Czarno-purpurowy świat Pati Yang (Posłuchaj)

Wojciech Jakubowski | Utworzono: 26.03.2010, 10:42 | Zmodyfikowano: 27.03.2010, 13:17
A|A|A

Wojciech Jakubowski

W związku z tym najmłodsze lata upłynęły jej na nieustannych podróżach z opiekunami i zespołem. Jednak kiedy sama zabrała się za klejenie dźwięków, szybko okazało się, że w polu jej zainteresowań są zupełnie inne brzmienia niż te, z którymi kontakt miała jako mała dziewczynka.

Posłuchaj muzycznego felietonu Wojtka Jakubowskiego:

 Jej pasją stała się elektronika, która pochłania ją do dziś. Pierwszy, wydany przez 18-letnią Pati, album "Jaszczurka" to pełne trip hopowych brzmień wydawnictwo, które szybko zyskało uznanie nie tylko słuchaczy, ale i kolegów po fachu. Muzyka ta trafiła wówczas na ścieżkę dźwiękową do filmu "Egoiści", sięgają po nie kompilatorzy płyt z leniwymi, nowoczesnymi brzmieniami. I mimo, że od premiery "Jaszczurki" minęło już 12 lat, to moim zdaniem ta muzyka wciąż może się podobać.

Przypomnijmy. Debiutantka ledwie przekroczyła próg pełnoletności. To była też ostatnia okazja by usłyszeć Pati śpiewającą po polsku. Kolejne dwa albumy to już 100 proc. dominacja języka angielskiego. I nie tylko dlatego, że jakiś czas po premierze "Jaszczurki" przeniosła się na Wyspy Brytyjskie, gdzie mieszka do dziś, ale również dlatego że, jak twierdzi, angielski jest po prostu wygodniejszy, łatwiej się nim operuje, jest bardziej melodyjny. Po przeprowadzce do Londynu trochę rozmieniała się na drobne. Bo choć dużo pracowała i przy ważnych projektach, to jednak z innymi artystami i raczej na ich konto- po Pati Yang słuch wszelki właściwie zaginął. Na szczęście, choć po długiej przerwie, znów trafiła do studia i to nie byle jakiego, bo jednego z tych, które znajdują się w kompleksie słynnych Air Studios, gdzie od lat nagrywają sławy i osobistości muzycznego świata.

Efektem tamtej sesji była płyta "Silent Treatment". O płycie powiedziano wiele dobrego- i słusznie bo to był wyraźny krok do przodu w stosunku do debiutu. W ostatnich latach kariera Pati wyraźnie przyspieszyła, bo na "Faith Hope and Fury", trzeci album w dorobku, czekaliśmy zaledwie 4 lata.

Nowy materiał ukazał się 27 marca ubiegłego roku czyli dzień po kolejnych urodzinach artystki. I tak jak "Silent Treatment" było dziełem udanym, tak przy "Faith Hope and Fury" należy dodać: bardzo.

Pati konsekwentnie wierna jest mrocznym, elektronicznym, wręcz industrialnym brzmieniom, które jednak przełamuje od czasu do czasu ładną melodią oraz intrygująco brzmiącym w tym otoczeniu swoim głosem. Czasami jest szorstko, nawet bardzo, co na dłuższą metę mogłoby być trudne do zniesienia, dlatego Pati stara się otulić słuchacza i bardziej pastelowymi frazami, zwłaszcza że teksty jej autorstwa eksplozją optymizmu też raczej nie są.

W trakcie sesji do "Faith Hope and Fury" artystce pomagali znakomici goście- m.in. Matt Dunkley, stały współpracownik Craiga Armstronga, czy Stanisław Sojka, który zasiadł przy fortepianie w utworze "Coming Home". Nie jest też tak, że wszystko mi się tu podoba od początku do końca, bo chociażby singlowe „Stories From Dogland” niezbyt udaną propozycją jest, i do dziś zadziwia mnie ten właśnie promocyjny wybór, choć trzeba przyznać, że szczęśliwej ręki do singli Pati nigdy nie miała. Jednak płycie, jako całości, należą się ciepłe słowa i niewątpliwie z zainteresowaniem będę śledził kolejne poczynania artystki, wierząc że już niebawem da o sobie znać.

 

Więcej "Muzyki dzień po dniu" znajdziesz w zakładce MUZYKA

REKLAMA
Dźwięki
Muzyka dzień po dniu. 26 marca 2010 r.