Chorzy na raka kontra reszta świata

Elżbieta Osowicz | Utworzono: 18.02.2015, 16:23
A|A|A

pakietonkologiczny.gov.pl

Obaw przed wejściem w życie było mnóstwo, protestowali głównie lekarze, mówili że zmiany są nieprzygotowane i że to nie może się udać. Ministerstwo Zdrowia przekonywało, że nie ma odwrotu - trzeba pomóc chorym na nowotwory. Dziś sprawdzamy jak działa, czy działa i czy na zmianach korzystają pacjenci.

Od początku roku na Dolnym Śląsku wydano ponad 5 tysięcy Zielonych Kart - to jest dokument, który ma otwierać drzwi chorym na raka. W założeniach diagnostyka nie powinna trwać dłużej niż 9 tygodni, w nastepnych dwóch powinno zacząc sie leczenie. Tyle teoria. Teraz praktyka.

Krzysztof Kołodziejczyk ma 51 lat. - Wychodziły mi złe wyniki, zgłosiłem się do poradni urologicznej, doktor zlecił tomografię, wyszło podejrzenie nowotworu. Został zlecony rezonans, potwierdziła się diagnoza. W ciągu dwóch dni udało mi się załatwić kartę diagnostyki i leczenia. Podejrzenie było w sierpniu. Po nowym roku w mirę szybko wszystko udaje się załatwić. Wcześniej robiłem wszystko prywatnie, bo były odległe terminy.

Prywatne badania kosztowały tysiąc złotych - ale to było jeszcze w tamtym roku. Teraz kiedy Krzysztof Kołodziejczyk trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, wszystko poszło już błyskawicznie. Przyjęcie, konsylium i operacja w 3 dni.

Więcej pacjentów oznacza, że jest więcej pracy - zastępca szefa kliniki urologii USK Marek Górecki przyznaje, ze zespół musi przyśpieszyć. - Musimy pracować więcej, szybciej i lepiej. Wszyscy się uczymy, momentami system kuleje, lekarze POZ wypisują nam na przykład karty skrócone, które później musimy anulować, jest więc trochę zawirowań. Ale po jakimś czasie to wszystko się wyrówna i będzie dobrze. Wcześniej czas oczekiwania wynosił ok. 4 miesięcy. Teraz mamy zaległości, więc kolejka wciąż jest spora, ale mam nadzieję, że teraz będzie się zmniejszać, bo mamy do dyspozycji dwie sale operacyjne - wyjaśnia Górecki.

A co z pacjentami bez zielonej karty? - To jest problem. Ci spoza pakietu będą musieli prawdopodobnie dłużej czekać, oczywiście są to schorzenia, które nie zagrażają ich zdrowiu i życiu, ale pewnie ich cierpliwość kiedyś się skończy i zaczną narzekać - dodaje Górecki.

Pacjenci "nierakowi" już zaczynają się skarżyć - Jolanta Łopyta mówi o pacjentach ze stwardnieniem rozsianym, którzy przed podaniem silnych leków muszą mieć zrobiony rezonans. - Już usłyszeli, że muszą czekać, bo pacjenci onkologiczni mają pierwszeństwo. W tej chwili musimy czas oczekiwania to pół roku - mówi Łopyta.

Dorota Radziszewska z Dolnośląskiej Izby Lekarskiej, podobnie jak zdecydowana większość środowiska medycznego, nadal do pakietu podchodzi sceptycznie. - My nie wiemy, jak to się rozwinie, czy to realne, że lekarz musi trafić w rozpoznanie onkologiczne. Jak nie trafi, to nikt mu nie zapłaci za procedury - wyjaśnia Radziszewska

Na razie trudno mówić o tym, jak będzie wyglądało rozliczenie z Funduszem, bo danych za styczeń jeszcze nie ma. Nie ma też spodziewanej fali rezygnacji z realizowania pakietu. Kierownik oddziału onkologii klinicznej w USK dr Beata Freier i wskazuje plusy i minusy - po stronie plusów jest zdecydowanie konsylium, które zajmuje się pacjentem.

Szefowa dolnośląskiego NFZ, Wioletta Niemiec jest przekonana, że trzeba jeszcze pakietowi dać szansę.

Tagi:
REKLAMA

To może Cię zainteresować