"Kluczem do porażki jest chcieć podobać się wszystkim"- wywiad z Karoliną Kozak (Posłuchaj)

Radio RAM | Utworzono: 21.07.2008, 19:55 | Zmodyfikowano: 22.07.2008, 10:13
A|A|A

(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)

Michał Sierlecki: Gościem Radia RAM jest Karolina Kozak. Witaj.

Karolina Kozak: - Witam wszystkich słuchaczy.

Przede wszystkim gratuluję udanego debiutu. Ukazał się Twój wymarzony, solowy album zatytułowany „Tak zwyczajny dzień” . Należy także pogratulować Ci duetu producenckiego, Pawła Jóźwickiego i Bogdana Kondrackiego, którzy na co dzień zajmują się wydawaniem płyt Ani Dąbrowskiej, prawda?

- To prawda. Płyty wydaje duża wytwórnia, natomiast rzeczywiście jeśli chodzi o produkcję , to Ania od samego początku ufa temu team’owi i ja się jej wcale nie dziwię.

Napisałaś teksty na album, a za warstwę muzyczną odpowiedzialny jest jeden z najwybitniejszych gitarzystów w Polsce, czyli Marek Napiórkowski.

- Znamy się z Markiem i to jest jednak bardzo duży komfort mieć możliwość nagrania płyty ze znajomymi. Był pierwszą osobą , o której pomyślałam, dlatego że ja niestety nie gram na żadnym instrumencie biegle i te wszystkie szkice sama porobiłam w komputerze ( w tej chwili są takie możliwości, że można sobie coś wygenerować), wiedziałam, że zyskają bardzo wiele, jeśli poproszę kogoś, kto by je okiełznał, kto by zrobił  zdecydowanie ciekawsze harmonie i rozwiązania do melodii. Bo w zasadzie te szkice, które ja robiłam służyły tylko temu, żeby wygenerowac melodie. I Marek fantastycznie się w tym sprawdził. Wiem , że było to dla niego też wyzwanie, ponieważ jest, jak zapewne wszyscy wiedzą, silnie związany z muzyką jazzową. Wraz z Bogdanem Kondrackim poprosilismy go , by zagral prosto. Jak najprościej. Wiedzieliśmy, że to też nie będzie bardzo proste, gdyż Marek nie jest osobą, która zagra ogniskowo. On się bardzo skupił na tym, żeby to było proste, a jednocześnie dało pewnego rodzaju wyrafinowanie i myślę , że to jest sukces.

Byłaś także prezenterką muzyczną, producentką reklam, teledysków i nagle samorealizacja w przelewaniu emocji na papier. Pisanie po polsku wymagało od Ciebie zapewne sporo odwagi i było trudnym wyzwaniem.

- Rzeczywiście to wymagało ode mnie samozaparcia i odwagi. Na początku stawałam okoniem i nie chciałam pisać po polsku. To jest bardzo trudna sztuka i nie każdemu to wychodzi. Miałam takie założenie, że lepiej nie pisać , niż pisać źle. Natomiast muszę przypisać zasługę Pawłowi Jóźwickiemu, który mnie do tego namówił i który powiedział jedną istotną rzecz: „Sprawdź, spróbuj. I dopiero, jak Ci nie wyjdzie, to powiesz mi , że nie chcesz pisać . Ale najpierw spróbuj." Ja nigdy nie próbowałam, tylko gdzieś się zaparłam, myśląc: „Nie, nie ,nie …ja nie chcę…język polski jest straszny, tyle spółgłosek, zgłosek szeleszczących. To jest okropne.”  W ogóle pozbawia muzykę melodyjnosci, na której mi bardzo zależy. Takie było zresztą założenie projektu „Dr. No”  i tam postawiliśmy zdecydowanie na melodie. Natomiast ta płyta była dla mnie na tyle ważna, że chciałam, by ona miała przekaz, by była bardzo moja. Jeśli opierałabym się na własnych doświadczeniach, tak jak to zresztą zrobiłam, pisząc po angielsku, to byłby w tym fałsz. Jestem Polką. Mieszkam tutaj. Wyrażam się po polsku, myślę po polsku. Przeżywam i różne historie w moim życiu się wydarzyły po polsku, więc dlaczego miałabym śpiewać po angielsku? To bez sensu. I dlatego stwierdziłam , że spróbuję. Zabrałam się za teksty bardzo wcześnie. Chciałam mieć poczucie bezpieczeństwa. Jeśli mi się nie uda, to jednak napiszę po angielsku. Ale udało się i jestem zadowolona. Pokonałam własną barierę.

