The Hurt Locker (*****)

Jan Pelczar | Utworzono: 10.03.2010, 08:12 | Zmodyfikowano: 10.03.2010, 10:28
A|A|A

Źródło konoswiat.pl

Świetnie, że „The Hurt Locker” wygrał Oscary, pokonując nowatorskiego technologicznie, ale wtórnego treścią „Avatara”. Sam film już jednak tak świetny nie jest.

Jego główną wadą pozostaje podatność na zbyt wyraźne interpretacje. Saper amerykańskiej armii, który rozbraja miny w Iraku – takie przesłanie mogło zaważyć na decyzjach Akademii Filmowej.

Gdyby wychylać kieliszek za każdy moment, gdy odbierający Oscary twórcy „Hurt Lockera” dziękowali lub przesyłali dedykacje żołnierzom z Iraku i Afganistanu, ciężko byłoby dotrwać do najważniejszej statuetki. Z drugiej strony „The Hurt Locker” pokazuje jak wielką cenę ponosi saper, w jak bolesnym potrzasku dał się zamknąć.

Polski podtytuł filmu, który trafił jedynie na dvd i do kodowanej telewizji, „W pułapce wojny”, nachalnie sugeruje kolejny interpretacyjny trop. Na tym planie „Hurt Locker” wymyka się prostym ocenom dzięki niebanalnej, złożonej roli Jeremy’ego Rennera.

Na początku jego sapera trudno wyróżnić z tłumu bohaterów, filmowanych dokumentalną techniką. Gdy staje się jasne, że to z jego perspektywy najlepiej patrzeć na krajobraz wojny, Renner zaczyna igrać z naszymi wyobrażeniami o ekscentrycznym, odważnym żołnierzu. To nie jest bohater kina akcji, ale uzależniony specjalista. Jego sesje rozbrajania ładunków wybuchowych przypominają medytacje i działanie na pograniczu szaleństwa. Nie można sztywno trzymać się procedur, bez niezwykłego podejścia.

Pojawiają się psychologiczne wolty, wyzwania dla widza, scenariusz nagrodzonego Oscarem Marka Boala jest jeszcze bardziej skondensowany niż jego własne „W dolinie Elah”.

„The Hurt Locker” wymyka się poza fabułę, nie jest zestawieniem kilku prostych akcji, kręconych na modłę wojennej wersji programu „Gliny”.

Oscarowy film robi wrażenie jako kameralne, pozbawione pretensji kino wojenne, skupiające się na jednostce w rozumieniu konkretnego żołnierza, a nie stacjonującej na froncie grupy. Krajobraz irackiego zniszczenia obserwujemy w subiektywny sposób. Inteligentnie i sprawnie zmontowany obraz wojennego świata to krótkie spotkania z ludźmi, o których myśleliśmy, że odegrają ważniejszą rolę ( Ralph Fiennes ), wytęsknione powroty do domu, które zmieniają się w apatyczną traumę. Człowiek łatwo przystosowuje się do piekła, od którego chciał uciec i traci zdolność przebywania we wcześniej znanym świecie. Prosta rzeczywistość wydaje się pułapką hipokryzji. A rodzinę trzeba z miłości opuścić. Sapera pochłania życie, w którym skupia się na oszukiwaniu śmierci. Także podczas wojny status outsidera przynosi wolność.

REKLAMA