Boski (****)

Jan Pelczar | Utworzono: 15.10.2009, 08:25 | Zmodyfikowano: 15.10.2009, 09:30
A|A|A

www.stopklatka.pl

W 2008 roku na festiwalu filmowym w Cannes ogromne wrażenie zrobiły dwa włoskie filmy – głośniej było o tym zatytułowanym „Gomorra”, dla mnie ważniejszy i bardziej wartościowy jest jednak „Il Divo” – opowieść o włoskim premierze Giulio Andreottim.

Przy politykach z Półwyspu Apenińskiego polscy specjaliści są prawdziwymi niewiniątkami. Błyskotliwe studium wszechobecnego układu czyni z „Boskiego” film dynamiczny, wciągający, ale nakłaniający do powtórnego obejrzenia, by odnaleźć się w meandrach włoskich intryg, zależności, w chronologii wydarzeń. Andreotti miał być zamieszany w jeszcze większe kabały niż Berlusconi, ale jak w przypadku obecnego premiera – bronił się do końca i z pełnym przekonaniem. Zupełnie inna fizjonomia nie pozwalała mu na podboje miłosne, więc w przypadku Andreottiego nadwerężona miała być zupełnie inna strona moralności. Nad fabułą unoszą się sugestie politycznych zabójstw, mafijnych uwikłań, korumpowania księży (oni głosują, w przeciwieństwie do Boga – jak zauważa główny bohater). Nic dziwnego, że w oparach mocno groteskowych przekrętów reżyser Paolo Sorrentino stara się nie tylko siać grozę wśród widzów-wyborców, ale również znajduje miejsce na komedię, na farsę, w końcu jego bohater był oskarżony o rzeczy najgorsze – jakiekolwiek filmowe oskarżenie nie wzbudziłoby sensacji, ciepłe spojrzenie na Andreottiego było zaskakujące. Główny bohater mówi rzeczy godne zapamiętania: „Władza to choroba, z której nie chce się zostać wyleczonym” oraz „Grzeszymy myśląc źle o ludziach, ale czasem mamy rację”. Najbardziej zdumieni „Boskim” byli w Cannes Amerykanie – nie przypuszczali, że można z tak bolesną szczerością opowiadać o polityku wciąż żyjącym, nie wiedzieli również, że można zrealizować udany film, który zdaje się być nową wersją „Nixona” zmieszaną z „Ojcem Chrzestnym” i czarną komedią. Z kolei ze wspomnianą „Gomorrą” „Boskiego” łączy świetny aktor Toni Servillo – w obu przypadkach zupełnie nie do poznania. W „Il Divo” jego kreacja to majstersztyk nie tylko charakteryzacji, ale również przeistoczenia się. Nadał aktorski rys postaci tytułowej, o której mówiono także: „Belzebub”, „Garbus”, „Czarny papież”. Pozwolił byśmy rozpuścili się w niewiedzy i bezradności, którą najlepiej w filmie puentuje dziennikarz: Andreotti jest albo najbardziej przebiegłym kryminalistą w swoim kraju, który nigdy nie został złapany, albo najbardziej prześladowanym człowiekiem w historii Włoch.

REKLAMA