(Posłuchaj drugiej części wywiadu)

Powiedz, czy Twój album jest również dostępny w formie winylowej?  Miałem okazję poznać Pawła Jóźwickiego i wiem, że on kolekcjonuje winyle.

- Tak, to prawda. Niestety jeszcze się nie doczekałam winyla, ale powiem szczerze, że zbieram na niego i chciałabym go wydać bez względu na wszystko, by mieć przynajmniej swoją małą kolekcję i móc dać najbliższym osobom. Nie będę ukrywać,że szukam sponsora na ten właśnie cel. Ostatnio kupuję bardzo mało plyt CD, a bardzo dużo winyli. Coraz więcej nowych rzeczy można dostać na winylu, ale stara muzyka dostępna na winylu ma po prostu duszę i tego nie jest w stanie oddać żaden nośnik cyfrowy. Sama oprawa, zdjęcia w dużym formacie są cudowne. Marzę , by mieć swojego winyla z autorskiej płyty. Trochę się boję , czy zdążę, bo słyszałam jakieś groźne pogłoski, że w ciągu czterech lat ma być całkowicie zakazana produkcja winyli ze względu na jakieś chemiczne związki, które są wydzielane do atmosfery. I trochę się przesatraszyłam ,ale mam nadzieję, że w ciagu czterech lat nagram jeszcze co najmniej  dwie płyty.

Wspomniałaś o „Dr. No”. Czy ten projekt to zamnknięta sprawa, czy chcesz kontynuować ten wątek w przyszłości i jak to sobie wyobrażasz? Pytam dlatego, że twój utwór z „Dr. No” „Why wouldn’t You?” znalazł się na naszej składance „RAM Cafe”. Jak podobała Ci się ta składanka?

- Składanka jest bardzo przyjemna i to bardzo fajny pomysł. Cieszę się , że znależliśmy się na tym projekcie. To utwór , który powstał jakiś czas temu. Z „Dr . No” sprawa jest poniekąd zamknięta, dlatego że zdecydowałam się na solową karierę i to zabiera mi bardzo dużo czasu. Nie chciałam ich też z tego względu powstrzymywać. Skupiajac się na swoich rzeczach nie byłam w stanie im poświęcać czasu. I oni zrozumieli moją potrzebę samozrealizowania się, trzymali za mnie kciuki, ja trzymałam za nich kciuki. Wiem , że pracują teraz nad nowym materiałem w swoim wolnym tempie. Zaprosili do współpracy bardzo ciekawą wokalistkę, którą spotkali w Belgii. Okazała się podróżującą Polką. Ma interesującą barwę głosu i śpiewa w sposób nietypowy. W Polsce chyba nikt tak nie śpiewa. Być może w jednym lub dwóch utworach ja również się pojawię , ale już bardziej gościnnie, a nie jako część „Dr.No”.

(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)

Czytałem sporo recenzji Twojego debiutanckiego albumu. Przyznam , że opinie są skrajne. Czy przywiązujesz dużą wagę do tego, co ludzie piszą na Twój temat na przykład w internecie?


- Nie. Internet jest takim miejscem, w którym można się wyżyć. Bo jaki jest sens w napisaniu komentarza: „Ale ona jest beznadziejna…”? Wszystko jest kwestią gustu. Lepiej, jeżeli opinie są skrajne, bo to oznacza, że trafiasz do konkretnej liczby odbiorców. Do ludzi  o podobnej wrażliwości, czerpiących przyjemność ze słuchania muzyki. Nie można się podobać nikomu. Ktoś powiedział kiedyś takie mądre zdanie, że nie wie, co jest kluczem do sukcesu , ale kluczem do porażki jest chcieć podobać się wszystkim. Taka jest prawda. Każdy z nas ma inny gust muzyczny.Mogę być zakochana w czymś , co tobie się nie podoba. I odwrotnie. Zatem w ogóle nie należy się przejmować tym, co ludzie wypisują w internecie, bo to nie ma znaczenia na wiekszą skalę.

