Co było najlepsze na Nowych Horyzontach i Nowych Horyzontach Online? [ZŁOTA DZIESIĄTKA]

Jan Pelczar | Utworzono: 02.09.2021, 11:27 | Zmodyfikowano: 02.09.2021, 11:27
A|A|A

zdj. mat.prasowe

Hybrydowa wersja festiwalu Nowe Horyzonty oznaczała w praktyce, że filmy można było oglądać od 17 do 31 lipca. Obejrzałem siedemdziesiąt tytułów. Spośród nich wybrałem złotą dziesiątkę, zaznaczając, czy i gdzie będzie można wymienione w niej filmy zobaczyć ponownie. Pominąłem dwa istotne tytuły, których nie zdołałem obejrzeć – „Vortex” oraz „W drogę”– oraz kilka tych, które widziałem wcześniej, opisywanych m.in. w złotej dziesiątce przed NH. Wśród nich są „Mała mama”, „Niefortunny numerek lub szalone porno”, „W pętli ryzyka i fantazji”, „Śmierć niewinności i grzech nieistnienia”, „Albatros”, „Im dalej w las tym więcej drzew”, „Lamb” ale także  „Księżyc, 66 pytań” i „Aida”, mój numer jeden z zeszłorocznych Nowych Horyzontów, film, który za chwilę pojawi się kinach, stanowiąc bardzo istotny komentarz do wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej. Poza filmami z dziesiątki, których jest w sumie dwanaście, polecam m.in. maltańskie „Luzzu”, ukraiński „Przystanek-Ziemia” oraz found footage „Na księżyc” 

 1. DRIVE MY CAR, reż. Ryusuke Hamaguchi 

Trudno polemizować z własnymi emocjami – to był dla mnie najważniejszy i najlepszy seans festiwalu. Za każdym zakrętem drogi, w którą wyruszyłem za bohaterem Hamaguchiego, czaił się ważny, istotny i ciekawie przedstawiony temat. Ale kiedy myślałem, że to był właśnie cel podróży, misternie zaplanowanej, ułożonej i realizowanej w nienaganny i wciągający sposób, wówczas okazywało się, że nie znajdujemy się na ostatniej prostej. Jest jeszcze jeden zakręt, a przecież „coś być musi, do cholery, za zakrętem”. Hamaguchi potrafił obudzić tę ciekawość i dostarczyć zaskoczeń, które przeradzały się w zrozumienie, że taki faktycznie musiał być kolejny cel drogi. Miejscami „Drive My Car” to kino konserwatywne, momentami tradycyjne, ale głównie w formie, we wprowadzaniu zaćmy jako strzelby, która musi wypalić, w obłędnym krążeniu wokół Czechowa, w rytuale wchodzenia w postać i klasycznej koncepcji teatralnej. Jest pod tym jednak drugie dno, już bardzo nowoczesne, z poszukiwaniem współczesnego języka, komunikowaniem się tu i teraz, odnajdywaniem własnej drogi w takiej, a nie innej rzeczywistości. Nie ma tu formalnych nowych horyzontów, ale jest mądra opowieść, wybitna rola Hidetoshiego Nishijimy i reżyseria, której pozazdrościłoby wielu uznanych mistrzów, zachowująca przy tym niepodrabialny styl Hamaguchiego. 

Film wprowadzi do kin Gutek Film. Premiera w 2022 roku.

2. TITANE, reż. Julia Ducournau 

Gdybym pomstował na werdykt w Cannes – dlaczego nie „Drive My Car”, a „Titane”, wczułbym się w polskich krytyków z 1994 roku, złych na Clinta Eastwooda, że dał Złotą Palmę „Pulp Fiction”, a pominął wybitne „Trzy Kolory: Czerwony”. Męcząc się podczas seansu „Titane” na gali otwarcia oraz narzekając na finał chwilę po seansie, myślałem, że to kwestia wieku. Kiedy miałem trzynaście lat i Tarantino wygrywał z Kieślowskim, było to dla mnie triumfem nowatorskiego nad staroświeckim, opłakiwanie „Czerwonego” w starciu z „Pulp Fiction” jawi się do dziś jako przykład obciachu. Szybko jednak zrozumiałem, że „Titane”, zgodnie ze słowami Juli Ducournau nie jest filmem doskonałym, czy nawet po prostu nie tak doskonałym, jak arcydzieła podpisane przez Tarantino. I nie mamy prawa tego od „Titane” oczekiwać, w świecie, w którym trzeba się cofnąć jeszcze dalej, do 1993 roku, by znaleźć reżyserkę nagrodzoną Złotą Palmą. Budżet, swoboda artystyczna i zaufanie producentów, na które mogą liczyć reżyserzy, są wciąż dla reżyserek niedostępne lub są dostępne nadzwyczaj rzadko. Mimo niedoskonałości - "Titane" przemawia do widza. Żaden inny film nie dostarczył mi tylu powidoków na cały czas trwania festiwalu – tylu kadrów, które pojawiały się we flashbackach pod powiekami. Tytułową bohaterkę graną przez Agathe Rousselle zapamiętam już na zawsze, podobnie jak cudownego mężczyznę po przejściach, Vincenta Lindona. Pomstowanie na przemoc i brutalność w „Titane” tyle lat po „Kill Billu” jest równie nie na miejscu, co doszukiwanie się politycznych decyzji w prymacie „Pulp Fiction” nad „Czerwonym”. „Titane” to tak naprawdę kino familijne o bezwarunkowej miłości. Nowoczesny w formie hymn z przesłaniem: każda forma życia na miłość zasługuje, każda istota ma prawo obdarzyć nią dowolny obiekt. 

