"Składam pewne elementy w całość, ale to utwór ma nade mną kontrolę..." - wywiad z Pitem Baumgartnerem z zespołu De Phazz (Posłuchaj)

Radio RAM | Utworzono: 09.11.2009, 13:01 | Zmodyfikowano: 12.11.2009, 10:34
A|A|A

De Phazz

(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)

Michał Sierlecki: Gościem Radia RAM jest Pit Baumgartner- lider grupy De Phazz.
Witaj.

Pit Baumgartner: -Witam wszystkich.

Chciałbym na początku naszej rozmowy skupić się na ostatnim albumie De Phazz, mianowicie krążku „Big". To piosenki, które znamy z repertuaru De Phazz, ale tym razem podane są w ekskluzywnych wersjach z towarzyszeniem bigbandu z Frankfurtu. Skąd wziął się pomysł na tak znakomite aranżacje?

- Czy mogę przekazać te pochlebne słowa także pięciu pozostałym muzykom i aranżerowi, którzy przyczynili się do powstania owej świetnej muzyki? Znając mnie i moje upodobania do różnego rodzaju collage'u, a także to, że jestem kompletnym świrem, jeśli chodzi o muzyke elektroniczną, sam nie udźwignąłbym takiego ciężaru pracy. Musieli być tu zatrudnieni profesjonaliści. I to się słyszy. Pomysł powstał w głowach muzyków orkiestry. Frankfurt jest nam bliskim miastem. Oni zadzwonili i powiedzieli, że znają nasz repertuar i chcieliby go zaaranżować na większy skład. W życiu nie ma bezpiecznych rozwiazań, są tylko mozliwości do wykorzystania. To była świetna okazja, by dostroić muzykę De Phazz w taki właśnie sposób. Powiedziałem im wtedy, by wybrali swoje piosenki i próbowali coś z tym zrobić. Oni chcieli nawet kilku koncertów, a skoro tak, to z normalnymi próbami i występami zdecydowaliśmy się również na wydanie płyty.

Zatem pomysł polegał na tym, by wzbogacić brzmienie De Phazz o instrumenty dęte. Świetna myśl.

Skąd wzięła się idea na okładkę tego albumu? Mamy tam cztery słonie.

-To pewien sposób przedstawienia członków zespołu. A tak naprawdę pomysł narodził się w głowie naszego grafika. Lubię te słonie. Są pokojowo nastawione do życia i wyglądają tak, jakby nikt nie był w stanie im się przeciwstawić.

(Posłuchaj drugiej części wywiadu)

Wasza muzyka jest mieszanką soul, latino, lounge, trip-hop, drum'n' bass. Sporo czasu minęło od czasu założenia grupy De Phazz w 1997 roku. Czy mógłbyś wymienić kilka najważniejszych zdarzeń w karierze zespołu, znaczących najwięcej dla was samych?

-Przede wszystkim bardzo ważnym elementem było dla mnie wyjście ze studia na scenę. To naprawdę duży postęp.To także początek podróżowania, do Polski i do Niemiec, do innych krajów. Nie jestem typem, który często lubi wychodzić do ludzi na koncerty. Taka podróż jest próbą sprawdzenia sił. Ważne są też notowania na listach. Zdobyliśmy dwie prestiżowe nagrody w Niemczech. Staliśmy się popularni. Muzyka łączy się tu z marketingiem, ale taki jest ten biznes. Jeśli o mnie chodzi, jestem zawsze blisko muzyki.

W ubiegłym roku rozmawiałem z Pat Appleton i powiedziała mi wtedy, że poznaliście się przy okazji nagrywania reklamówek dla dzieci do sklepu meblowego. Tak było?

-Tak. Produkowaliśmy muzykę dla dzieci, lecz także dla małego zwierzaka popularnego w Niemczech. To taka zabawna mysz z kreskówki. Tworzylismy też muzykę dla cyrku i inne ścieżki dźwiękowe. Oszczędzałem wtedy pieniądze. Jako muzyk pop musisz po prostu chwytać często pracę , jaka ci się trafia, by przetrwać. Każdy muzyk wie, o czym mówię. Dla mnie była to jednak bardzo dobra szkoła. Praca z dziećmi, czy dla nich, gdyż są ostrymi krytykami. Dziecko nie powie ci, że nie przepada za drugim wersem tej piosenki, tylko jeśli mu się nie podoba, po prostu odchodzi. Musisz być zatem cierpliwy i nastawiony na tworzenie rozrywki w każdej minucie. Jeśli zaczniesz słuchać muzyki De Phazz przez słuchawki, zwrócisz uwagę na wiele poziomów, które drążą piosenkę i docierają do sedna. W głębi słychać czasem głosy i różne inne dźwięki.

(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)

Bardzo lubię utwór "Hell Alright". Jest popularny w Radiu RAM. Czy mógłbyś przypomnieć, jak powstała ta kompozycja?

