Jutro będzie futro ***

Jan Pelczar | Utworzono: 22.06.2010, 13:56 | Zmodyfikowano: 22.06.2010, 13:56
A|A|A

Bohaterowie, chcąc dowiedzieć się czy rzeczywiście wylądowali w latach osiemdziesiątych, zatrzymują panienkę i pytają: jakiego koloru jest Michael Jackson. Jakby nie wystarczyło rozejrzeć się dookoła. Pastelowe kolory ubrań, fryzury na żel, „ALF” w telewizorze, disco-pop z głośników. To lata osiemdziesiąte w stylu amerykańskim. Odnaleźć się w nich równie łatwo jak w polskim wehikule czasu, sprokurowanym przez Juliusza Machulskiego. „Ile waży koń trojański” to była jednak nie-śmieszna komedia skupiona na swojej wątłej fabule i doprowadzeniu intrygi do końca. Twórcy „Jutro będzie futro” o pretekstową fabułę nie dbają w ogóle, jej początek i zakończenie są idiotyczne, wehikuł czasu działa w oparciu o demoniczny napój energetyczny, najważniejsze są gagi i sprośne żarty. Być może jeszcze na jednym scenarzystom mogło zależeć, na doprowadzeniu do sceny, w której syn z przyszłości ogląda mamę uprawiającą seks, spycha wściekle kochanka, po czym niknie. Kumple muszą dopilnować, by akt dokończono, inaczej chłopak nie pojawi się z powrotem.

Słowem – na „Jutro będzie futro” dobrze będzie się bawił ten, kto cenił sobie „Porkies” czy „Lody na patyku”, a z produktów nowszych „American Pie” lub „Ostrą jazdę”. Do „Kac Vegas” nawiązuje się tu nawet w jednym żarcie.  Wehikułem czasu, którym można dofrunąć do dekady „Powrotu do przyszłości” jest nie klasyczny samochód, ale kiczowate jacuzzi, patronem przemiany staje się prawdziwa ikona głupkowatych komedii Chevy Chase. A gag z oczekiwaniem na ucięcie ręki bagażowemu to z kolei filmowy występ Crispina Glovera, który w „Powrocie do przyszłości” zagrał ojca. Z reputacją dawnych, wypudrowanych kokainą, lat musi zmierzyć się John Cusack, a cała zgraja jego kolegów w odbiciu z lat osiemdziesiątych wygląda naprawdę karykaturalnie. Kilka pomysłów, z lustrzanymi wizerunkami na czele, może spodobać się koneserom komediowej durnoty. Reszta będzie dobrym biforem przed imprezą, obowiązkowo z muzyką z lat osiemdziesiątych.

Uzasadniona zmiana tytułu ( na „Hot Tub Time Machine” polski kinoman mógłby połamać sobie język ) współgra ze złowieszczym wspomnieniem dekady ostrego imprezowania: „mieliśmy Reagana i AIDS” – powtarzają bohaterowie. Co nie przeszkadza im w wulgarnych żartach, nadużywaniu substancji i anarchistycznym podejściu do weekendu, który miał być przeżyty zgodnie ze wspomnieniami, by niczego w świecie przyszłości nie zaburzyć.

REKLAMA