"Procedura wejścia" w legnickiej szkole to dobre, czy złe rozwiązanie?

Andrzej Andrzejewski | Utworzono: 11.03.2015, 10:23
A|A|A

fot. sp2legnica.pl

Matka jednej z uczennic opublikowała w sieci procedurę wejścia do klasy obowiązującą w Szkole Podstawowej nr 2 w Legnicy. Procedurę, która zdaniem specjalistów powinna być uznawana za wzór, choć na pierwszy rzut oka może nawet bulwersować.

Zasad wejścia do klasy jest dokładnie 10 (kliknij w obrazek poniżej i przeczytaj). W regulaminie przypiętym do drzwi każdej sali starszych klas napisano również o absolutnej ciszy, o tym, że kto nie potrafi sprostać zasadom, wchodzi na końcu. No i o nagrodach. Magdalena Sulewska dyrektorka placówki podkreśla, że regulamin to efekt umowy zawartej dwa lata temu między rodzicami, uczniami i nauczycielami. - Od siedmiu lat prowadzimy szkołę z oddziałami terapeutycznym. Mamy dzieci z  zaburzeniami zachowania, emocjonalnymi, opozycyjno-buntownicze. Zdaniem psychologów dzieci. np. z ADHD, żeby rozpocząć lekcję i z niej skorzystać,  muszą mieć coś w rodzaju buforu między przerwą, a lekcją, na której muszą się skupić - tłumaczy Sulewska. 

Za wejście do klasy, zgodnie z zasadami, uczniowie natychmiast muszą otrzymać nagrody. Tak mówi regulamin. Katarzyna Rymarczuk, wychowawczyni podkreśla, że po kary w legnickiej dwójce nauczyciele sięgają sporadycznie. - Kierujemy się zasadą prawa efektu - zachowania nagradzane mają większą szansę na to, żeby były kontynuowane - mówi nauczycielka. 

Przy czym nagrody za każdym razem są identyczne. To żetony, które można wymienić. Z odpowiednim wyprzedzeniem szkolną walutą można zapłacić za nieodrobione lekcje - jednorazowo. Klasa Krzyśka właśnie zbiera sto żetonów na seans w kinie - za który zapłaci Rada Rodziców. To nie wszystkie korzyści. - Jest bezpieczniej, nie ma popychania. Ja przyznam, że nie zawsze pamiętam o zasadach. Ale jak zobaczę kartkę o wiem, że mam się ustawić i czekać na wejście - mówi chłopak. 

Procedury wejścia na lekcje dotyczą wyłącznie uczniów klas 4-6. Żaden z rodziców jedenasto, dwunasto czy trzynastolatków nie skarży się na takie praktyki. Przeciwnie. Natomiast przymocowane do drzwi kartki z regulaminem bulwersują część rodziców klasy zerowej. Dr Maria Jolanta Zajączkowska adiunkt Katedry Pedagogiki Wyższej Szkoły Zarządzania i Edukacji we Wrocławiu przyznaje, że procedura wejścia może i powinna szokować. Ale tylko tych, którzy nie znają specyfiki szkoły, bo tym przypadku porozumienie uczniów, nauczycieli i rodziców może nawet uchodzić za wzór do naśladowania. - To dla mnie nowum, ale mieści się w pojęciu tzw. kontraktu - mówi dr Zajączkowska:

Jednoznacznej opinii w tej sprawie nie ma jeszcze Janina Jakubowska, dyrektorka Dolnośląskiego Kuratorium. Sprawę zna jedynie z relacji dziennikarskich, ale jeszcze dziś w szkole pojawią się wizytatorzy. - Bardzo nas zaniepokoiła, kojarzy nam się z musztrą wojskową. Może te dzieci, pochodzące z rodzin trudnych, potrzebują więcej ciepła i rozumienia. W tą stronę bym poszła, jeżeli chodzi o metody wychowawcze - mówi Jakubowska.

Skąd ta fala krytyki? - Muszę to powiedzieć - ślizgamy się bardzo po wierzchu, nie można ferować  wyroków zbyt szybko, poza tym odnosimy to do naszej rzeczywistości, w której się wychowywaliśmy. Większość dziennikarzy jest wychowana w innych czasach, w innych szkołach. Nie zna kontekstu, nie zna kultury tej szkoły, kultury dzieci, kultury środowiska, nie wie, jaka jest informacja zwrotna od dzieci - a to przecież najważniejsi użytkownicy tego kontraktu - mówi Maria Jolanta Zajączkowska.

A zatem oddajmy głos najważniejszym postaciom tej opowieści. Od razu wyjaśniam, że Pola i Jakub z pewnością nie są najpilniejszymi uczniami i w tłumie piątoklasistów wyłowiłem ich bez jakichkolwiek sugestii nauczycieli. Co mówią? Posłuchajcie:

REKLAMA

To może Cię zainteresować