Pracowita Lou Rhodes

Wojciech Jakubowski | Utworzono: 19.11.2009, 11:15 | Zmodyfikowano: 20.11.2009, 08:21
A|A|A

Rok 2004 okazał się jednak dla chłonących ich twórczość z wypiekami na twarzy czasem traumatycznym. Muzycy postanowili się bowiem rozstać, a wtedy wielbicielom Lamb pozostała w związku z tym już tylko ona- Lou Rhodes, bo Andrew Barlow do nagrywania muzyki, jak pokazały kolejne lata, specjalnie się nie kwapił. Co prawda zespół raczył przypomnieć o sobie jeszcze wydawnictwem „The Best Of” i zbiorem remiksów, ale to nie było przecież to samo co nowa, regularna płyta. Na szczęście dla lambomaniaków Lou nie zamierzała rozstawać się ze słuchaczami. W listopadzie 2007 roku ukazała się jej druga już solowa płyta- „Bloom”. Ten krążek to czterdzieści minut wypełnionych melancholią, smutkiem, nostalgią i wyjątkowo osobistymi tekstami. „Bloom” to 10 kompozycji w większości stworzonych wyłącznie przez artystkę, zaledwie przy trzech wspomogli ją: Emre Ramazanoglu, który całość także ostatecznie zmiksował i wyprodukował, zasiadł przy instrumentach perkusyjnych i Stephen Junior, grający na gitarze akustycznej i pojawiający się w chórkach. W odróżnieniu od dokonań zespołu, próżno szukać tu elektroniki; dominuje gitara akustyczna, tajemniczości dodają skrzypce, jest perkusja, gitara basowa, bandżo, minorowy nastrój podkreśla wiolonczela- w sumie świetnie, pomyślałem tuż po pierwszym odsłuchaniu- wokalistka nie odcina kuponów od dokonań duetu. Za to jej charakterystyczny, klimatyczny głos nadaje materiałowi zjawiskowe brzmienie. Lou pokazała tym samym, że potrafi „rozkwitać” także poza duetem i to pięknym, mieniącym się zupełnie innymi barwami kwiatem. I kiedy wszyscy myśleli już, że Lamb na zawsze pozostanie wspomnieniem, bieżący rok przyniósł zaskakujące doniesienie: grupa wyrusza na trasę koncertową- i faktycznie wyruszyli, a na dodatek, mimo wieloletniej przerwy, zaprezentowali się w doskonałej formie, ponownie rozbudzając wyobraźnię fanów, zwłaszcza tych, którzy liczyli na coś więcej niż koncertowe wspominki, a mianowicie nowy materiał. Tego artyści nie wykluczają choć ostatnio nastąpił kolejny, zaskakujący zwrot w nabierającej po latach niesamowitego tempa historii tej pary. Otóż Lou planuje na marzec przyszłego roku premierę trzeciego już solowego albumu. Jak się okazuje wspólna trasa pod szyldem Lamb nie przeszkodziła jej w pracy nad premierowym materiałem. Co ciekawe nowe utwory opatrzone zbiorczym tytułem "One Good Thing" będą pierwszym wydawnictwem nowo utworzonej przez muzyka The Cinematic Orchestra Jasona Swinscoe, wytwórni Motion Audio. Lou Rhodes zatem nie zawodzi i systematycznie pracuje. Czy uda jej się namówić do tego również Andrew? To pytanie na razie pozostaje bez odpowiedzi.

REKLAMA