Recenzje Dagmary Chojnackiej: "Cesarz" w Capitolu, "Euforia", "Wychowane przez wilki" i "Czy to sen?" [PODCAST]

Dagmara Chojnacka | Utworzono: 08.02.2022, 13:16 | Zmodyfikowano: 08.02.2022, 13:16
A|A|A

Fot. Tobiasz Papuczys

„Cesarz" w Teatrze Muzycznym Capitol to pierwsza premiera roku i wielki sukces. Cezary Studniak, autor scenariusza i reżyserii zaryzykował i nie poległ. Brawa dla wszystkich twórców. Posłuchajcie i przeczytajcie.

To bezdyskusyjnie wybitne przedstawienie. Jako recenzentka stanę z każdym na ubitej ziemi w obronie swojej opinii. Zacznę jednak od przyznania się, że nie jestem wielbicielką książki „Cesarz" Ryszarda Kapuścińskiego. Nie nazywam jej fabularyzowanym reportażem, raczej powieścią dokumentalną. Zbyt wiele w niej przekłamań, nieścisłości, politycznych uprzedzeń. Co nie zmienia faktu, że od 1978 roku nie słabnie jej sława, a świat pamięta postać Hajle Sellasje, ostatniego cesarza Etiopii – głównie dzięki prozie Kapuścińskiego. Jako opowieść o władzy, jej kulisach i kosztach „Cesarz" stał się niemal uniwersalną przypowieścią, która, niestety, bardzo często wciąż bywa boleśnie współczesna. Ale przeniesienie tego tytułu na scenę? Pomysł co najmniej karkołomny, jeśli w ogóle wykonalny. Cezary „Cezi" Studniak – autor scenariusza i reżyser spektaklu zaskoczył chyba wszystkich, od samych aktorów, po widownię. Zaryzykował na maksa, trzeba mu to przyznać. I wykonał absolutny sztos! To nie jest musical, ale na pewno spektakl muzyczny. Studniak zaprosił do współpracy wybitnych muzyków: Maję Kleszcz i Wojciecha Krzaka, niewielką, ośmioosobową obsadę (która stała się prawdziwą „performatywną ośmiornicą"), świetną scenografię stworzył Michał Hrisulidis, a wyjątkowe kostiumy – Barbara Sikorska- Bouffal. Znakomity, nowoczesny ruch sceniczny opracowała Barbara Olech. Tu ciekawostka warta zauważenia: przy spektaklu pracowała też konsultantka intymności, Marzena Kopczyńska Urlich. I wiecie co? To się czuje!

Po raz pierwszy chyba widziałam w teatrze, z niewielkiej odległości (bo „Cesarz" jest grany na kameralnej Scenie Ciśnień) tyle męskiej nagości, oraz tak naturalne, piękne i mocne sceny intymności. A przecież dopiero wtedy, gdy aktorzy czują się w takich scenach dobrze i bezpiecznie, widz może je po prostu podziwiać, nie być obciążony cudzym zażenowaniem. Świetną decyzją Studniaka było też wzbogacenie prozy Kapuścińskiego o obszerne cytaty z samego Hajle Sellasje! Znamy je z wywiadu przeprowadzonego z cesarzem przez genialną Orianę Falacci. Dzięki temu zabiegowi, w pewnym momencie spektaklu nareszcie (po niemal dwóch godzinach wyczekiwania) możemy usłyszeć Jego Wysokość. Bowiem od początku spektaklu grający władcę Mikołaj Woubishet siedzi albo z twarzą ukrytą w kapturze białego kąpielowego ubranka, albo tyłem; jeśli coś mówi to tylko szeptem lub gestem. Za to kiedy w końcu „wybucha", to daje absolutny, energetyczno- psychodeliczny, porywający show. Tego gościa można kochać! Można dać mu się porwać i zbałamucić. Można nawet zrozumieć, czemu rastafarianie do dziś uważają go za Mesjasza.

Przestrzeń wokół sceny jest zawieszona kolorowymi, patchworkowymi materiami, jakimiś drewnianymi opłotkami, atmosfera trochę współczesnego slumsu „gdzieś w Afryce". Po prawej duże drewniane drzwi ze schodkami. Po lewej oszklona budka z okienkiem – ni to bar, ni to urząd pocztowy. Na tylnej ścianie w głębi sceny – rząd zardzewiałych pryszniców. Pod nimi co jakiś czas zmywa z siebie brud istnienia męska część obsady.

