Dotkliwie pobity w domu dziecka. Za 25 papierosów

Agata Wojciechowska | Utworzono: 16.10.2014, 11:56
A|A|A

Krwiak na płucu i wstrząśnienie mózgu - tak lekarze z wrocławskiego szpitala przy ul. Traugutta zdiagnozowali chłopca, gdy przyjechał do nich po pobiciu z domu dziecka w Kątach Wrocławskich. Gdy został napadnięty, zadzwonił do matki. - Usłyszałam głos dziewczyny "Ja ci gnoju flaki wypruję" - relacjonuje Zofia Bogacz. - Pojechałam ze znajomym do domu dziecka. W pokoju zobaczyłam mojego syna leżącego na podłodze, zwijającego się z bólu i wymiotującego - dodaje. Dopiero ona wezwała pogotowie.

Zdaniem Zofii Bogacz to nie był odosobniony przypadek. - Wcześniej chłopiec, który pobił Staszka, fatalnie się zachowywał, nawet w towarzystwie opiekunów. Już wtedy wydawało mi się, że nie radzą sobie oni z trudną młodzieżą - mówi matka Staszka.

Chłopiec opisuje, że zbył bity przez kilkadziesiąt minut. Oprawcy okładali go pięściami, rzucali na ścianę, wykręcali ręce. - Wołałem o pomoc, ale nikt nie przyszedł. Dopiero jak otworzyłem drzwi, to przybiegła pani. Ale i to ich nie powstrzymało. Dalej mnie bili - opowiada. Wcześniej wielokrotnie również skarżył się na agresywne zachowanie innych mieszkańców ośrodka. 

Dyrekcja domu dziecka w Kątach Wrocławskich nie chciała z nami rozmawiać. Odesłała nas Caritasu, który nadzoruje placówkę. - Jeżeli dzieje się coś, co wymaga interwencji lekarskiej, wzywane jest pogotowie - mówi Paweł Trawka, rzecznik prasowy Caritasu. - W tym przypadku na miejscu byli i wychowawca, i policjanci, którzy zostali wezwani. Nie stwierdzono takiej konieczności.

Jak się okazuje, policja w tym dniu została wezwana dwukrotnie. W obu przypadkach chodziło o pobicie Stasia. Po pierwszej szarpaninie, której ofiarą był chłopiec, pojechali z powrotem na komisariat. Wrócili po kilkudziesięciu minutach, wezwani przez wychowawczynię.

- Kiedy funkcjonariusze przyjechali na miejsce po raz drugi okazało się, że na miejscu jest matka chłopca, która już wezwała pogotowie - wyjaśnia Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji dodając, że do tego domu dziecka służby są często wzywane w związku z agresywnym zachowaniem dzieci.

Caritas broni postępowania wychowawcy dotyczącej niewzywania pogotowia. - Postępowanie ratowników medycznych pokazuje, że nie było tam żadnej nagłej przyczyny. Dopiero dalsze badania specjalistyczne w szpitalu wykazały dolegliwości zdrowotne - mówi Trawka.

Dom dziecka w Kątach Wrocławskich od kilku lat znajduje się pod lupą służb. - W ciągu ostatnich trzech lat placówka przeszła 28 różnorodnych kontroli. - Wszystkie zakończyły się pozytywnie. Oczywiście każda z nich pokazała pewne rzeczy, które należy poprawić i zalecenia są konsekwentnie realizowane i poprawiane. Jednak fakt, że tych 28 kontroli miało miejsce, pokazuje, że w tym ośrodku odbywa się wszystko w sposób prawidłowy - przekonuje Paweł Trawka.

Inne zdanie ma urząd wojewódzki. - W ostatnim czasie przeprowadziliśmy klika kontroli - opisuje Marta Libner, rzecznik prasowy wojewody dolnośląskiego. - Tylko w 2013 roku było ich aż 3. A w 2014 roku byliśmy tam ostatni raz w sierpniu. Ta kontrola między innymi dotyczyła terminowych wypłat kieszonkowego, wypoczynku wakacyjnego, nieuwzględnienia zdania podopiecznych przy wyborze szkoły, braku np. artykułów higienicznych, przeszukiwania rzeczy osobistych wychowanków, braku dostępu do regulaminu placówki i braku reakcji ze strony wychowawców na zachowanie innych wychowanków - wylicza rzeczniczka.

O pobiciu Staszka urząd wojewódzki dowiedział się od nas. Od razu wystąpił do Starostwa Powiatowego, który jest odpowiedzialny za prowadzenie placówki, z prośbą o wyjaśnienia. - W zależności od informacji, które uzyskamy, podejmiemy decyzję o kolejnej kontroli. Dopóty będziemy placówkę kontrolować, dopóki się tam coś nie zmieni - mówi Libner.

Chłopca, po wyjściu ze szpitala, w którym leżał 2 tygodnie, przeniesiono do innej placówki. 15-latek znalazł się w domu dziecka, bo matka ma ograniczone prawa rodzicielskie. Powodem takiej decyzji sądu była bieda w domu oraz konflikt sąsiedzki. Kobieta już odwołała się od decyzji. Czeka na rozprawę apelacyjną.

REKLAMA