Czy bywasz zła , budząc się rano? Pytam , nawiązujac do tekstu piosenki „Osa we mnie tkwi”.

- Rzeczywiście. Mam taką przypadłość, która objawia się w zupełnie niespodziewanych momentach. Nie mam na to jasnego wytłumaczenia. Przypuszczam , że takie zachowanie wynika po prostu z faktu przebudzenia się. Nie lubię się budzić. I to niezależnie, czy jest to godzina dwunasta w południe , czy szósta rano. Nie znoszę tego momentu. Czasami mi się nic nie śni. I może , kiedy mi się nie śni , nie jestem taką osą. Ale moje zachowanie odbija się niestety na moim ukochanym, który musi mnie znosić rano. Czepiam się zupełnie bez powodu. I po paru godzinach jest mi głupio. Wiem , że to było zupełnie bez sensu i zaczynam go przepraszać. On już się trochę przyzwyczaił, a najczęsciej, jak widzi, że tak jest, to po prostu szybko wychodzi z domu i zostawia mnie samą w tym dziwnym stanie.


(Posłuchaj czwartej części wywiadu)

Jakie to uczucie, móc wystąpić przed Angie Stone? Miałaś taki epizod, prawda?

- Tak . Miałam taki epizod i oczywiście czułam się szczęśliwa i wyróżniona i to było bardzo fajne doswiadczenie między innymi ze względu na charakter tej imprezy. Był to festiwal i ja od początku wyobrażałam sobie , że jestem supportem supportu Angie Stone. Bardzo się cieszyłam. I nikt nie dał mi tego odczuć. Byliśmy wszyscy traktowani na równi i organizacja mi się podobała. Sama mozliwość zagrania w Sali Kongresowej w Warszawie to jest jednak wydarzenie.

Nawiazuję do kolejnego tekstu: „Matka się martwi. Nie zechce mnie już nikt. Na drodze znów zdechł mój wóz” To piosenka „Nie ma tego złego”. Jak rodzą się Twoje teksty? Czy jest to obserwacja życia, czy może bardzo mocno skupiasz się przy biurku, żeby coś wymyśłić?

- W przypadku tej płyty było tak , że zaczęłam grzebać w pamięci i wygrzebywać emocje, o których warto by było napisać. Wszystkie teksty powstały z moich własnych przeżyć, nie z obserwacji. Odkryłam , że najlepiej pisze mi się rano, kiedy zostaję sama w domu. Otwieram laptopa i jestem z nim tak zżyta, że jak próbuję pisać tekst na kartce, to mi kompletnie nie idzie. Ania Dąbrowska w ogóle nie jest zainspirowana komputerem, wręcz przeciwnie, ona musi mieć kartkę i długopis, by cokolwiek z siebie wykrzesać. Ja zaś, być może dlatego, że zaczęłam od komputera, w inny sposób nie wyobrażam sobie pisania tekstów. Staram się nie robić tego na siłę. Jeżeli nie mam weny, jeżeli mi nie idzie, to to odkładam i siadam następnego dnia. Bo najfajniej, gdy usiądziesz, nagle świta pomysł i układa ci się tekst, gdzie spostrzegasz się , że jesteś już przy drugiej zwrotce. To cudowne uczucie i dało mi siłę do dalszej pracy pisania tekstów. Teraz piszę ich coraz wiecej i mogę z dumą pochwalić się, że  zaczęłam już też pisać teskty dla innych, co jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Czuję , że te , które już napisałam, miały jakąś moc i spodobały się komuś, kto poprosił, bym napisała piosenkę dla niego i to jest dla mnie duże wynagrodzenie.

(Posłuchaj piątej części wywiadu)

Rzeczywiście są to uznani wykonawcy, jak Tomek Makowiecki, czy Ania Dąbrowska.
„Razem zestarzejmy się…obmyśliłam dla nas dobry plan…” Czy jestes kobietą decydującą za mężczyznę, czy wolisz , by to on decydował?


