Wrocławianin uratowany w Bombaju: "Jestem taki jakiś Czarny Piotruś"

Radio RAM | Utworzono: 28.11.2008, 14:17 | Zmodyfikowano: 30.11.2008, 09:32
A|A|A

Hotel Oberoi w Bombaju (Kadr z materiału filmowego jednego z dzienników telewizyjnych zamieszczonego w YouTube).

- Teraz robię wszystko, żeby wylecieć do Polski - mówi Dariusz Sobiczewski, który przez 16 godzin ukrywał się w pokoju opanowanego przez terrorystów hotelu Oberoi w Bombaju.

Wrocławianin będzie jednak musiał wrócić na miejsce tragicznych wydarzeń po swoje rzeczy - na przykład sprzęt fotograficzny.

A oto zapis tej rozmowy:


Dariusz Sobiczewski: - W dalszym ciągu jestem w konsulacie pod bardzo fajną opieką. Chodzę w podkoszulku pana konsula, bo nie wiem czy mój bagaż się spalił, czy nie. Wczoraj widziałem, że moje piętro się paliło, no to chwała Bogu, że mnie tam nie było. No, ale mam nadzieję, że się bagaż nie spalił. No, ale nawet gdyby się nie spalił, to jest tragedia po prostu.

Czy w ogóle chciałby Pan tam wrócić, żeby szukać w zgliszczach swoich rzeczy?

- Nawet gdybym nie chciał, to muszę. Dlatego, że mam trochę sprzętu fotograficznego tam. Nie chodzi o ubranie czy o coś, ale na twardych dyskach mam dużo zdjęć. No i niestety wszystkie te zdjęcia by szlag trafił a nie chciałbym tego. Jestem tutaj już ponad miesiąc, byłem z żoną dwa tygodnie, ona później wróciła do Polski, ja pojechałem dalej na południe. Zrobiłem bardzo dużo różnych zdjęć, ciekawych.

Trzeba będzie wrócić na to miejsce dramatycznych wydarzeń.

- W sąsiednim budynku wszystkie bagaże będą wystawiane i ja będę musiał rozpoznawać, jeżeli oczywiście ten bagaż będzie. Fakt fatem i ma pani rację, że tutaj każde takie wspomnienia z tamtym czasem to tragedia. Dzisiaj miałem laptopa i cale opakowanie śmierdziało tym dymem. Odrzuciło mnie. Odrzuciło mnie w sensie takim mentalnym, nawrót jakichś obrazów. Ja się tego wstydzę, ale myślę...kurcze, bo to tak głupio wygląda, ale tak jest... jestem bohaterem.

Nie raz był Pan w takich sytuacjach konfliktowych, jakichś podbramkowych.

- Faktycznie tak było, że tam gdzie Darek jedzie, to trzeba zapytać, gdzie jedzie a potem pojechać w drugą stronę. Pojechałem do Oklahomy i tam był wybuch w Oklahomie i cały ten budynek rządowy runął. Pojechałem do Nowego Jorku, no w Nowym Jorku było 9 września [chodzi oczywiście o atak na WTC i 11 września]. Pojechałem do Bombaju no i proszę bardzo. Wszędzie gdzie pojadę, powinienem jeździć sam i tylko kamerę powinienem przyczepić do czoła i uciekać ode mnie jak najdalej, bo jestem taki jakiś Czarny Piotruś, że no... chwała Bogu sprowadzam jakieś ciekawe rzeczy jako dziennikarz, dla dziennikarza ciekawe, ale chwała Bogu udaje mi się jakoś z tych wszystkich rzeczy wyjść. Nie należy prowokować losu. Już nie chce go prowokować, myśle że Bombaj był ostatnim miejscem, gdzie przyszło mi się modlić o to, żebym przeżył.

Tym razem nie był Pan sam. To co Pana trzymało przy życiu to SMS-y i żona?

- Te SMS-y, które odbierałem od żony na przykład "Słuchaj nie siedź tutaj, stań tutaj, przejdź do drugiego pokoju", to było jak jakieś polecenia, głos... przepraszam Boga. Te sugestie były dla mnie bardzo ważne, podtrzymywały mnie na duchu. To była nitka łącząca mnie ze światem. Dziękowałem Bogu, że mam taką żonę. Strasznie mi pomogła...

Co teraz dzieje się w Bombaju?

- Proszę to, co powiem podzielić na pół, a potem jeszcze na pół, bo jestem trochę rozemocjonowany, jak widzę nieudolność akcji. To po prostu przekracza ludzkie pojęcie. Przeciwko walce z terrorystami rzucili armię. To najlepiej zbombardować cały ten Oberoi! Wszystkich się wytłucze wtedy! Oni mają taką zasadę, ci Hindusi: nie rozmawiać z terrorystami. Taktyka jest bardzo zła, dlatego że brak dyskusji brak dyskusji z terrorystami powoduje, że się nie wie, gdzie ci terroryści są. A jak się nie wie gdzie są, to się nie wie, jak ich szukać. I tym sposobem czterdziesta któraś godzina już jest czyszczenia i teraz słyszałem, że znowu wybuchł granat i tak dalej, tak dalej. To był dramat, jak czekaliśmy na uwolnienie i tak naprawdę nie wiedzieliśmy na co. To było tak, jakby hinduskie wojska czekały, żeby jak najwięcej zakłądników poszło pod nóż. Chaos i nieudolność. W telewizji co raz ogłaszają, że Taj już jest uwolniony, tak samo Oberoi i inne hotele. A tam dalej wybuchy. Chaos. To jest kolos na glinianych nogach. Jeśli oni tak działają i tak się dają zaskakiwać, to ja nie wiem kto będzie ratował następnych zakładników.

REKLAMA
Dźwięki
Rozmowa Radia Wrocław z Dariuszem Sobiczewskim