ŻĄDZA BANKIERA *****

Jan Pelczar | Utworzono: 05.06.2013, 15:42
A|A|A

Czy rzeczywiście rekiny finansjery działają na tych samych zasadach co mafijne grube ryby? Według Costy Gavrasa tak właśnie jest. W filmowej rzeczywistości posługuje się sytuacjami opisanymi w głośnej powieści Stephane’a Osmenta „Kapitał”. I dodaje, że w kinowej adaptacji mniej jest literackiej karykatury, a więcej przykładów z życia wziętych, doklejonych do scenariusza po długiej dokumentacji. A jednak niektóre wydarzenia wydają się i tak przerysowane, by sprowokować widzów do refleksji i dyskusji.

Gad Elmaleh błyszczy w roli Marca Tourneuila. Jego bohater zostaje wybrany szefem międzynarodowego banku z siedzibą w Paryżu. Zastępuje schorowanego prezesa, którego był protegowanym. Członkowie zarządu myślą, że Tourneuil będzie marionetką. Na naszych oczach wybije się na niepodległość, podejmując grę typową dla świata wielkich pieniędzy. Liczyć się w nim można z oceną akcjonariuszy, ale nie z odczuciami klientów, czy przyszłością podwładnych niższego szczebla.

Kiedy słuchałem rozmów pomiędzy bankowcami w salach konferencyjnych, na luksusowych jachtach i podczas nowobogackich przyjęć, miałem wrażenie, że Gavras czerpał pełnymi garściami ze ścieżki dialogowej „Ojca chrzestnego” i „Rodziny Soprano”. Takie właśnie mechanizmy miały doprowadzić do wybuchu kryzysu finansowego. Prezesi banków działali bowiem w myśl tylko jednej zasady, opisanej w rozpoczynającej film anegdocie: „Pieniądze to nie jest pies, który chce być głaskany, ale taki, który aportuje piłkę, by rzucać mu ją coraz dalej i dalej...”

Najsłabiej „Żądza bankiera” wypada jako thriller. Zafascynowanie głównego bohatera popularną modelką, seks-bombą, symbolem współczesnego zepsutego świata staje się fabularną ramą, ale najmniej wnosi do oceny opisywanego świata, spycha raczej Tourneuila do piekła sensacyjnych schematów. I to pomimo że od grającej narkotyczną femme fatale etiopskiej topmodelki Liyi Kebede trudno oderwać wzrok. Drapieżny biznesmen w przekonującej kreacji Gabriela Byrne’a też bardziej pasowałby do serialu „Układy” niż do filmu, którego autor chciałby współczesnym finansistom powiedzieć swoje „J'accuse!”. Większe wrażenie robią subtelniejsze zabiegi, np. użycie metod maoistycznych na kapitalistyczny użytek.

Obecność albumów i książek o Mao w apartamentach francuskiej burżuazji jest wielce prawdopodobne. Gavras wykorzystuje to na swój użytek, pokazuje, że w każdym systemie konflikt rodzi się u źródeł władzy. Współcześnie, by nie szkodzić własnemu wizerunkowi, nie wypada utrwalać jej siłą. Współczesne technologie i nowe media, z komunikatorami i portalami społecznościowymi na czele, pomagają ograniczać wolność manipulacją pod pozorem demokratyzacji. Decyzje, które wprawiają wszystko w ruch, nadal zapadają za zamkniętymi drzwiami.

REKLAMA