Parnassus (***)

Jan Pelczar | Utworzono: 12.01.2010, 15:43 | Zmodyfikowano: 12.01.2010, 20:18
A|A|A

www.parnassus.gutekfilm.pl

Będę cenił „Parnassusa" dla roli Heatha Ledgera. Poza tym mogą go jeszcze polubić fani Terry'ego Gilliama. „Parnassus", jak chyba każdy film tego reżysera, powstawał w bólach.

Najpierw producenci nie chcieli finansować filmu z Heathem Ledgerem w roli głównej. To była dla nich zbyt mało znana gwiazda. Po tragicznej śmierci Ledgera chcieli się wycofać, by nie wzbudzać kontrowersji.

Australijski gwiazdor, który zasłynął już wybitnymi kreacjami w „Tajemnicy Brokeback Mountain" i „Mrocznym rycerzu" przedawkował leki nasenne w przerwie między zdjęciami.

Ostatnia scena, którą sfilmowano z jego udziałem miała być pierwszą, w której jego bohater pojawia się na ekranie. Pojawia się jako wisielec, samobójca, który cudem zostaje uratowany. Po raz kolejny życie i śmierć Ledgera stały się nierozerwalnie związane z jego sztuką aktorską.

Po „Parnassusie" będziemy inaczej patrzeć na jego odejście, sam film także zmienił się nie do poznania, nabrał nowych znaczeń. Bohater Ledgera przechodzi przez magiczne lustro, do krainy, w której świat jest odbiciem ludzkiej wyobraźni, nadziei i oczekiwań.

Oszust z prawdziwego świata zmienia się w dobrego człowieka, amanta. W świecie fantazji rolę Ledgera dokończyli Jude Law, Colin Farrell i Johnny Depp. Tytułowy Parnassus to stary magik, który przed laty zawarł pakt z diabłem.

Sceny rozmów Christophera Plummera z Tomem Waitsem mogą się podobać fanom aktorów, ale są pełne stereotypów i dość nudne. Jarmarczny świat iluzjonistycznej trupy, która próbuje zainteresować współczesnych, obnaża tandetę zarówno cyrkowców, jak i pijanej młodzieży oraz zapracowanych pań ze sklepu.

Marzenia córki tytułowego bohatera zdradzają jak banalny jest świat wyobraźni i wizji, wykreowanych przez Gilliama. Seksowna w dość przelukrowany sposób nastolatka ( w tej roli intrygująca Lily Cole ) spędziła życie w drabiniastym wozie, marzy więc o designerskim mieszkaniu lub domu z kominkiem, z rodziną w komplecie na tle ognia.

Magazyn wnętrzarski z podobnym obrazkiem wozi ze sobą jak najcenniejszą relikwię. W scenach po drugiej stronie lustra poza kiczem i banałem nie brakuje niczego, ale w chaotycznej grze wyobraźnią i życiowymi oczekiwaniami nie ma absolutnie napięcia.

Jako opowieść o prawdziwych artystach i braku kompromisów, jako hołd dla wyobraźni, „Parnassus" ma swój urok, ale nie uwalnia on filmu od jego największych grzechów.

 

REKLAMA