Wrocław: zabiliśmy Obamę, uczciliśmy Reagana. Gdzie tu sens? (Komentarz)

Radio RAM | Utworzono: 21.07.2008, 17:11 | Zmodyfikowano: 22.07.2008, 11:29
A|A|A

Umierający Obama na galerii BWA "Awangarda" (Fot. Łukasz Medeksza / www.prw.pl)

"Who killed Barack Obama?" - pyta napis na obrazie, który pokazaliśmy w sobotę. Autorem pracy jest Peter Fuss, twórca prowokacyjnych billboardów publicystycznych, którymi ozdabia polskie miasta.

Dzieło pokazujące umierającego, krwawiącego Baracka Obamę – kandydata demokratów na prezydenta USA – jest częścią wystawy "Artyści Zewnętrzni. OUT OF STH". Została otwarta w piątek. Można ją oglądać w wielu miejscach, bo poszczególne malowidła zdobią kilka miejskich murów w obrębie Starego Miasta i Śródmieścia.

Ktoś nieuważny mógłby pomyśleć, że także odsłonięta w poniedziałek pod pl. Grunwaldzkim tablica upamiętniająca Ronalda Reagana to dzieło street artu, a więc i część owej ekspozycji. Tyle że w tym konkretnym przypadku nie mamy już do czynienia z artystyczną prowokacją, ani pastiszem, a z jak najbardziej poważną wypowiedzią polityczną. To hołd złożony przez władze Wrocławia prezydentowi USA, herosowi tamtejszych republikanów, który walnie przyczynił się do upadku komunizmu. Ale też do dziś budzi kontrowersje, choćby jako propagator wyścigu zbrojeń.

Reagan już wcześniej został uczczony rondem jego imienia, które zostało wpisane w samo serce pl. Grunwaldzkiego. To nader ciekawa symboliczna zbieżność. Wszak nazwa placu upamiętnia bitwę pod Grunwaldem. A więc zwycięstwo Polaków nad Niemcami. Świetnie współgrała z powojenną ideologią Wrocławia jako miasta "odzyskanego" przez Polaków po stuleciach "niemieckiej niewoli". I przypominała, że wedle naszej strywializowanej narodowej mitologii boje Polaków z Niemcami to odpowiednik walki Dobra ze Złem.

Ronald Reagan bardzo pasuje do tego kontekstu jako prezydent, który wprost określił rywalizację Zachodu z blokiem sowieckim jako – no właśnie – walkę Dobra ze Złem. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że oto władze Wrocławia zachowały dawny schemat mitologiczny przyświecający pl. Grunwaldzkiemu, tyle że wymazały z niego bój polsko-niemiecki, zastępując go bojem demokracji z komunizmem.

Ale wróćmy do street artu. Wnikliwy turysta nie bez zdziwienia odnotuje fakt, że wspomniany wcześniej obraz pokazujący zamordowanego demokratę Obamę zawisł ni mniej, ni więcej, a na galerii, która podlega... władzom Wrocławia!

W tym miejscu aż się prosi o śmiały wniosek, że oto władze miasta otwarcie dają do zrozumienia, komu kibicują w politycznych zmaganiach o władzę w USA.

Ale byłaby to małostkowa złośliwość. Bo przecież od wielu dziesięcioleci jest w naszym mieście ulica nazwana imieniem jednego z prezydentów Stanów Zjednoczonych – i jest nim akurat Franklin Delano Roosevelt, czyli demokrata. We Wrocławiu bywa też co jakiś czas – i to na zaproszenie władz miasta – Zbigniew Brzeziński. A więc kolejny demokrata, który zresztą otwarcie wspiera Baracka Obamę.

Może to i dobrze, że te wszystkie symboliczne gesty nie są politycznie konsekwentne. Że zostawiają otwarte pole dla rozmaitych interpretacji. Prowokują do myślenia przecząc sobie nawzajem. No bo jak pogodzić tablicę upamiętniającą Reagana – zwolennika zbrojeń – z honorowym obywatelstwem miasta dla pacyfisty Dalaj Lamy?

REKLAMA

To może Cię zainteresować