Bérénice Marlohe, Ewa Minge i Lech Majewski o premierze „Doliny Bogów”

Jan Pelczar | Utworzono: 19.09.2019, 08:31 | Zmodyfikowano: 19.09.2019, 08:31
A|A|A

zdj. mat.prasowe FPFF

Największą gwiazdą premiery była Bérénice Marlohe – znana kinomanom m.in. z roli  Sévérine, dziewczyny Jamesa Bonda,  w Skyfall, 23. filmie o agencie 007. W Gdyni aktorka podkreślała, że prawdziwą sztuką są dla niej takie filmy jak ten, który nakręciła z Lechem Majewskim.

Tworzenie to dzieło Boga. Nie sądzę, by Bóg chciał być modny, znany, czy odnosić sukces komercyjny. Czasem jestem w depresji, albo nie jestem w depresji z tego powodu, ale przyznaję: 99 procent filmów, które powstają w Hollywood  jest bardzo złych. Nie mają w sobie żadnej treści, scenariusza, historii, oryginalności, niczego. W filmie Lecha widać osobowość człowieka, który ma coś do powiedzenia o współczesnym życiu. Żyjemy w bardzo ciekawych czasach, niezwykle dziwnych, niekiedy bardzo trudnych. Dzięki Bogu, że są jeszcze tacy artyści, dusze, które przyciągną do kina inne dusze,  oraz ludzie, którzy chcą z nimi pracować. 

Kino artystyczne i filmy Lecha Majewskiego to, zdaniem Marlohe, zupełnie inny rodzaj dzieł sztuki. 

Nigdy nie znajdziesz takiego poziomu magii w zwykłych filmach. Chodzi zarówno o światło, jak i budowanie postaci. Czujesz się, jak podczas oglądania starych malowideł. Gdy wchodzisz podziwiać je w kościołach, czas przestaje istnieć. Z takimi filmami człowiek czuje się wieczny, podróżuje w czasie, może nawet odwiedza dawne wcielenia. To coś magicznego. Wiem, że Lech Majewski to artysta totalny – rzeźbiarz, poeta, reżyser filmowy. Już kiedy czytałam scenariusz i znałam jedynie jego dzieła, mogłam się domyślić, jak złożoną jest osobowością, jak wysoce uduchowioną. Dla mnie jedynym powodem do kręcenia filmów jest otrzymanie szansy do stworzenia czegoś tak spójnego, że da widzom katharsis. Interesuje mnie praca nad tworzeniem filmów, które będą dla ludzi jak lustra. Filmów, które dają coś widzom i pozwalają im zadawać pytanie o życie, poezję, czy cokolwiek innego. To jedyny warunek, który pozwala sprawiać, że sztuka i kino stają się magiczne.  


„Dolina Bogów” splata trzy wątki: indiańską legendę, historię najbogatszego człowieka świata i opowieść o pisarzu, który rozstał się z żoną. Lech Majewski powiedział, że film” to efekt inspiracji sprzed trzydziestu lat. 

Mitologia Indian Navajo zafascynowała reżysera. Legendy stanowią punkt wyjścia filmu. 

Reżyser cieszył się, że na planie znalazł porozumienie z Johnem Malkovichem. O pracy ze słynnym aktorem krążą w środowisku różne opowieści.

Majewski chwalił też producenta filmu Filipa Jana Rymszę. – Ten człowiek dał światu ostatni film Orsona Wellesa – podkreślał reżyser.

„Dolina Bogów” powstawała m.in, w Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu. Dla twórcy nie było to bez znaczenia.

Za zaufanie dziękował w Gdyni szef CeTA Robert Banasiak.

Właśnie we Wrocławiu pracowała z aktorami Ewa Minge. Dla projektantki mody debiut w roli kostiumologa był spełnieniem marzeń.

 
Na planie byłam, by pomagać kostiumolog Ewie Kochańskiej, szykować suknie haute couture do sceny wielkiego balu – mówi Minge.

Sceny wielkiego balu realizowano m.in. w CeTA i na Zamku Książ. Film był kręcony także w Lubiążu, na Śląsku oraz w tytułowej dolinie w Stanach Zjednoczonych. 

REKLAMA

To może Cię zainteresować