Pułapki sieci: wirusowa antyreklama w dużym portalu? (Zobacz)

Radio RAM | Utworzono: 30.07.2008, 22:06 | Zmodyfikowano: 31.07.2008, 14:37
A|A|A

Tekst ukazał się w Gazecie.pl i opowiada o udziale aktorskich rodzin w reklamach. Mowa w nim m.in. o Krystynie Jandzie, Jerzym i Macieju Stuhrach. Jest też fragment o reklamie, w której wystąpiła Kayah.

"Reklama rodziną stoi. Sprzedaż produktu rośnie, gdy w reklamowej przestrzeni umieszcza się modelową familię" - pisze portal i w interesujący sposób analizuje zjawisko. Obrazuje je przy tym filmikami reklamowymi, które poza jednym wyjątkiem nie budzą zdziwienia.

Tym wyjątkiem jest spot reklamowy z udziałem znanej dziennikarki, promujący jeden z funduszy ubezpieczeniowych. Spot jest identyczny, jak ten pokazywany w telewizji, jednak na oryginalną ścieżkę dźwiękową nałożony został całkiem nowy tekst - bardzo niepochlebny dla reklamowanej firmy.

Pikanterii tej antyreklamie dodaje fakt, że na końcu pojawia się plansza ze skreśloną nazwą funduszu i dopiskiem "oszuści". Na samym końcu widać zaś planszę z adresem: www.zlefirmy.sytes.net.

Skąd fatalny filmik wziął się w poważnym i mało skandalizującym artykule? Adres domniemanego serwisu Złe firmy odsyła do portalu spod znaku tzw. searchportali, czyli stron, znanych z zaśmiecania, a nawet infekowania komputerów. Nie ma na nim ani słowa o ubezpieczeniach, ani o popularnych celebrities. Są za to linki: "download games" czy "domain registration". Searche znane są z tego, że poza swoją podstawową funkcją, czyli tzw. mailingiem, podnoszeniem oglądalności serwisów, czasami zagnieżdżają się w systemie uniemożliwiając przeglądanie jakiejkolwiek innej strony (zalecamy zatem nie wchodzenie pod ów adres).

Być może wklejenie tej antyreklamy było zwykłą pomyłką redakcyjną. Niemniej, ta historia pokazuje, jak łatwo w internecie rozprzestrzeniają się różne "złe przekazy".


W środę wieczorem zgłosiliśmy problem Gazecie.pl drogą elektroniczną. Poprosiliśmy też o komentarz. Oto on:

"Niefortunny film przy tym materiale to wynik naszego niedopatrzenia w czasie dołączania materiałów wideo. Jeden z młodych dziennikarzy nie do końca wiedział czym uatrakcyjniał tekst. W żadnym razie nie zamierzaliśmy atakować czy obrażać ani firmy, ani osób występujących w reklamie. Kiedy krytykujemy jakąś firmę, robimy to otwarcie i tylko mając w ręku konkretne zarzuty. To była redakcyjna pomyłka, którą już usunęliśmy" - wyjaśnił nam Leszek Olszański, szef serwisów biznesowych Gazety.pl.


Wyjaśnijmy jeszcze, skąd w ogóle wzięła się szkalująca znany fundusz produkcja. Otóż sieć internetowa pełna jest reklamowych parodii, antyreklam oraz masy bzdur, które często nie zasługują w ogóle na zainteresowanie. W tym przypadku prawdopodobnie chodzi właśnie o jeden z takich filmów, omyłkowo wklejony w tekst.

REKLAMA