Droga do raju (**), Fenomen (bg)

Ian Pelczar | Utworzono: 08.05.2010, 19:10 | Zmodyfikowano: 08.05.2010, 19:10
A|A|A

Po dwóch latach od zakończenia zdjęć nic się w „Drodze do raju” nie zmieniło. To nadal jest kino prowincjonalne, z miłością pokazujące malownicze dolnośląskie miasteczko, krzewiące familijne wartości i baśniową moc. To wciąż także film słabo udźwiękowiony, ale nie trzeba się denerwować – dialogi każdy może sobie dopowiedzieć.

Nie odbiegają od serialowych norm.

Debiutujący reżyser Gerwazy Reguła zostawił mieszkańcom Wlenia ładną pocztówkę, miasteczko wypada w filmie najlepiej, jest akuratnym tłem dla romansu dzielnej kobiety pracującej w rzeźni i tajemniczego mężczyzny kierującego śmieciarką.

Można uwierzyć w słowa reżysera z wrocławskiej premiery, że mieszkańcy Warszawy dopiero po obejrzeniu „Drogi do raju” postanowili wyjechać na Dolny Śląsk turystycznie. I to jest największy atut filmu.

Poza tym nie ma wyjątków od reguły prowincjonalnej historii familijnej - podobnych, poprawnych warsztatowo i w wymowie filmów powstaje każdego roku wiele.

Z pewnością nie ma jednak drugiego takiego filmu jak „Fenomen”.

Przy tej komedii chowa się nawet „Ciacho”, bo tam Paweł Małaszyński udawał idiotę, a w „Fenomenie” duet aktorek idiotki struga i to najbardziej wulgarnym instrumentarium. Skecze o Mariolce Krejzolce to przy „Fenomenie” Woody Allen w najlepszym wydaniu. Widz filmu złożonego z samych żenujących gagów ma wrażenie, że dostał się na występ kabaretu, który przez pomyłkę, zamiast na mocno zakrapianą imprezę w trakcie Juwenaliów, trafił na „Pakę”. I teraz cała widownia musi z kamienną twarzą wysłuchiwać żartów w stylu: -Byłaś na Titanicu ? – No co, ja ? Przecież zatonął. Dowiadujemy się również, że kiedy jedna idiotka udaje aktora, to ta druga nietrafnie odpowiada, że to –Bynajmniej Chyra. Bo tej, która udaje „chyra, ale z buzi bo od rana nic nie jadła”. Jeszcze dosadniejszy jest scenarzysta-narrator, który zadaje widzom głębokie pytanie: „czy zastanawialiście się kiedyś jakie to uczucie połknąć kaktus” i napędza fabułę ważnym wydarzeniem, które określa słowami: „gówno uderzyło w wentylator”. Oj uderzyło. I spadło na reputację Jana Nowickiego. Krakowski aktor przez lata był dumny z braku serialowych chałtur, reklamowych kontraktów, patrzył na wszystkich z góry i krytykował, bo miał prawo. Odkąd dał się przebrać za sułtańskiego bogacza prawa do krytyki Nowicki już nie ma.

Czystą kartę ma się tylko raz. „Fenomen” przejdzie do historii jako niebywale głupawy wybryk komedio-podobny, który z kinem niewiele ma wspólnego, ale wielkiego aktora Nowickiego zdołał ubrudzić. Strzelająca z tipsów i balonówy idiotka, która nosi sztucznego pudelka w torebce, czyli jedna z bohaterek „Fenomenu” taką wiedzę „na pewno, bynajmniej”, posiadła: nawet mały piesek, który brzydko szczeka może obsikać. I tylko od zainteresowanego zależy jak długim fenomenem będzie ta plama.

REKLAMA