Spektakl „Cesarz" rozpoczyna pieśń grioty (griota – to afrykański „opowiadacz", odpowiednik greckiego rapsoda, przekaziciel ustnej historii, komentator wydarzeń). Tomasz Leszczynski śpiewa... wysokim tenorem, tak pięknie, jakby to było bachowskie solo w katedrze, ale akompaniuje sobie na „oil can guitar", czyli gitarze zrobionej z kanistra po oleju (będąc na spektaklu koniecznie zwróćcie uwagę na ten unikalny instrument). Wszystkie pieśni grioty – a jest ich wiele, to małe performanse (chórki do zwrotek wyśpiewuje i wytańcowuje cała obsada). Autorem griotowych poematów jest Studniak, zapamiętałam niestety tylko sam początek bluesa o kurach:

„Kura kurę dziobnąć lubi, zasiadając w pierwszym rzędzie,
ta dziobana nie ma złudzeń, że już teraz gorzej będzie...
Jeśli sił zachowa resztki, i nie zdechnie zadziobana
z przyjemnością dziobać będzie te na jeszcze niższej grzędzie.
Dziobu, dziobu, dziobu, dzioooob...." .

Ma się rozumieć, że na premierze zasiadłam sobie w pierwszym rzędzie (choć zaproszenie dali do drugiego, ale od czego asertywność?)



Każdy z aktorów jest i osobną postacią, i członkiem społeczności. Wszyscy bez wyjątku są świetni. Aż trudno uwierzyć, że tekst „reportażowy", rozpisany na głosy, będzie tworzył tak wartki i zaskakująco spójny dramat. W obsadzie tylko dwie panie: Helena Sujecka jako KK (Kobieta Kariera) i Emose Uhumwangho jako ŻŚOW (Żona Święta Od Wszystkiego). Każdej należy się tak naprawdę osobna recenzja. To, jak Emose Uhumwangho śpiewa słynną „Zulu Song" Miriam Makeby, przechodzi ludzkie pojęcie. A jakąż jest pyszną Cesarzową! Helena Sujecka uwodzi, zwodzi, rozśmiesza i przeraża, jej postacią można by obsadzić kilka współczesnych filmów.
Już nazwałam tę obsadę „performatywną ośmiornicą" – i proszę mi wierzyć, nie ma w tym przesady. Nawet tych aktorów, których znam z wielu ról, tutaj zobaczyłam zupełnie na nowo. Istnieją na scenie w inny niż dotychczas sposób. Na pewno w tej pracy coś istotnego dla samych siebie poodkrywali. Krzysztof Suszek jako WU (Wieczne Umieranie) – jest jak tancerz butoh, jak żywa rzeźba, symbol tych, którzy z drabiny dziobania spadli głową w dół. Przecudny PM (Pies Mentalny) wykreowany przez Rafała Derkacza to pałacowy pekińczyk ale i wściekły rottweiler, mogący przegryźć grdykę. Nie wiem, czy Michał Zborowskiumie wypowiadać z kamienną twarzą pełne imię swej scenicznej postaci WKDB (W Każdej Dupie Był), ale razem z ŻBO (Żołnierzem Bezwzględnie Oddanym) czyli Michałem Szymańskim, tworzą takie sceny, że może to być przyjaźń na życie?

Kilka wydarzeń z życia cesarza i dworu jest opowiedzianych w formie dobiegającej z offu audycji radiowej. I tu się pochwalę i zwierzę z dylematu: otóż wzięłam udział w tym nagraniu, pół roku temu przeczytałam parę fragmentów tekstu nie mając zupełnie pojęcia, czy to w ogóle wejdzie do spektaklu. I tak zaistniałam jako NSE (Niepotrzebnie Stale Elokwentna). Jak to mówią, „po warunkach obsadził".

Potem się martwiłam – co zrobię, jeśli przedstawienie nie będzie dobre? Nie recenzować? A jeśli będzie dobre – czy wypada chwalić, skoro „dałam głos". Zdecydowałam, że „Cesarz" w Capitolu jest tak świetny, że grzechem by było uczciwie tego nie mówić! Na koniec zdradzę: ostatnia scena, kobiecych zapasów, wejdzie do historii scen polskich i nie tylko!


Długo wyczekiwane kolejne serialowe sezony na HBO: „Wychowane przez wilki" niestety nie wróżą powrotu do wcześniejszej formy, za to „Euforia" męczy, ale dalej zachwyca. A dlaczego? Oto nasza diagnoza:


„Czy to sen?" - czy to aby dobra powieść na ferie dla nastolatków? Bohaterka jest maturzystką targaną atakami paniki po fabularnym śnieniu. Natalia Klewicz ma na pewno świetne intuicje i talent. Czekamy na dobrą redakcję...

REKLAMA

To może Cię zainteresować