Tajemniczy Wrocław. Nie do opisania. Do wyburzenia

Przemek Gałecki | Utworzono: 21.11.2014, 09:06
A|A|A

Fot. Przemysław Gałecki (Radio RAM)

Wrocławską listę zabytków oglądaliśmy ze Stanisławem Kolouszkiem z Wrocławskiego Stowarzyszenia Fortyfikacyjnego. - Wygląda dziwnie, niektóre obiekty są wpisane dwa razy, niektóre nie ma w ogóle, niektóre są na ulicach, które nie istnieją i nawet nigdy we Wrocławiu nie istniały - mówi Kolouszek.

Na liście są też obiekty, które znajdują się kilka kilometrów dalej od podanego w ewidencji adresu, albo przy innej ulicy. Kolejne w kartotece dziwnie się rozmnożyły, jak schron w Parku Zachodnim.
- Jest wpisany dwa razy. Raz jako enigmatyczny obiekt wojskowy, raz jako schron - wyjaśnia ekspert.  Takich pomyłek - tylko w dziedzinie na której zna się Stanisław Kolouszek - jest kilkanaście.

Jak to możliwe?  Katarzyna Hawrylak-Brzezowska, miejski konserwator zabytków nie jest specjalnie zaskoczona listą błędów. Chociaż nie potrafi od razu się do nich ustosunkować, mówią, że nie zna szczegółów. Hawrylak-Brzezowska nie ukrywa, że wiele z katalogowych kart ma już kilkadziesiąt lat i od bardzo dawna nikt ich nie weryfikował. Przede wszystkim ze względu na brak czasu i środków.

Sonda
Ta sonda już się zakończyła.

Czy należy wydawać więcej pieniędzy na ochronę zabytków?

Tak
7
Nie
3
Wszystkich głosów: 10

- Nie bardzo jest kogo posadzić do pracy, jest nas tak mało, że trudno jest znaleźć czas na inwentaryzację. Tylko 4 pracowników chodzi w teren. Po prawie 70 latach od zakończenia wojny, zdołano wydać trzy tylko katalogi ze sztuką śląską. Oznacza to, że najwspanialsze wrocławskie kościoły nie mają zrobionej dokumentacji fotograficznej.

Beata Maciejewska, historyk, dziennikarka Gazety Wyborczej, tylko rozkłada ręce gdy przegląda listę spisanych przez nas błędów. Nie jest zaskoczona, ale obawia się konsekwencji, gdy słabe działania konserwatora wykorzystają złodzieje czy nieuczciwi inwestorzy, którzy zniszczą np. zabytkowe budynki. - Karty zrobione w latach 60. czy 70. mają mizerną dokumentację fotograficzną. Jak dochodzi do szkody, czy kradzieży ciężko przed policją dochodzić praw - mówi Maciejewska. 

Jeszcze gorzej wygląda problem ewidencji tego, co w mieście się znajduje, a nie istnieje w ogóle w kartotekach. Kilka tygodni temu miasto żyło tematem wyburzania schronu przy ulicy Grabiszyńskiej - obiekt ma ponad sto lat, ale ekipa konserwatora nie miała o nim pojęcia (KLIKNIJ I ZOBACZ ZDJĘCIA Z WYBURZANIA SCHRONU).

W październiku nasza wiadomość o wyburzaniu tego obiektu wywołała w biurze konserwatora, delikatnie mówiąc, chaos. Najpierw usłyszeliśmy, że "w każdej dziedzinie są obiekty, które można określić jako mniej wartościowe i bardziej wartościowe". Później, że "musimy wstrzymać prace inwestora i zrobić rozpoznanie". A na końcu, od zastępcy konserwator, który mówił o mniej i bardziej wartościowych zabytkach, że "jest postępowanie administracyjne, które nie toczy się z dnia na dzień".

Obiekt został prawie całkowicie zniszczony. Teraz sprawa trafiła do prokuratury, a ta wszczęła śledztwo, ale budowli która przeżyła dwie wojny światowe nikt nie przywróci. - Mogę tylko wyrazić najwyższe ubolewanie, ale takie sytuacje się zdarzają i będą się zdarzać, bo jest wiele obszarów, które nie były dotykane ręką. Ta sytuacja mobilizuje nas do opracowania tego bardzo szczegółowo - mówi Katarzyna Hawrylak-Brzezowska.

O ocenę pracy pani konserwator chcieliśmy zapytać jej przełożonego - szefa Departamentu Architektury i Rozwoju Jacka Barskiego, ale w ostatnich dniach nie było go we Wrocławiu. Konserwator broni za to wojewódzki konserwator zabytków Barbara Nowak-Obelinda.

Zniszczony schron okazał się zabytkiem. Jest już opinia w tej sprawie Narodowego Instytutu Dziedzictwa. Mimo to Barbara Nowak-Obelinda, tłumaczy - szansa na sprawdzenie przez konserwatorów całego regionu jest żadna. - W służbie konserwatorskiej, łącznie z miejskim konserwatorem, pracuje poniżej 90 osób. W Saksonii, na takim samym obszarze, pracuje kilkaset - mówi Barbara Nowak-Obelinda. Cztery lata temu ustawa o o gminnej ewidencji zabytków nakazała także wrocławskim urzędników stworzyć taką listę - dziedzictwo ma być od nowa opisane, sfotografowane i zewidencjonowane. Lista dalej nie jest gotowa, ale powoli powstaje. Miejska konserwator tłumaczy, że dostaje od wojewody na ten cel...10 tysięcy złotych rocznie.

REKLAMA

To może Cię zainteresować