Czas na Brendana

Wojciech Jakubowski | Utworzono: 07.02.2010, 10:22 | Zmodyfikowano: 08.02.2010, 09:42
A|A|A

Wojciech Jakubowski

A zatem przypomnijmy: zaczęło się w 1981 roku w Melbourne, stamtąd jednak muzycy szybko przenieśli się do Wielkiej Brytanii. Ich muzyka odrzucona i niezrozumiana na Antypodach błyskawicznie trafiła do gustu mieszkańców starego Kontynentu. Choć już dwa pierwsze albumy wzbudzały zachwyt to jednak dopiero „Within The Realm Of A Dying Sun” okazał się pierwszym w pełni doskonałym.

Szef wytwórni 4AD, który zdecydował się zaufać Lisie i Brandonowi i podpisał z nikomu nieznanymi muzykami kontrakt na podstawie zaledwie kilku taśm demo, przy okazji premiery „Within The Realm Of A Dying Sun„ miał powiedzieć: „To brzmiało jak nic do tej pory”. Dead Can Dance od początku twórczości włączali do swoich kompozycji elementy dawnych melodii ludowych, zaczerpniętych z przeróżnych kultur. Na tym krążku Lisa Gerard zaśpiewała w swoim własnym, wymyślonym przez siebie języku. W utworach odnaleźć można było odwołania do dawnej muzyki bałkańskiej, hinduskiej, arabskiej czy tybetańskiej. Lisa Gerrard i Brendan Perry tuż po wydaniu albumu „Within The Realm Of A Dying Sun” zaszyli się w jednym z apartamentów w centrum Londynu by rozpocząć pracę nad kolejną płytą. Na efekty nie trzeba było długo czekać- „Serpent's Egg”, czwarty album w dorobku, ukazał się rok po premierze poprzedniej płyty. Tym razem było bardziej oszczędnie, kompozycje nie miały tak rozbudowanych aranżacji jak niegdyś i do czego zdążyli przyzwyczaić się już fani. Za to w dalszym ciągu włączali do swoich kompozycji elementy dawnych melodii ludowych pochodzących z przeróżnych zakątków świata. O ile „Within The Realm Of A Dying Sun” było płytą przełomową w ich karierze, pierwszą tak doskonałą, o tyle „Serpent's Egg” ugruntowało ich pozycję. To były złote czasy zespołu. Sukces tych wydawnictw zwrócił na ich niezwykle klimatyczne nagrania uwagę filmowców, którzy wielokrotnie wykorzystywali kompozycje duetu w swoich obrazach. Ale to nie koniec. Dead Can Dance tworzyli nadal. Zaczęli też coraz więcej koncertować, czego efektem była długo oczekiwana, pierwsza w dyskografii płyta "live" "Toward The Within" z 1994 roku. Niestety po wydaniu jeszcze jednego krążka, grupa pod koniec lat dziewięćdziesiątych rozpadła się. I choć w połowie obecnego dziesięciolecia postanowili reaktywować Dead Can Dance, to jednak poza ogólnoświatową trasą koncertową nie udało im się wiele razem zdziałać. Lisa stwierdziła kilka lat później w jednym z wywiadów, że Brendan przestał być w pewnym momencie otwarty na jej sugestie, propozycje, wszystko to co chciała wnieść do ich muzyki- musieli się więc rozstać. Kiedy spotkali się po latach okazało się, że muzyk pod tym względem nic się nie zmienił postanowiła zatem kontynuować, zresztą z sukcesem, rozpoczętą wcześniej karierę solową, która zaowocowała kilkoma albumami autorskimi a także kilkoma nagranymi wspólnie z innymi artystami. A co słychać u Brendana? W zasadzie niewiele. Po wydaniu 11 lat temu solowego "Eye Of The Hunter" muzyk zamilkł, choć nie wycofał się z życia kulturalnego. Zafascynowany rytmami i kulturą południowoamerykańską organizuje od kilku lat w Belturbet Wielkiej Brytanii międzynarodowy festiwal Samby i innych tańców. Jeśli wierzyć zapewnieniom zamieszczonym na jego oficjalnej stronie internetowej to jeszcze w lutym ma ukazać się jego drugi w karierze solowy album "Ark". Podczas marcowego koncertu w ramach Przeglądu Piosenki Aktorskiej usłyszymy zapewne przede wszystkim kompozycje z tego właśnie wydawnictwa. Ich brzmienie to na razie wielka niewiadoma. Mam jednak nadzieję, że w związku z zapowiedzią występów muzyka w naszym kraju znajdzie się wydawca, który sprawi, że jego płyta dotrze do nas w dniu ogólnoświatowej premiery a nie z kilkumiesięcznym opóźnieniem albo w ogóle.

Muzyka dzień po dniu (Posłuchaj):

Więcej Muzyki dzień po dniu znajdziesz w zakładce MUZYKA, a TU wczorajszy felieton Wojtka Jakubowskiego

REKLAMA
Dźwięki
Muzyka dzień po dniu. 7 lutego 2010 r.