Koncertowy Richard Bona

Radio RAM | Utworzono: 13.03.2008, 13:31 | Zmodyfikowano: 18.03.2008, 12:14
A|A|A

Kariera Richarda Bony rozwijała się stopniowo i trzeba otwarcie przyznać, iż zapracował na swój sukces uporem, konsekwencją i wiarą we własny talent i siłę muzyki. Ukochał ją nade wszystko i dziś jest w stanie stwierdzić nawet, że bywa lepsza niż seks. A zupełnie poważnie już rzecz ujmując warto przytoczyć takie oto słowa Richarda Bony: „Mój dziadek widział, że kiedy gram, jestem rozpromieniony i szczęśliwy. Zrobił mi pierwszy instrument. Kiedy dorastasz w takim miejscu jak ja, wszystko musisz stworzyć sobie sam. Do pierwszej gitary wykorzystałem części od roweru. Pierwsze moje instrumenty były rzeczywiście bardzo niedoskonałe, tak jak ja byłem niedoskonały. Potem było coraz lepiej. Na czwartej gitarze, którą sobie sam zrobiłem, nagrałem muzykę na moją pierwszą płytę”

Kamerun w Afryce na pewno nie należy do miejsc, gdzie łatwo zrobić karierę muzyka. Zanim doszło do nagrania przez Bonę entuzjastycznie przyjętego przez krytykę pierwszego albumu „Scenes From My Life” musiał emigrować do Paryża, grać u boku takich sław , jak Mike Stern, Pat Metheny, David Sanborn, czy Bobby McFerrin. Ale to tylko nieliczni, z którymi tworzył. Stało się tak również dzięki przeprowadzce do Nowego Jorku w 1995 r.

Dziś Richard Bona jest nazywany „Afrykańskim Stingiem”. Po pierwsze dlatego ,że gra na basie tak, jak lider The Police, po drugie zaś, jego muzykę cechuje brak ograniczeń. Swobodnie porusza się w rejonach jazzu, szeroko pojętnego world music, folku, rocka, popu….można by jeszcze długo wymieniać. Był członkiem formacji Pat Metheny Group, gdy ta promowała genialny album „Speaking Of Now”. Jego słynne wokalizy w utworze „Another Life” nie pozostawiają słuchacza obojętnym. A głos Richarda najwyraźniej zachwycił Pata Metheny i dlatego postanowił włączyć go do zespołu i zabrać w trasę koncertową.

Dużym uznaniem odbiorców cieszyły się kolejne albumy solowe Bony, jak choćby „Reverence” (2001) , „Munia (The Tale)” (2003) czy „Tiki” (2006), gdzie prezentował swoje możliwości wokalne i mnogość rytmów i melodii , jakie czerpał z rodzinnego Kamerunu przez całe dzieciństwo. Muzyka została w nim. Nie wyrzekł się swej kultury i tradycji i postanowił dać ludziom to, co cenił w muzyce afrykańskiej, uczynić z niej nową jakość i tym samym stać się jednym z najbardziej oryginalnych artystów obecnej sceny jazzowej i world music.

Przekonali się o tym słuchacze, którzy mieli okazje podziwać Richarda Bonę i jego zespół na żywo. Równiez polscy fani , a zwłaszcza wrocławianie, mieli kilka razy okazję uczestniczyć w koncertach tego znakomitego muzyka. Ostatnio możemy go także usłyszeć na krążku Anny Marii Jopek „ID”. Tym bardziej cieszy koncertowy album „Bona Makes You Sweat” , który własnie ukazuje się na rynku.

Płytę rozpoczyna nagranie „Engingilaye” połączone z kapitalnym „Te Dikalo”. Obie kompozycje należą do Bony, a można w nich usłyszeć między innymi fantastyczne sola na instrumentach klawiszowych (Etienne Stadwjick) i trąbki (Taylor Haskins). Kolejna perełka wydawnictwa jest cudna ballada „Suninga”. Po niej następuje rytmiczne i przebojowe „Kalabancoro” z rytmicznym basem. Następnie Richard śpiewa a capella w „Samaouma” a zasłuchana publiczność nagradza go gromkimi brawami po wykonaniu całości. Naprawdę wielki szacunek dla wrażliwości tego wokalisty.

W utworze „O Sen Sen Sen” otrzymujemy od głównego bohatera wieczoru dawkę pozytywnych emocji, którymi dzieli się, proponując wspólny śpiew i pląsanie. Dzieli słuchaczy na męskie i damskie głosy i zaprasza do wykonania różnych melodii w refrenie , co daje uczucie wielogłosowości. O tym fenomenalnym wręcz kontakcie z odbiorcą Bona da jeszcze znać w „Djombwe & I Wish****Trains”, które na płycie ukryte są pod numerkiem siedem. To w zasadzie dziewięć minut muzykowania i zespolenia różnych kompozycji , a wśród autorów tych dźwięków pojawia się również mistrz Stevie Wonder.

Po tak potężnej dawce emocji następuje bis w postaci „Te Dikalo”. Fani śpiewają z Richardem i zrelaksowani chłoną jego każdy dźwięk i nutę. Niewielu jest dziś takich twórców, którzy potrafia swoja muzyką hipnotyzowac i zarażać, tak jak Richard. Podobno bardzo lubi Polki i nasz pyszny żurek. Mam nadzieję , że zawita jeszcze nie raz do kraju nad Wisłą. Tymczasem z czystym sercem rekomenduję jego najnowsze dzieło i zapraszam na 89,8 , gdzie na pewno nie raz usłyszycie utwory z tego krążka.

Richard Bona
„Bona Makes You Sweat”
Universal Music Jazz France 2008

REKLAMA