Film wprowadzi do kin Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. Premiera w 2022 roku.

3. ZOLA, reż. Janicza Bravo 

Największy przebój tegorocznego festiwalu. Film, który wypadało zobaczyć w kinie, dać się ponieść jego energii i oklaskiwać ciekawe rozwiązania, po jakie trzeba było sięgnąć, by przenieść na ekran serię stu kilkudziesięciu tweetów. Historia dwóch stripteaserek i wyprawy, która je poróżniła, to kino atrakcyjne, rozrywkowe, zabawne, a przy tym zostawiające u widza spory ładunek winy po oferowanej przyjemności. W tym ujęciu „Zola” przewartościowuje jedno z ulubionych pojęć współczesnego konsumenta filmowego: „guilty pleasure”. Robi to bez moralizatorstwa, autentycznie, z fenomenalnymi kreacjami aktorskimi (wspaniały seans dla tęskniących za „Sukcesją”) i sporym ładunkiem błyskotliwych pomysłów na opowiadanie o świecie przeładowanym obrazkami i klipami i dostosowanie go do formy pełnometrażowego seansu kinowego. Imponujący debiut. A jednocześnie tytuł najmocniej wpisujący się w temat licznych dyskusji NH 2021 – o kobiecym ciele, seksie, pracy własnym ciałem, granicach, decyzjach, wolności i bezpieczeństwie. Debatę zorganizowano jednak po filmie „Pleasure” (przy „Zoli” był jak dydaktyczna reklama społeczna w cieniu atrakcyjnej „Gry o tron”).

Film ma się pojawić jesienią na jednej z platofrm VOD.

4. TRUFLARZE, reż. Michael Dweck, Gregory Kershaw

Film, z którego wychodzisz z myślą: „życie jest piękne”. Chociaż wcale nie jest obrazem o sielance, daje też do myślenia o nieuchronnych zmianach na gorsze. Jest jednak zrealizowany jak piękne, klasyczne, czyste malarstwo i przejrzysta opowieść o ciekawych ludziach. Po seansie poszedłem do ulubionej włoskiej restauracji i ze spotkaną tam ulubioną reżyserką młodego pokolenia mówiliśmy do siebie zdania w stylu: „co to był za wspaniały film”, „to był film, do którego chcesz wejść”, „ależ to było piękne jak..” „ten film był jak wakacje”. Najlepszy dokument festiwalu.

Film po festiwalu był dostępny na platformie VOD Canal + i Playerze, powinien wkrótce powrócić na platformy VOD. 

5. GORĄCZKA, reż. Kirył Serebrennikow

Najbardziej szalony film festiwalu. Szkoda, że to nie rosyjski reżyser nakręcił film muzyczny o Kalinie Jędrusik, bo gdyby obdarzył ją mocami pewnej bibliotekarki, byłoby ciekawie. Serebrennikow pozostaje oryginalny i wierny swojej transowej wizji kina, ale tym razem bardzo interesujące było jak w „Gorączce” przeplatają się treści i rozwiązania podobne do tych z „Drive My Car” i „Titane”. Mocne, aktualne, ważne kino, momentami nie tyle przegadne, co zbyt prześpiewane i przepite. 

Film wprowadzi do kin Gutek Film. Premiera w 2022 roku.

6. KAMYKI, reż. P.S. Vinothraj 

Odkrycie festiwalu. Wspaniale zmontowany i udźwiękowiony film drogi, którego bohaterowie poruszają się głównie pieszo. Ciekawa perspektywa opowiadania o rodzinie, budowania świata codzienności syna i ojca, poruszania się z kamerą wokół bohatera, którego potencjalnie nie sposób polubić. 

