Manu Chao zagrał we Wrocławiu

Radio RAM, Dominik Panek | Utworzono: 15.07.2008, 07:01 | Zmodyfikowano: 16.07.2008, 08:29
A|A|A

www.manuchao.net

- On sam nie jest wymagający - mówi Athina Theodosjadu rzecznik prasowy Festiwalu Wrocław Nonstop 2008. Manu Chao do Wrocławia przyjechał w poniedziałek. Jak do tej pory jego jedynym żądaniem był trzygwiazdkowy hotel - nie chciał nocować w wyżej notowanej sieciówce. Nie wykluczone, że poza oficjalnym koncertem zagra także we wrocławskich klubach.

Manu Chao był największą gwiazdą festiwalu Wrocław Nonstop. Do tej pory grał w Polsce dwa razy - w Warszawie i na festiwalu Open'er. Koncerty cieszyły się bardzo dużą popularnością. Były wokalista popularnego w latach 80. francuskiego zespołu Mano Negra promuje swoją ostatnią, ubiegłoroczną płytę "La Radiolina".


Przeczytaj też komentarz Dominika Panka:

W stolicy Dolnego Śląska Manu Chao i Mano Negra zespół, w którym śpiewał w latach 80. i pierwszej połowie lat 90. były zawsze szalenie popularne. Płyty francuskiej kapeli sprzedawały się na pniu.

Niestety, nie dane było nam wtedy zobaczyć Mano Negra w Polsce, szczęśliwcy mieli okazję posłuchać ich na koncertach za granicą. Ostra muzyka i lewicowe teksty przyciągały. Zespół jednak po kłótni muzyków rozpadł się w 1994 r., a cztery lata później Manu Chao rozpoczął karierę solową.

47-letni Manu Chao jak sam podkreśla jest światowcem, nie lubi przebywać zbyt dlugo w jednym miejscu. Mieszka w Hiszpanii, ale dużo czasu spędza także w Brazylii. Związany jest z południowoamerykańskim ruchem Zapatystów. Śpiewa sam, ale nagrywa też z innymi artystami: Los Carayos czy Amadou & Miriam. Jego koncerty fani określają jako niezapomniane, nieporównywalne z niczym przeżycie.

- To przeżycie z cyklu kosmicznych. Zwłaszcza jego pierwszy koncert w Polsce w Warszawie w 2002 r., kiedy występował w bardzo szerokim składzie wokalista z Jamajki z zespołu Burning Speara sekcja dęta i harmonia - mówi Andrzej Mańkowski, który koncert Manu Chao widział trzy razy.

- Przez dwie godziny cała hala skakała w rytm jamajskich i latynowskich melodii podanych w punkowym sosie - opowiada. - Teraz Manu gra w węższym składzie bez harmoszki i bez sekcji - czasami pojawia się trąbka, nie ma też Jamajczyka.

Jak pisze fan Manu, w Gdyni na Opener dwa lata temu Manu zagrał, gdy było jeszcze jasno, co spowodowało nieco inną atmosferę. I jako że koncert był festiwalowy, na powietrzu nieco energi uciekło w nadmorskie powietrze.

Koncert w Berlinie w tym roku promował nową płytę. - Myślę, że to podobny materiał, który usłyszymy dzisiaj, to stare granie z dużą ilością regae. Każdy z jego koncertów to nieprawdobidone przeżycie, które ładuje akumulatory na wiele miesięcy. Chce się skakać i myśleć pozytywnie - podkreśla Andrzej Mańkowski.

 


Już teraz czekamy na Wasze opinie, związane z twórczością, muzyką i poglądami Manu Chao. Czekamy także na relacje i recenzje oraz zdjęcia czy filmy po koncercie.

 

REKLAMA