- Nie decyduję za meżczyznę. Tak się akurat złożyło w moim życiu, że zdecydowaliśmy razem i razem w tym samym momencie poczuliśmy dokładnie to samo.  Pierwszy raz w życiu coś takiego mi się przytrafiło, że popatrzyłam na tego mężczyznę i pomyślałam sobie: „Tak,to jest człowiek, z którym spędzę resztę swojego życia." Ale nie na zasadzie, że jestem już tak zakochana, że mamy plany, dom , dzieci , ogród , drzewo i będziemy razem do śmierci. To nie o to chodzi. Ja nagle pomyślałam sobie, że niezaleznie od tego , co się będzie działo z naszym ciałem, nie ma to żadnego znaczenia. Bo my się po prostu tak kochamy i tak oboje wiemy, że to jest to, że życzę tego absolutnie każdemu. Naprawdę. Cudowne uczucie.

Jak spędzasz wolny czas, wtedy, kiedy nie muzykujesz i nie jesteś na scenie? Co najchętniej lubisz robić?

- Jest kilka podstawowych rzeczy, chyba dosyć banalnych. Pierwsza z nich to filmy. Odkąd przeprowadzilismy się do nowego mieszkania , kiedy dostaliśmy przelew z banku na nasz wielki,  gigantyczny kredyt, który będziemy spłacać do końca życia, zanim przystąpilismy do remontu, kupiłam rzutnik. Wiedziałam, że jak zrobimy remont , to nie będzie na to pieniędzy. Przeleżał dwa miesiące w szafie i czekał na to nowe mieszkanie. I od czasu, kiedy mamy rzutnik, właściwie nie chodzimy do kina, tylko wypożyczamy bardzo duzo filmów. Ostatnio oglądamy filmy stare, z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, które zupełnie inaczej były kręcone. Wydłużone sceny, inne dialogi, wspaniałe dekoracje , stroje. Ma to smak i klasę. Mam wrażenie, że to wszystko wraca. Retro jest teraz bardzo popularne. Ale te stare filmy są warte obejrzenia i dają zupełnie inny pogląd na rzeczywistość. Czytam książki, najczęściej przed snem. A ponieważ ostatnio w ogóle nie mogę spać, czytam do czwartej w nocy i trącam Bogdana, żeby przestał chrapać, bo jak się przewraca na plecy, to niestety ma tą tendencję. Teraz czytam książkę „Szkarłatny płatek biały” . Natomiast rzecz, którą polecam , to książka „Źródło”. I jeśli ktos ma wątpliwości, czy żyć zgodnie ze swoimi zasadami, to proszę koniecznie przeczytać tę książkę, bo ona daje odpowiedź. I mogę od razu zdradzić, że tak…warto. Słucham także muzyki i coraz częściej odkrywam dużo starszych rzeczy. Jest to muzyka filmowa z lat sześćdziesiatych i siedemdziesiątych. Ostatnio odkryliśmy Billa Whitersa, który bardzo przypomniał nam Jose Gonzalesa. Mają podobny sposób konstruowania melodii, podobną barwę, podobny sposób śpiewania. I zastanawiam się , czy Bill Whiters jest inspiracją dla Jose, czy jest to przypadek? Tego się nie dowiemy, ale jednego i drugiego uwielbiam. Byłam zresztą ostatnio na koncercie Jose Gonzalesa. Rewelacja. Bałam się trochę , że będzie nudno, bo to jeden człowiek z gitarą grający przez godzinę. Mogło być nieciekawie. Ale wyszłam oczarowana. To chyba jeden z najlepszych koncertów, jakie ostatnio widziałam.

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i życzę dalszych sukcesów na artystycznej drodze, która rozpoczęła się bardzo obiecująco.

- Również dziękuję.

REKLAMA
Dźwięki
(Posłuchaj pierwszej części wywiadu)
(Posłuchaj drugiej części wywiadu)
(Posłuchaj trzeciej części wywiadu)
(Posłuchaj czwartej części wywiadu)
(Posłuchaj piątej części wywiadu)