Bezbarwny występ na fatalnej murawie. Śląsk przegrał w Poznaniu 0:2

BT, PAP | Utworzono: 07.12.2018, 22:43 | Zmodyfikowano: 07.12.2018, 22:50
A|A|A

fot. slaskwroclaw.pl

Spotkanie w Poznaniu, ze względu na zbliżającą się setną rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego, miało podniosły i patriotyczny charakter. Membrana stadionu została podświetlona na biało-czerwono, specjalną oprawę przygotowali też kibice. Na murawie pojawili się rekonstruktorzy w strojach powstańców oraz weterani wojskowych misji zagranicznych, którzy podczas odgrywania hymnu wspólnie trzymali flagę narodową. Od kilku spotkań piłkarze Lecha występują też w specjalnych trykotach, nawiązujących do zwycięskiego zrywu z 1918 roku.

Był również wyjątkowy mecz dla Nawałki, bowiem po raz pierwszy prowadził zespół przed poznańską publicznością. Przed tygodniem zadebiutował w nowej roli w Krakowie, ale jego podopieczni przegrali z Cracovią 0:1.

Bez wątpienia stan murawy na poznańskim stadionie rzutował na poziom i jakość gry. Boisko już przed samym meczem było dalekie od ideału, a do tego padający od rana deszcz jeszcze bardziej pogorszył jego stan. Momentami było widać, że zawodnicy mają spore kłopoty z utrzymaniem równowagi, sporo było strat i niedokładnych podań.

Nie wszystkie zagrania czy decyzje podejmowane przez piłkarzy można jednak tłumaczyć stanem murawy. Brakowało przede wszystkim strzałów na bramkę, a to wydawało się być najprostszym sposobem na otworzenie wyniku. To właśnie uderzenie Gytkjaera z dystansu pod koniec pierwszej połowy ożywiło kibiców, ale Jakub Słowik nie dał się zaskoczyć i przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Chwilę wcześniej duński napastnik w dobrej sytuacji głową uderzył tuż obok słupka.

Po przerwie oba zespoły zagrały nieco bardziej zdecydowanie i obaj bramkarze mieli więcej pracy. W 54. minucie Gytkjaer - mając na plecach obrońcę - zdołał strzelić, ale zbyt lekko, żeby zaskoczyć Słowika. W odpowiedzi dwukrotnie Michał Chrapek zza pola karnego próbował pokonać Jasmina Burica. Pierwsza próba była niecelna, kolejne uderzenie złapał bramkarz "Kolejorza".

Piłkarze Lecha starali się prowadzić grę, ale też zbyt często próbowali akcji indywidualnych, co na tak trudnym terenie było z góry skazane na porażkę. Wrocławianie atakowali sporadycznie.

Kluczowym momentem spotkania była 76. minuta, kiedy to Amaral z ponad 25 metrów przymierzył przy samym słupku i Słowik nie był w stanie sięgnąć piłki. Do ostatnich minut na boisku nie działo się już nic interesującego, a w doliczonym czasie gry kibice po raz drugi w tym spotkaniu odpalili środki pirotechniczne, w efekcie druga odsłona trwała niemal 55 minut.

Gdy dym z rac opadł, poznaniacy przeprowadzili jeszcze skuteczną kontrę. Rafał Janicki uruchomił Gytkjaera, który nie zmarnował sytuacji sam na sam z golkiperem Śląska, i ósmym trafieniem w sezonie ustalił wynik. Wszystkie gole zdobył w Poznaniu.

Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2:0 (0:0)

Gole: 1:0 Joao Amaral (75), 2:0 Christian Gytkjaer (90+9).

Żółta kartka - Lech Poznań: Maciej Makuszewski, Łukasz Trałka, Joao Amaral. Śląsk Wrocław: Wojciech Golla, Michał Chrapek, Jakub Słowik.

Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 12 545.

Lech Poznań: Jasmin Buric - Robert Gumny, Rafał Janicki, Nikola Vujadinovic, Wołodymyr Kostewycz - Maciej Makuszewski (56. Tymoteusz Klupś), Łukasz Trałka, Joao Amaral (90+1. Thomas Rogne), Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak (60. Mihai Radut) - Christian Gytkjaer.

Śląsk Wrocław: Jakub Słowik - Łukasz Broź, Mariusz Pawelec, Wojciech Golla, Dorde Cotra - Damian Gąska, Igors Tarasovs, Michał Chrapek (78. Daniel Szczepan), Mateusz Radecki, Mateusz Cholewiak - Marcin Robak.

Element Serwisów Informacyjnych PAP
REKLAMA

To może Cię zainteresować