Zmarł hr. Wojciech Dzieduszycki

(PAP) | Utworzono: 03.05.2008, 13:39 | Zmodyfikowano: 03.05.2008, 15:13
A|A|A

Wojciech Dzieduszycki (pseudonim Alberto Sas, Tunio, Turgieniew, ur. 5 czerwca 1912 w Jezupolu koło Stanisławowa, ob. Ukraina) - hrabia, polski aktor, śpiewak, dyrygent, dziennikarz, autor tekstów kabaretowych, działacz kulturalny, recenzent muzyczny i teatralny oraz inżynier. W październiku 2006 pokazuje światu swoje drugie, skrzętnie skrywane przez lata oblicze i wyznaje, że był współpracownikiem SB.


Dzieduszycki wywodził się ze starej i zamożnej rodziny szlacheckiej herbu Sas, która w 1775 otrzymała tytuł hrabiowski. Od czternastego roku życia pracował w majątku ojca. Ukończył studia na Wydziale Rolnym i Mechaniki Rolnej Politechniki Lwowskiej oraz tamtejsze Konserwatorium Muzyczne. W 1934 zadebiutował jako tenor w operze w Stanisławowie, w 1935 wystąpił w Operze Lwowskiej w roli Leńskiego w Eugeniuszu Onieginie Piotra Czajkowskiego oraz jako Rudolf w Cyganerii Giacomo Pucciniego, a później także w Opera Comunale we Florencji i w Mediolanie. Grał również role amantów, m.in. u Wilama Horzycy w Przygodzie w Grand Hotelu. W czasie II wojny światowej znalazł się w obozie jenieckim, w którym zorganizował obozowy teatr, a później w obozie koncentracyjnym Groß-Rosen. Skazany tam na karę śmierci, uniknął wyroku ponieważ został rozpoznany jako śpiewak operowy.

Wojciech Dzieduszycki był autentyczną celebrity Wrocławia. Był nie tylko naszym prawdziwym dolnośląskim hrabią, z hrabiowskimi manierami, wiedzą i humorem. Był także miłośnikiem muzyki poważnej i wynalazcą "Mąki wrocławskiej", bardzo polularnej z całej Polsce. Tym większym szokiem dla wrocławian jest informacja, że hr. Dzieduszycki był tajnym współpracownikiem SB.

Informacja wyszła na jaw, gdy hrabia dowiedział się bowiem, że publikację na temat jego przeszłości szykuje rzeszowski IPN i wyznał prawdę. W liście do prezydenta i mieszkańców Wrocławia przyznał się do tego, że został zmuszony do współpracy z organami służb bezpieczeństwa w 1949 r.

"Drodzy Koledzy!

Przypomniano mi bardzo bolesne i wstydliwe strony mojego życia.

W 1949 roku zmuszono mnie do podpisania tzw. "lojalki", robiąc ze mnie w ten sposób tajnego współpracownika SB.

Wyparłem te fakty z pamięci na tyle skutecznie, że dzisiaj nie wiem, kogo mogłem tym skrzywdzić, kogo powinienem prosić o wybaczenie. Podobno dotyczyło to kolegów z Redakcji. Proszę przyjąć ode mnie słowa przeprosin. Wierzę, że nie wyrządziłem nikomu nic naprawdę złego, ale może się mylę. Okazałem się zbyt słaby na okrutne czasy, w których przyszło mi żyć.

Wybaczcie

Wojciech Dzieduszycki"


- Wszystko co miałem do powiedzenia napisałem w liście. Przekazałem to panu prezydentowi. Od trzech miesięcy jestem chory i nie życzę sobie żadnych spotkań. Dla mnie jest to sprawa zamknięta. Dałem sobie z tym spokój - powiedział najpierw Dzieduszycki. Później zgodził się jednak na rozmowę, w której wyjaśniał, że został zmuszony do podpisania lojalki jako szef młyna we Wrocławiu. Miał dostać ultimatum - albo więzienie za rzekome nieprawidłowości, albo współpraca.

"Wyparłem te fakty z pamięci na tyle skutecznie, że dzisiaj nie wiem, kogo mogłem tym skrzywdzić, kogo powinienem prosić o wybaczenie." - mówił Dzieduszycki.

Z lat 1949 - 1971 zachowało się jego 400 ręcznie pisanych raportów, dotyczących głównie wrocławskich środowisk kulturalnych. Z wyjazdów zagranicznych donosił również na działaczy emigracyjnych: generała Stanisława Maczka, Jana Nowaka-Jeziorańskiego. W dokumentach jest tylko jedno pokwitowanie odbioru pieniędzy z 1965.

Artykuł rzeszowskich historyków IPN opublikował miesięcznik "Odra".

O wszystkim pisały m.in. również "Dziennik" i "Piąta Władza".

W 1972 Służba Bezpieczeństwa zakończyła współpracę uznając, że jego donosy nie mają już większej wartości. Był zbyt znanym informatorem i w jego towarzystwie na pewne tematy się w ogóle nie rozmawiało.

REKLAMA