Beton. Wszędzie beton!

Radio RAM | Utworzono: 18.02.2014, 08:24
A|A|A

Nowy Jork, fot. Wikipedia

Należą do przeszłości. Miasto się nam zabetonowało.

Wspomniane powyżej hasła promocji miasta (obok: Wrocław miastem pokoju!) obowiązywały w PRLu właściwie od lat 50. XXw. Propaganda chciała w sukces przekuć fakt, że Wrocław przez długi czas był miastem ruin i rezerwuarem materiałów budowlanych dla stolicy. Całe kwartały dzielnic wyburzono i nie odbudowano, a rekultywacja polegała na usunięciu lub rozdrobnieniu gruzu, wyrównaniu terenu, nawiezieniu 20 centymetrowej warstwy żyźniejszej ziemi i posadzeniu trawy, ewentualnie drzew. Niemieckie cmentarze w polskim Wrocławiu zamieniono na parki (np. Park Andersa, gdzie jeszcze w latach 80. XX wieku średnio co miesiąc zapadały się ścieżki lub w trawnikach pojawiały głębokie na półtora metra dziury - efekt źle przeprowadzonej likwidacji cmentarza). Nieudolność budowlaną i niezbyt humanitarne obejście z historią zamknięto w propagandowym „Wrocław - miastem zieleni”.

Tymczasem, to co w PRL-u było zręcznym propagandowym trikiem, dziś byłoby bardzo nowoczesnym hasłem. Oto na świecie istnieje cała liga „zielonych miast” (green cities) i gdyby pozostać konsekwentnym i rozwijać ideę Wrocławia-miasta zieleni, dziś bylibyśmy w światowej awangardzie.

Miasta Europy Zachodniej w latach 80., a USA w latach 90. XX w. odkryły, że betonowanie nie ma sensu. Raport (Chicago Urban Forest. Climate Project, U.S. Department of Agriculture, Forest Service, Northeast Forest Experiment Station, General Technical Report NE, 1994), przygotowany przez Chicago w 1994 roku stwierdzał, że likwidacja zieleni miejskiej, choć krótkotrwale ma sens ekonomiczny (dbanie o zieleń kosztuje więcej) to w dłuższej perspektywie sprawia degradację społeczną i ekonomiczną dzielnic. Czytając amerykański raport: Zaobserwowano, że likwidacja zieleni powoduje, iż w ciągu 6 lat (na przykładzie rejonu ulic S. Halsted i W. 77th) następuje odpływ bogatszych warstw społecznych, na ich miejsce sprowadzają się biedniejsi, bo tanieją lokale (o 22%). To sprawia, że budżety lokalnych samorządów z powodu niższych wpływów podatkowych spadają. Co powoduje konieczność dalszych oszczędności i nakręca spiralę usuwania zieleni.

Nowy Jork, fot. Wikipedia

Zbadano również tak zwane czynniki miękkie. Na przestrzeni 6 lat nastąpiło pogorszenie poziomu subiektywnej odczuwalnej jakości życia o 19%, nastąpił wzrost przestępczości o 11%. Pogorszyła się jakość powietrza (o 28%), a mieszkańcy zaczęli narzekać na zalane piwnice (woda deszczowa nie miała gdzie wsiąkać, nie było drzew ją absorbujących), a nawet kurz w domach. Ilość substancji uczulających i związków rakotwórczych wzrosła w powietrzu o 13%. Wzrosła zawartość w powietrzu tlenków węgla, dwutlenku siarki i dwutlenku azotu oraz cząstek pyłów. Zanieczyszczenia te stały się przyczyną astmy, chronicznych chorób systemu oddechowego oraz chorób serca.

