Triumf Obamy: rodzi się nowy świat? (Komentarz)

Radio RAM | Utworzono: 05.11.2008, 08:45 | Zmodyfikowano: 06.11.2008, 08:17
A|A|A

(Fot. Wikipedia/Flickr - Will White)

Owszem, Barack Obama już niebawem zajmie się "starą, dobrą" geopolityką. Kryzysem finansowym. I tymi wszystkimi problemami, z którymi na co dzień muszą borykać się przywódcy wielkich państw. W tym sensie nic wielkiego się nie stało. Ot, Stany Zjednoczone mają kolejnego przywódcę.

Jednak w wymiarze symbolicznym stało się o wiele więcej. Oto wygrał polityk, który w jakimś sensie przywraca obywatelskość demokracji. Dialog, komunikacja, oddolne działanie, nie zaś narzucanie "naszych wartości" siłą i traktowanie rzeczywistości z pozycji wszechwiedzącego menedżera - to jest właśnie ta zmiana, którą symbolizuje triumf Obamy. Nawet jeśli on sam okaże się kolejnym, całkiem zwyczajnym prezydentem.

To nie jest zmiana prawicy na lewicę. To zmiana paradygmatu, która będzie inspirująca zarówno dla prawicy, jak i lewicy.

Tę zmianę najpełniej ucieleśnia internet. Już w poniedziałek ogłoszony (przez Ariannę Huffington) zwycięzcą amerykańskich wyborów. Dziś wskazywany jako jeden z głównych sprawców sukcesu Obamy. Ale to nie jest po prostu internet jako taki. To internet społecznościowy. Ten napełniany treścią nie przez zawodowych redaktorów i speców od reklamy, a przez samych internautów. Zwykłych ludzi, którzy korzystając z blogów, YouTube, MySpace, Flickra i setek, tysięcy innych narzędzi i serwisów mówią światu (a więc tak naprawdę sobie nawzajem) to, co mówi Obama: "Yes, We Can". "Możemy".

Politycy z całego świata zaczną teraz na gwałt uczyć się, jak prowadzić duże kampanie internetowe. Ale rzecz nie w tym, by wzbogacić się o kolejne narzędzie wpływania na ludzi. Rzecz w tym, by zrozumieć, że tym narzędziem są sami ludzie, którym być może warto teraz powierzyć nieco więcej odpowiedzialności za otaczający ich świat.

Kampanie internetowe to tylko wstęp do bardziej społecznościowego zarządzania sferą publiczną. I to jest właśnie ta zmiana, która może się dokonać. Nawet jeśli - powtórzę - sam Obama okaże się zupełnie zwyczajnym politykiem.


(Zdjęcie przy tekście pochodzi z Wikipedii, wcześniej ukazało się we Flickrze. Jego autorem jest Will White. Objęte jest licencją Creative Commons Attribution 2.0).

REKLAMA