Różyczka (***)

Jan Pelczar | Utworzono: 16.03.2010, 16:56 | Zmodyfikowano: 17.03.2010, 13:22
A|A|A

Źródło monolith.pl

Magdalena Boczarska pokazuje się jako tytułowa „Różyczka” z bardzo dobrej strony. Jej ciało gra pierwszoplanową rolę. Tak pięknego biustu, tak pełnej seksu fizyczności polskie kino nie pokazywało od lat.

Boczarska potrafi przy okazji zagrać pełnowymiarową, tragiczną postać, a to w parze idzie jeszcze rzadziej. Kuszące i płomienne są jej erotyczne zbliżenia z Robertem Więckiewiczem – w filmie narzeczonym i agentem bezpieki oraz z Andrzejem Sewerynem – filmowym pisarzem, którego „Różyczka” inwigiluje, w którym się zakochuje.

Obaj aktorzy starają się być dla Boczarskiej równoprawnymi partnerami, ale nie mają szans.

Reżyser Jan Kidawa-Błoński nie poradził sobie z wątkami politycznymi, historycznymi. 1968 rok stał się tylko dramatycznym tłem dla melodramatu. W tę stronę poszedł nawet dystrybutor - plakat „Różyczki” to skopiowany afisz „Elegii”, dzięki Boczarskiej polski film działa mocniej niż traumatyczne love story z Penelope Cruz. To zasługa jedynie aktorki.

Scenariuszowo jej postać jest papierowym pośrednikiem między esbekiem, który ma własne tajemnice i służy złej machinie ze strachu, a pisarzem-inteligentem, walczącym z systemem w ukryciu, ale nie kryjącym pogardy.

Według twórców „Różyczki” wszystko było czarno-białe. Chamski świat partyjnych funkcjonariuszy i poetycka rzeczywistość opozycjonistów – podział przynajmniej dobrze wygrany przez Jana Frycza i Krzysztofa Globisza.

Pierwsi zachlewali się na umór ziemniaczaną wódą, drudzy sączyli z francuskim winem „śródziemnomorską kulturę”. Jednych łatwo znienawidzić, w innych można się tylko zakochać.

Filmowo „Różyczka” też ma swój urok – dawno nie widziałem w polskim filmie tak pierwszorzędnie dobranych kostiumów, ciekawie ograno wypady ówczesnej „warszawki” do Kazimierza, czy premierę „Dziadów” Dejmka. Fatalnie wszystko pobrzmiewa w dialogach, które zamiast rozmową ciekawych postaci są politycznymi deklaracjami tamtych czasów. Odetchnąć bądź wzruszyć się można jedynie, gdy bohaterowie cytują Mickiewicza. Wtedy jednak nastrój podbija łzawo-patriotyczna muzyka.

„Różyczka” może stać się szkolną czytanką o wydarzeniach marcowych, chociaż nadmiar „momentów” utrudni wybór pruderyjnym nauczycielom polskich szkół. Twórcy wstawili między poszczególne sceny fragmenty archiwalne: wyglądają ciekawie, ale odstają od filmu, działają na szkodę „Różyczki”, a na korzyść „Rewersu”, w którym archiwalia zlewały się z kadrami Marcina Koszałki. U Kidawy-Błońskiego rzeczywistość jest bardziej kanciasta, choć przesłanie jednoznaczne. Historia inspirowana biografiami Pawła Jasienicy, Jerzego Zawieyskiego, Siergieja Jesienina, Petera Reiny, Bertolda Brechta zasługuje na literacką lekkość, którą film nie grzeszy. „Różyczka” popada w dosłowności.

Tagi:
REKLAMA