Film nie ma polskiego dystrybutora. 

7. BOHATER, reż. Asghar Farhadi 

Powrót mistrza do formy. Są sytuacje, z których nie ma dobrego wyjścia. Szczególnie, gdy trudno odróżnić rzeczywistość od kreacji i trudno o zaufanie do innych, gdy przywykliśmy, że każdy gest może być gdzieś i w czymś zapośredniczony. Irański reżyser po raz kolejny genialnie prowadzi nas przez labirynt, którym okazuje się codzienność. Jemu nie trzeba faunów, bohaterów zdaje się znajdować po sąsiedzku. 

Film wprowadzi do kin Gutek Film. Premiera w 2022 roku.

8. WSZYSTKO POSZŁO DOBRZE, reż. François Ozon

Gdybym miał wybrać najlepszy cytat festiwalu, padłoby na gorzkie i autoironiczne wyznanie prosto z Paryża – światowej stolicy mieszczaństwa - i z kolejnego, po m.in. „Titane” familijnego filmu NH 2021, tym razem traktującego m.in. o eutanazji: „A co robią biedni ludzie? Biedni ludzie? Czekają na śmierć. Biedni ludzie”. 

Film wprowadzi do kin Aurora Films. Premiera w 2022 roku.

9. POCZĄTEK reż. Dea Kulumbegashvili

Jedyny film w zestawieniu, który obejrzałem jedynie w połowie. Zgodnie z obietnicą z festiwalowego katalogu dzieło ma coś z Reygadasa i coś z Hanekego, żal mi było „Początku” na seans online. Przerwalem i postanowiłem poczekać na premierę kinową. 

Film wprowadzi do kin Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. Premiera w 2022 roku.

10. ex aequo: 
MOJE WSPANIAŁE ŻYCIE, reż. Łukasz Grzegorzek;
NAJMRO. KOCHA, KRADNIE, SZANUJE, reż. MATEUSZ RAKOWICZ; 
HIACYNT, reż. Piotr Domalewski

Polskie kino miało się dobrze na Nowych Horyzontach, które stały na bardzo wysokim poziomie. Wszystko za sprawą tych trzech tytułów i tych trzech autorów. Żaden z nich nie jest idealnym i spełnionym wybitnym dziełem, ale każdy oferuje jakość i poziom, o którym długo mogliśmy tylko pomarzyć.

Łukasz Grzegorzek staje się jednym z czołowych przedstawicieli polskiego kina autorskiego. We własnym stylu i sposobie opowiadania porusza bardzo osobiste tematy. „Moje wspaniałe życie” to film wyjątkowy: oto w polskim kinie pojawia się niezależna, odważna, idąca pod prąd i po swojemu kobieta, która nie jest zbuntowaną singielką, a żoną, kochanką, matką i babcią.

 

Premiera "Mojego wspaniałego życia" w polskich kinach 29 października - dystrybutorem Gutek Film. 


Piotr Domalewski pokazuje „Hiacyntem”, że żadnego kina się nie boi, potrafi wykreować gatunkowy klimat, by opowiedzieć ważną historię. Urzędowa i milicyjna operacja wymierzona przeciwko gejom zostaje zaprezentowana w poruszający i ciekawy sposób. Problem miałem jedynie z centralnym wątkiem miłosnym, tu zabrakło już przekonującego rozwoju „ekranowej chemii” mimo udanych ról aktorskich. 

"Hiacynt" jesienią ma mieć premierę na Netfliksie. 

Dzięki Mateuszowi Rakowiczowi znowu mam nadzieję, że polskie kino gatunkowe na światowym poziomie jest możliwe. „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje” w imponujący sposób sięga po imponujący kawałek historii. Z bohatera kronik czyni ciekawą postać filmowego pop-u, w tle przemyca niegłupie obserwacje o transformacji, a w centralnej części jest widowiskową komedią kryminalną, która nie potrzebuje naśladować amerykańskich i angielskich rozwiązań, bo ma swój kawałek świata do opowiedzenia, ze swoimi zwyczajami, artefaktami i ze swoją „Klątwą doliny węży”. Mam nadzieję, że się nie mylę, kiedy twierdzę, że „Najmro...” to udana próba gry na najtrudniejszym poziomie: jak jednocześnie zaspokoić kinofili oraz nerdów i wziąć szturmem szeroką publiczność. 

 "Najmro" wejdzie do polskich kin 17 września - dystrybutorem Mówi Serwis. 

REKLAMA

To może Cię zainteresować