich rówieśników, rodaków w rodzaju SBTRKT, FKA twigs i Jessie Ware, po międzynarodowe supergwiazdy jak Drake, Solange, Kanye West, czy ostatnio Frankowi Ocean'owi na albumie ‘Endless’. Stał się jednym z najbardziej wpływowych i pożądanych współpracowników.

Teraz przyszedł czas, by za sprawą płyty ‘Process’ opowiedział własną historię.

Jako najmłodszy z pięciu braci Sampha Sisay dorastał w bliźniaku w Morden, na przedmieściach Londynu, gdzie jego rodzina przeprowadziła się z rodzinnego miasta Kenema w Sierra Leone. Gdy miał trzy lata jego ojciec przyniósł do domu fortepian, który okazał się mieć ogromny wpływ na życie młodego Samphy. Uczył się na nim gry, w tym samym czasie odkrywając możliwości cyfrowego oprogramowania służącego do produkowania muzyki, które w późniejszym czasie wpłynęło na głęboko emocjonalny charakter jego twórczości.

Gdy dorastał, jego bracia dzielili się z nim całą paletą różnej muzyki, od The Strokes po Briana Eno i jazz. Co tydzień ich ojciec przynosił do domu nową płytę CD, pokazując mu całą gamę różnych brzmień, od pięknych arii Pavarottiego po harmoniczne odcienie zachodnio-afrykańskiej muzyki Wassoulou. Był także zachęcany do tworzenia własnej muzyki. Po tym, jak za pośrednictwem serwisu Myspace odkrył takich południowo-londyńskich producentów jak Kwes czy Micachu, przy pomocy programu Reason, chciał tworzyć grime.

Bardziej niż z inspiracji jakimkolwiek konkretnym artystą, a w wyniku różnych odkryć, zaczął układać akordy i kompozycje, które stały się kluczowe dla jego późniejszych utworów. Co jednak ważniejsze, chciał kontaktować się ze swoją publicznością w sposób bezpośredni, co sprawiło, że jego głos i produkcje wniosły się na wyższy poziom.

„Zawsze podobało mi się, że harmonie i nuty powstają w wyniku emocji” – mówi o swoich wcześniejszych wydawnictwach, którymi zaczął się dzielić już od 2010 roku. Zaraz po tym, jak w 2010 roku ukazała się jego debiutancka EP-ka ‘Sundanza’, u jego mamy zdiagnozowano raka. Gdy zmarła we wrześniu zeszłego roku, niemal dwie dekady od śmierci jego ojca, zaczął zastanawiać się nad swoją moralnością, w sposób jaki nie robił tego do tej pory. Kilka lat wcześniej, gdy koncertował z SBTRKT, odkrył w swoim gardle guzek. Zrobił endoskopię. Jedną, drugą, trzecią, jednak lekarze nie byli w stanie niczego znaleźć. Jednak on cięgle tam jest. W otwierającym album, delikatnym, fortepianowym ‘Plastic 100ºC’ śpiewa: „oh, sleeping with my worries, yeah / I didn’t really know what that lump was.” ”Chodzi o brak wiedzy” – mówi o swoich gardłowych problemach, które miały wpływ na jego życie. „Śmierć jest czymś bardzo realnym, co może ci się przytrafić. To jest trudne. Znaczenie duchowości polega na tym, jak sobie z tym poradzić. Nie jestem religijny, ale jestem niemal zazdrosny o ludzi, którzy są, i którzy poświęcają swój czas na większy obraz.”

Chociaż nie jest to concept-album, ‘Process’ opowiada o odkryciu duchowości, albo przynajmniej jej poszukiwaniu i zrozumieniu. Jest dokumentacją doświadczeń, jakich Sampha doznał na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Jest także wynikiem nauki tworzenia muzyki, tego, że uczucia rodzą się z tych artystycznych procedur. „Dla mnie uczucia są najważniejszą rzeczą w życiu. Bez nich jesteś martwy. Muzyka jest więc sposobem dotarcia do kwintesencji życia.”

Przynoszący olśniewający głos i produkcję Samphy album (przy pracy nad którym wspomagał go w roli współproducenta Rodaidh McDonald), jest niezwykle mocny emocjonalnie. Szczególnie w wyjątkowym utworze ‘(No One Knows Me) Like The Piano’, niezwykłej medytacji na temat fortepianu, który stał w jego rodzinnym domu, gdy był dzieckiem. „No One Knows Me...” wyróżnia się dlatego, że zbiera w całość emocjonalny chaos, który był we mnie do tej pory. Piosenki w rodzaju „Blood On Me” i „Plastic”, są bardzo intensywne, jednak prowadzą do tego punktu. Wszystkie mówią o tym, jak czuje się w tej chwili.”

W kończącym album ‘What Shouldn’t I Be?’, z różnych perspektyw zastanawia się nad tym, co wydarzyło się w jego życiu na przestrzeni ostatnich sześciu lat. O podróżach po całym świecie, by pracować z Drake'm, ale także powrocie do domu, by znowu spotkać się z matką. „Kim jestem, aby być na okładkach magazynów? Albo kim jestem, aby na nich nie być? Powinienem być w domu i zajmować się matką, czy powinienem zająć się swoim życiem? Powinienem odpowiadać za rodziców, czy za siebie?” W jakim stopniu powinno się odpowiadać za siebie, a w jakim za innych?”

Nie można jednak nie zauważyć, że na ‘’Process pojawiają się także momenty euforii. Jest to swoiste portfolio ludzkich emocji, obdarte z elektronicznych dźwięków, które tworzył przez lata, a przedstawione w bardziej surowych i bezpośrednich formach. A wszystko wywodzi się z pragnienia pokazania siebie na debiucie z innej strony. „Dokumentuję swoją naturę. Pozwalam rzeczom być, bo każda rzecz ma swój proces. To wyszło ze mnie, by się skonfrontować i pogodzić z pewnymi rzeczami.”

Jego wierni fani czekali na ten album sześć lat. Dla samego Samphy najważniejsze było jednak nagranie niezwykle czystego i emocjonalnie uczciwego debiutu. „Każdy ma do opowiedzenia historię. Zawsze jest jakaś historia. Dopóki ktoś słucha.”



REKLAMA

To może Cię zainteresować