-Zacząłem od pisania kilku wątków tego utworu. „Hell Alright" to pomysł, by trochę poszaleć ze stylem rockandrollowym. Znalazłem sample z tymi słowami i utwór wydał mi się wówczas zabawny. Jedna rzecz wynikała z następnej i tak powstawała cała kompozycja. Piosenki tworzą się samoistnie. Chodzi mi o to, że ja składam pewne elementy w całość, ale to utwór ma nade mna kontrolę. Nigdy nie wiesz na początku, co wydarzy się pod koniec.

Album „Big" ropoczyna utwór „Mambo Craze" , który znamy z krążka „Godsdog" . Potem słuchamy kompozycji niemal jazzowych ze świetnymi solami trąbki. Czy możesz opowiedzieć odrobinę o tych dźwiękach?

-„Mambo Craze" był pierwszym singlem, który sprawił, ze staliśmy się znani. W pewnym sensie ten utwór powraca do domu, gdyż pracowałem przy samplach muzyka, który nazywa się Clavier Gugar i pochodzi z bandu w Południowej Ameryce. Było to oczywiście legalne. I na bazie tych dźwięków stworzyłem „Mambo Craze". Kupiłem ten muzyczny fragment. Teraz po latach z big bandem utwór powraca do pierwotnego brzmienia. To zabawne. Wiele kompozycji na krążku „Big" w pewnym sensie powraca do pierwotnego kształtu, do domu.

(Posłuchaj czwartej części wywiadu)

De Phazz to również grupa, która wykonuje utwory w wielu językach. Mamy choćby temat „Jeunesse Doree" po francusku. Jest język angielski i niemiecki...

-W naszej twórczości usłyszysz też języki, które nie istnieją. Na albumie „Death by Chocolate" perkusista w pewnym utworze po prostu mamrocze. To są dźwięki. W mojej pracy nie jestem zainteresowany tylko znaczeniem słów, ale przede wszystkim jego brzmieniem i tym , jak mogę je dopsaować do muzyki.

Cały czas rozmawiamy o „De Phazz", ale trzeba również wspomnieć o twoim solowym projekcie „Tales of Trust". Czy zamierzasz go jeszcze jakoś promować?

-Może powinienem, lecz jak już powiedziałem nie należę do postaci muzycznych lubiących występy na scenie.Może wystąpić jako DJ? Ale to też wydaje się mało rozrywkowe- oglądanie mnie w takiej roli. Myślę jednak o bardziej kameralnym projekcie, może jakimś trio. De Phazz stało się bardzo spektakularnym przedsięwzięciem. Brakuje mi takiego spontanicznego grania w stylu: teraz zagramy to, lub to, a ktoś z publiczności podpowiada jeszcze inny utwór i też go gramy. Chodzi o spontaniczność. Nasz program z De Phazz jest często przewidywalny. Marzy mi się projekt mniej ograniczony, ale w małym klubie z małą publicznością.

(Posłuchaj piątej części wywiadu)

A czy myślałeś może o albumie koncertowym? Może właśnie De Phazz przygotuje taki materiał?

-Nie jestem zwolennikiem nagrań live. Musisz po prostu być na koncercie, albo nie. Jeśli słuchasz takich piosenek z odgłosami publiczności, tak naprawdę wynosisz niewiele. Preferuję pracę w studiu. W De Phazz nie ma aż tak wiele miejsca na improwizację. Można traktować płyty koncertowe jako dokument, ale nie jako coś pełnowartościowego. Takie jest moje odczucie.

Koncertowałeś z De Phazz w lutym w Polsce. Masz jakieś wspomnienia związane z pobytem w naszym kraju?

-Nigdy nie zapomnę jednego koncertu we Wrocławiu z tłumem ludzi na placu w ciepły wieczór. To tak cudowne miasto, z ciekawymi budynkami. Latem chętnie podróżuję po Polsce i często marzę , by zaszyć się w jakiejś wsi. One są wyjątkowe. Żyłbym tam bez telefonu i komputera. Nie mówię, że nie ma tam takich możliwości, ale ja marzę, by tak spędzać czas. Polska ma takie cudowne miejsca.

Czy poza muzyką masz jeszcze jakieś hobby?

-Trenuję piłkę nożną. Ale moje prawe kolano sprawia mi ostatnio mnóstwo kłopotu. Muszę wrócić do formy, gdyż mój syn potrzebuje trenera. Moim drugim hobby jest odcięcie się od telefonu i maili i po prostu spacerowanie.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.

- Również dziękuję.

 

 

REKLAMA
Dźwięki
(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)
(Posłuchaj drugiej części wywiadu)
(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)
(Posłuchaj czwartej części wywiadu)
(Posłuchaj piątej części wywiadu)