Zieleń (drzewa, krzewy, trawy) jak czytamy z kolei w raporcie R.E Leonard (Leonard R.E., 1972, Making our Lives More Pleasant, Plants as Climate Changers, [w:] Landscape for Living: The Yearbook of Agriculture, U.S. Department of Agriculture: 5–7. ) aż 80% energii wykorzystuje na proces transpiracji, czyli wyparowywanie wody przez liście. Wynikiem tego jest ochładzające działanie zieleni. W upalny dzień, gdy temperatura powietrza wynosi 32 stopnie Celsiusza, asfalt rozgrzewa się do 52C, beton 43C, odkryty trawnik ma 35C, a teren pod drzewem 28C. Efekt chłodzący jednego drzewa to wydajność 10 przeciętnej wielkości klimatyzatorów.

To tylko niewielka część ustaleń Amerykanów. W punktach pozytywne działanie biologiczne, socjologiczne i ekonomiczne w amerykańskim raporcie zajmuje 3 strony a4. Zawierając się w 74 spostrzeżeniach. Powyżej wskazano zaledwie 11. 

Powyższy raport wywołał w latach 90. debatę publiczną o wyglądzie amerykańskich miast. I rozpoczął wieloletnie procesy metamorfoz. Ich skutki na przykładzie Nowego Jorku pokazuje ten filmik.

Więcej zieleni, więcej przestrzeni pieszej i rowerowej w centrum Nowego Jorku. Ale zielone zmiany przechodzą też biedne dzielnice, inspirowane choćby przez takich społeczników jak Stephen Ritz. To nauczyciel z Bronksu, jednej z najbiedniejszych dzielnic Nowego Jorku. Wraz z uczniami uprawia bujne ogrody, produkując jedzenie, zieleń i miejsca pracy. Spróbujcie nadążyć, kiedy przedstawia mnóstwo sposobów na rozbudzenie nadziei w dzielnicy spisanej na straty.

Z zza oceanu wracamy do Europy. Hamburg. Drugie co do wielkości miasto Niemiec. Niemcy w ogóle mają hopla na punkcie ekologii - w żadnym innym kraju świata partie ekologiczne (Zieloni/Związek90) nie są tak silne i wpływowe jak w Niemczech (i nie chodzi tu nawet o posiadanie władzy, ale o wpływ na decyzje polityczne innych - np. przestawienie niemieckiej gospodarki na Odnawialne Źródła Energii). Wracając do Hamburga. Miasto 4 lata temu ruszyło z programem „Zielona Sieć”.

Już teraz aż 40% terenu tego północnoniemieckiego miasta to zieleń. Aby jeszcze lepiej wykorzystać potencjał, tkwiący w tych obszarach władze miasta postanowiły wszystkie je połączyć w jedną sieć. Parki, skwery, cmentarze, ogrody, tereny rekreacyjne są spinane układem dróg pieszych i rowerowych tak, aby przez całe miasto, od przedmieść do samego centrum można było poruszać się tylko po terenach zielonych. O całym programie - wraz z mapami można poczytać tutaj.

Chodzi o to, by przesadzić ludzi z samochodów do komunikacji publicznej, a najlepiej na rowery, lub zamienić w przechodniów. Hamburg wyliczył bowiem, że 1 euro wydane na „poruszenie obywatela” warte jest aż 434 euro, które trzeba będzie wydać, jeśli obywateli „się nie ruszy”. Nie ma nigdzie na świecie możliwości zrobienia lepszego biznesu. 1 euro daje miastu i społeczności aż 43400% zysku! Porównajcie z waszymi lokatami bankowymi. Tam dają 5% i twierdzą, że to interes życia.

O co chodzi? O aktywność fizyczną. Poprawa kondycji obywateli to ich lepsze samopoczucie, mniej kłopotów zdrowotnych, a więc mniej zwolnień lekarskich, mniej hospitalizacji, większa wydajność w pracy przekładająca się na podatki, niższe koszty funkcjonowania miasta (mniej samochodów, dziurawych ulic, zanieczyszczenia), a nawet takie czynniki jak stabilniejsze życie rodzinne. No i zysk biologiczny i społeczny, który opisaliśmy wyżej na przykładzie Chicago.

