The Bad Plus we Wrocławiu!

Radio RAM | Utworzono: 25.10.2007, 10:11 | Zmodyfikowano: 25.10.2007, 10:22
A|A|A

(Fot. za stroną http://bighassle.com/publicity/a_bad_plus.html)

Nie wiem czy kiedykolwiek usłyszałbym o niesamowitych jazzmanach spod znaku The Bad Plus, gdyby nie jedna z ostatnich edycji festiwalu „Jazz Nad Odrą”. Wciąż chylę czoła przed organizatorami imprezy, którzy nie po raz pierwszy wykazali się znajomością bieżących trendów i zaprosili do naszego miasta prawdziwe gwiazdy, odnoszące triumfy w najważniejszych salach koncertowych świata.

Szkoda tylko, że tych kilkanaście miesięcy temu koncert Amerykanów oglądała zaledwie garstka festiwalowej publiczności. Naprawdę wielka szkoda! To po części wina późnej pory - ich występ był pod koniec wieczoru, po godz. 23.00, a przecież na drugi dzień trzeba było wstać rano do pracy. Ale czy dla prawdziwych fanów jazzu stanowi to faktyczną przeszkodę? Myślę, że o wiele większą szkodę muzykom wyrządził koncert poprzedzający - żenujący, kuriozalny. Przez grzeczność nie wspomnę „bohaterów” tej nadzwyczaj wątpliwej „przyjemności”. Po tym kiepskim spektaklu była przerwa, w trakcie której „ewakuowała” się znacząca część publiczności zasiadającej w Hali Wytwórni Filmów Fabularnych, publiczności zniesmaczonej i zniechęconej. Jakaż szkoda, że nie wytrwali i że po godz. 23.00 zajęte były ledwie pierwsze rzędy...

Kim są The Bad Plus? Muzykowali wspólnie już od dawna, gdzieś od połowy lat 90. ubiegłego wieku. Przez dłuższy czas grywali w licznych amerykańskich klubach do tzw. „kotleta”, za parę groszy, żyli z dnia na dzień. W pewnym jednak momencie, a było to u progu XXI w., odkryto ich talent. Wreszcie nagrali debiutancką płytę - i wtedy wszystko się zaczęło! Odgrywane przez nich, a doskonale znane kompozycje muzyki popularnej w połączeniu z jazzową improwizacją sprawiły, że jazzowy świat oszalał na ich punkcie. Zaczęli grywać w najważniejszych salach koncertowych świata. To kolejne trio jazzowe, które może szczycić się sławą porównywalną z gwiazdami muzyki pop.

Trzeba usłyszeć w ich wykonaniu chociażby „Smells Like Teen Spirit” czy „Chariots of Fire”, by zrozumieć ów zawrót głowy, jaki wywołują. Improwizowane „wycieczki”, zmierzające do celu znanego tylko samym muzykom, wybiegające dalece poza temat główny - w trakcie tego wszystkiego słuchacz doświadcza łamania harmonii i melodii wiodącego tematu, by w rezultacie powrócić, niezwykle efektownie, tuż przed finałem, do tego, co zna tak doskonale. Vangelis, żeby zakończyć w sposób wzniosły i patetyczny swoje „Chariots of Fire”, potrzebował licznego instrumentarium - oni dokonują tego używając „ledwie” fortepianu, basu i perkusji! Jednak nie tylko na przetwarzaniu znanych kompozycji polega ich siła. Od dłuższego już czasu, z powodzeniem, szczycą się własnym materiałem.

I oto już w najbliższy poniedziałek do sklepów trafić ma ich najnowszy album: „Prog”. Jednak o wiele większym wydarzeniem jest, moim zdaniem, zapowiadany na 26 listopada koncert tego zespołu we wrocławskim Imparcie! Niech tym razem zabraknie miejsc, nawet stojących... Powiedzenie: „naprawdę warto!” to jedynie promil emocji, którymi chciałbym się z Wami podzielić polecając ten koncert.

Niebawem, między godz. 18.00 a 20.00, fragmenty z ich ostatnich płyt, a od przyszłego tygodnia także premierowe nagrania.

The Bad Plus:
Reid Anderson (bass)
Ethan Iverson (fortepian)
David King (perkusja)

REKLAMA