Czego Wrocław mógłby nauczyć się od Legnicy? (Komentarz)

Radio RAM | Utworzono: 06.07.2008, 14:09 | Zmodyfikowano: 07.07.2008, 11:44
A|A|A

Centrum Legnicy (Fot. Łukasz Medeksza / www.prw.pl)

Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, by z mieszkańcami – dajmy na to – wrocławskiego Śródmieścia spotykali się kolejno: prezydent Rafał Dutkiewicz, przewodnicząca rady miejskiej Barbara Zdrojewska, a potem któryś z zastępców Dutkiewicza i szefowie największych klubów w radzie.

A przecież dokładnie tak jest w Legnicy. Z mieszkańcami tamtejszego Zakaczawia (to właśnie takie wrocławskie Śródmieście) spotkał się już prezydent Tadeusz Krzakowski. Niedawno był tam jego największy przeciwnik – przewodniczący rady miejskiej Robert Kropiwnicki. Zaś w piątek miałem zaszczyt prowadzić płomienną debatę o Zakaczawiu (na Zakaczawiu), w której wzięli udział m.in. wiceprezydent miasta Jadwiga Zienkiewicz, wspomniany Kropiwnicki, grono radnych oraz – to ważne – mieszkańcy dzielnicy (organizatorem spotkania był lokalny portal Lca.pl).

Zakaczawie stało się niedawno główną areną walki o Legnicę. Wszyscy są zgodni, że tę dzielnicę należy rewitalizować. Są na ten cel pieniądze z Unii Europejskiej. Trwa jednak spór o to, co ulepszać na Zakaczawiu – i w jakiej kolejności. Czy wpierw remontować drogi, czy budynki? Na jakim etapie inwestycji pytać o zdanie samych mieszkańców?

Zakaczawianie słuchają tych kłótni i nieco zrezygnowani puentują: to tylko piękne słowa, słyszymy je od lat. W rzeczywistości niewiele się u nas dzieje. Zakaczawie popada w coraz większą ruinę.

Zapewne sporo w tym racji. Bo wzmożona aktywność polityków "w terenie" ma także swoją gorszą stronę: populizm. Gdy trzeba pognębić rywala, łatwo obiecać wyborcom złote góry.

Mimo to, podoba mi się ten – by tak rzec – legnicki model polityki. Bliski ludziom. I nastawiony na szukanie rozwiązań w toku otwartego konfliktu. To przeciwieństwo autokratyczno-menedżerskiego Wrocławia, gdzie ważne decyzje zapadają w zaciszu urzędniczych gabinetów, a spory polityczne mają przeważnie charakter salonowo-medialny. Wszak dominująca w stolicy Dolnego Śląska ideologia (a raczej mitologia) głosi, że najwyższą wartością jest consensus na rzecz rozwoju.

Ciekawe, że tę ideologię odrzucił niedawno publicznie europoseł Jacek Protasiewicz (PO), który nie wyklucza startu w wyborach na prezydenta Wrocławia w 2010 r. - Gdy obserwuję politykę europejską, dochodzę do wniosku, że konflikt jest naturalny dla polityki. (...) Gdy konfliktu nie ma, zainteresowanie życiem politycznym spada – mówił w wywiadzie dla "Polski – Gazety Wrocławskiej".

Otwarty polityczny konflikt w żywej przestrzeni miasta – to mogłoby być inspirujące dla Wrocławia. Zwłaszcza teraz, gdy prezydentura Rafała Dutkiewicza przeżywa ewidentny kryzys po serii porażek (Expo, EIT, fuzja Śląska z Groclinem, aquapark...).

Zresztą szybki spacer po centrum Legnicy dowodzi, że miasto skonfliktowane wewnętrznie wcale nie musi rozwijać się gorzej od miasta głoszącego ideologię consensusu. Legnicka starówka prezentuje się naprawdę dobrze – a ma być jeszcze ładniejsza. Widać nowe inwestycje. W samym sercu miasta działa jeden z najbardziej znanych teatrów w Polsce (notabene, również jest przedmiotem lokalnego konfliktu politycznego). Bezrobocie jest niskie. Legnica ma też – ponoć prężną – specjalną strefę ekonomiczną. I tak dalej.

Mówiąc krótko – Wrocław nie jest jedynym fajnym miastem w regionie. Nawet jeśli za takowe sam się uważa.

Ale żeby we wrocławskiej polityce było tak, jak w legnickiej, potrzebna jest odważna i kreatywna opozycja. Czy ona istnieje? Na to pytanie muszą już sobie odpowiedzieć nasi lokalni politycy.

Są jednak powody do optymizmu. Przewodnicząca wrocławskiej rady miejskiej wymyśliła cykl spotkań radnych miejskich z radami osiedli. Prezydent Wrocławia też nie żyje w wieży z kości słoniowej. Od niedawna bloguje. Zorganizował też otwartą konferencję "Polska pierwszej prędkości" - acz wyraźnie widać, że ostatnio bardziej "kręci go" tematyka ogólnopolska, niż lokalna.

Na koniec ważne zastrzeżenie. Dla całej tej mojej refleksji o Legnicy nie ma żadnego znaczenia fakt, że rządzi tam lewica (prezydent Krzakowski jest z SLD), a silną opozycją jest prawica (przewodniczący Kropiwnicki jest z PO, wspierają go PiS i LPR).

REKLAMA