Zamiast Pink Floyd (Posłuchaj)

Wojciech Jakubowski | Utworzono: 09.03.2010, 07:23 | Zmodyfikowano: 10.03.2010, 11:35
A|A|A

Wojciech Jakubowski

Kolejnych kilka miesięcy pochłonęła selekcja - David Gilmour razem z Philem Manzanerą wstępnie wybrali około 40 szkiców. Gdyby zajęli się opracowaniem wszystkich, powstałby co najmniej 3 płytowy album. Ostatecznie jednak po dalszych, bolesnych niekiedy, eliminacjach powstał zarys jednopłytowego "On An Island".

Posłuchaj muzycznego felietonu Wojtka Jakubowskiego:

Jak twierdzi Gilmour to bardzo osobisty materiał, muzyka, która powstała z potrzeby serca. Poprzednie dwa solowe albumy były efektem działań na marginesie pracy z grupą Pink Floyd, czymś dodatkowym.

Gilmour przyznaje, że musiał wówczas bardzo się starać by maksymalnie odróżnić się od dokonań zespołu, by zaproponować słuchaczom zupełnie inną jakoś. Teraz, czyli w momencie kiedy powstawał materiał na "On An Island" zespół Pink Floyd praktycznie nie istniał i muzyk mógł pozwolić sobie na pełną swobodę w wyrażaniu emocji, snuciu przemyśleń.

Zbigniewa Preisnera poznał w Londynie podczas jednego z obiadów z przyjaciółmi. Zaprzyjaźnili się. Wtedy nikt pewnie nie spodziewał się, że kiedy Gilmour z Manzanerą będą mieli gotowe demo płyty, taśmę wręczą właśnie Preisnerowi powierzając mu opracowanie orkiestracji i dając mu pełną swobodę działania. Polak do projektu wciągnął jeszcze Leszka Możdżera i w ten sposób nie jedno a dwa nazwiska muzyków znad Wisły i Odry widnieją w spisie wykonawców na "On An Island".

Pamiętam, że przy okazji koncertu Gilmoura w Stoczni Gdańskiej podkreślano, że to jego pierwsza wizyta w naszym kraju. Otóż to nieprawda, muzyk jeszcze przed premierą swego dzieła, w trakcie prac, wielokrotnie i potajemnie odwiedzał Preisnera w jego studiu pod Krakowem. Także z udziałem Leszka Możdżera toczyły się długie dyskusje i przymiarki do nagrania nowych utworów gdzieś w Wielkiej Brytanii na luksusowej barce, na której zamieszkuje Gilmour. Przygotowania i sama praca w studiu trwały zatem długo, ale muzyk, którego głowy tym razem nie zaprzątały żadne inne zobowiązania i projekty, mógł w pełni poświęcić się dziełu i przeznaczyć tyle czasu ile tego wymagały okoliczności, bez wędrówek na skróty i kompromisów. Niezbyt często muzycy mogą sobie pozwolić na taki komfort pracy i dopieszczanie swojego dzieła.

Ostatecznie "On An Island" w pierwszych dniach marca 2006 roku trafiło do sklepów. Dzieło Gilmoura to zwierzenia niemłodego już muzyka, który z sentymentem i nostalgią spogląda w przeszłość i zauważa, że coraz mniej już wokół niego znajomych postaci z dawnych lat- przyjaciół, z którymi mógłby siąść na brzegu greckiej wyspy i spojrzeć w rozgwieżdżone niebo. Sporo w tekstach i samej muzyce momentów podniosłych, wręcz patetycznych, które przeplatają się z nastrojowymi; ballady obok potężnego brzmienia, wręcz ściany dźwięku stworzonej przez orkiestrę. Mimo nostalgii i refleksji dotyczących przemijania z pewnością nie jest to album pesymistyczny. Przesłaniem tych wszystkich przemyśleń Gilmoura, wyartykułowanych tekstami autorstwa Polly Samson, jest bowiem stwierdzenie, że mimo wszystko świat ma wciąż zdecydowanie więcej barw niż tylko czerń i biel. David Gilmour nie tylko przypomina nam tutaj jak świetnym jest gitarzystą i kompozytorem, jak ciepłym obdarzonym jest głosem, ale daje nam się poznać także jako saksofonista, co jest czymś zupełnie nowym w jego wykonaniu. Warto zwrócić też uwagę i pamiętać, że to wydawnictwo to także godny wielkiego podziwu efekt wielkiej miłości i zaufania muzyka do jego żony, Polly Samson.

REKLAMA
Dźwięki
Muzyka dzień po dniu. 9 marca 2010 r.