Wrocławski Park Południowy, fot. Wikipedia

Berlin - stolica Niemiec. Tam gdzie większość miast ma rynek, berlińczycy mają Tiergarten, wielki park, który kiedyś służył za tereny łowieckie. Do dziś można tam spotkać, vis a vis Bramy Brandenburskiej dziko żyjące króliki i bażanty. Do tego każda dzielnica stolicy Niemiec dysponuje własnym parkiem. Przyrodę uzupełniają liczne kanały Szprewy i Havela. Co oznacza, że 7% powierzchni Berlina stanowi woda, 18% las, kolejne 12% tereny rekreacyjne i parki, 4% to tereny rolnicze.

Mamy więc w Berlinie 30% terenów zielonych, nie licząc wody.

Zaczęliśmy od Wrocławia to we Wrocławiu tę „podróż przez zieloność” skończmy. Stolica Dolnego Śląska konsekwentnie wyzbywa (już się wyzbyła) określenia „miasto parków”. Co roku więcej drzew wycinamy niż nasadzamy. Dane dotyczące usuwanych drzew na terenie miasta Wrocławia są zatrważające. W 2010 roku we Wrocławiu usunięto łącznie 5 224 sztuk drzew, w 2011 roku – 6 150, a w 2012... 9 869! Częściowo w ich miejsce zasadzono nowe drzewa, tyle że na obrzeżach miasta. Ich liczba w 2010 roku wyniosła 1 783 sztuk drzew, w 2011 roku 1 532 sztuki, a w 2012 - 3 620 sztuk drzew. Za każdym razem sadzimy jakieś 15-20% z tego co wycięliśmy. Za 2013 rok nie ma jeszcze danych, wiadomo, że znów więcej się wytnie niż nasadzi. I w dodatku nie liczymy „siły ekologicznej” a jedynie sztuki, a wiadomo, że ścięcie rozłożystych kilkudziesięcioletnich dębów przy dworcu PKS nie zastąpi chuderlawy klon, który ma 4 lata i 2 cm średnicy pnia (takie drzewa Wrocław nasadza).

Co więcej, magistrat tymi wycinkami się chwali: – Na bieżąco przeprowadzane są przeglądy drzewostanu i kolejne drzewa zagrażające bezpieczeństwu są typowane do wycinki jak również na bieżąco są realizowane wnioski wpływające do wydziału środowiska i miejskiego konserwatora zabytków – mówi pytana przez „Gazetę Wrocławską” Julia Wach z wrocławskiego magistratu. W dodatku Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej wycina kolejne tysiące drzew przy modernizacji Wrocławskiego Węzła Wodnego. W ciągu ostatnich 2 lat wycięto 5 tysięcy drzew, nie sadząc w zamian ani jednego.

Efekt: Wrocław ma 1401 ha zieleni. To daje ledwo 4,8% powierzchni miasta, na mieszkańca wypada 22m2 zielonego! Do tego dochodzą parki krajobrazowe, lasy, zespoły przyrodniczo-krajobrazowe - łącznie to 6,3%. Razem mamy zielonego w mieście 11%. Jak to się ma do 30% Berlina i 40% Hamburga?

Jak ustalili psycholodzy klinicyści, jeśli wygramy w totka nasze poczucie szczęścia poprawi się na 3 miesiące, zanim wróci do wyjściowego poziomu, znalezienie lepszej pracy sprawia, że poziom hormonów szczęścia jest u nas wyższy od przeciętnej przez 3 tygodnie, urodzenie dziecka - 1,5 miesiąca. Tylko przeprowadzka w miejsce, gdzie jest więcej zieleni i drzew zmienia poziom szczęścia aż na 10 miesięcy... A my w która stronę idziemy?

REKLAMA

To może Cię zainteresować