Fyrstenberg kończy karierę. "Ciało krzyczało: daj sobie spokój, chłopie"

Gregor Niegowski, el | Utworzono: 17.06.2017, 21:51
A|A|A

Fot: G. Niegowski

Fyrstenberg przyjechał do Wrocławia jako ambasador akcji "Dzieciaki do rakiet". 36-latek przyznał, że teraz koncentruje się właśnie na promocji tenisa i podoba mu się rola tenisowego komentatora. 

Fyrstenberg w swojej karierze wygrał 18 turniejów, wystąpił w finale wielkoszlemowego US Open, reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich oraz w Pucharze Davisa.

Posłuchaj rozmowy:

Gregor Niegowski: Od jakiegoś czasu jesteś ekspertem tenisowym. Jak się czujesz w tej roli?

Mariusz Fyrstenberg: Czuję się świetnie. Po 30 latach gry w tenisa chcę wiedzę przekazać komuś innemu. Jak zaczynałem nie było bardzo dobrych zawodników. Był Wojciech Fibak, ale on zajmował się innymi rzeczami. Jestem chyba jednym z pierwszych, w tej erze tenisa, który skończył karierę, a jednak jeździł po największych turniejach na świecie. Szkoda byłoby tego nie wykorzystać.

Skończył karierę? Już oficjalnie?

Jeszcze nieoficjalnie. Głowa chce grać dalej, ale ciało nie pozwala. Chętnie więc się udzielam w takich akcjach jak "Dzieciaki do rakiet", aby promować tenis w Polsce.

Chciałbyś gdzieś jeszcze zagrać? Szykuje się jakieś pożegnanie Mariusza Fyrstenberga?

Są takie plany. W turnieju w Szczecinie, więc może tam. Wtedy może będzie to oficjalne zakończenie kariery. Ale rzeczywiście 20 lat grania na kortach już wystarczy i to wszystko. Może kiedyś jakąś książkę napiszę. Choć to chyba bardziej dla siebie. Tak dużo było przeżyć, tak dużo było emocji. Uprawiając sport poznaje się dużo ciekawych ludzi, tych znanych i nieznanych, czasem jeszcze ciekawszych, więc jest to kawał życia.

Nie widać smutku na twojej twarzy. Ta decyzja dojrzewała u ciebie?

Tak. Nawet mogę powiedzieć, że może rok za późno. Jeżeli gra się na pewnym poziomie przez wiele lat i później człowiek spada z tego wysokiego konia, to wtedy już nie ma tyle przyjemności. Tutaj nie chodzi o pieniądze. Chodzi o poczucie się kompletnym i osiąganie sukcesów, które już teraz nie przychodzą. 36 lat to już jest dużo. Ciało krzyczało do mnie: daj sobie spokój, chłopie. Rzeczywiście już jest ten czas. Bardzo dobrze się z tym czuję. Przede wszystkim zacząłem dobrze jeść i się wysypiać. Jest ekstra, życie jest bardzo przyjemne i trzeba zrobić kolejny krok.

Jak wygląda życie po tenisie? Całe życie byłeś w podróży, więcej czasu spędzałeś na korcie, niż np. z rodziną. Jakie to uczucie, gdy można wreszcie odpocząć?

Po kontuzjach te podróże były jak skaranie boskie. Jak po kilku miesiącach znowu pojechałem na lotnisko, to naprawdę chciałem wyjść. Człowiek ma dość po tych wielu latach. Życie prywatne też cierpiało. 45 tygodni w roku się podróżuje. Turnieje, zgrupowania, nawet rehabilitacja i odnowa – wszystko to składa się na to, że w domu cię nie ma. Czas to zmienić. Nie jest to życie łatwe. Jeżeli ktoś mnie spyta "żałujesz", to powiem nie. Cieszę się, że mój tata zaprowadził mnie na kort 30 lat temu. Proponuję tenis każdemu. Nie trzeba być od razu zawodnikiem. Można sobie poodbijać i przeżyć kilka fajnych chwil.

REKLAMA