"Plim plum plam" - nowa płyta zespołu Oszibarack

Radio RAM | Utworzono: 24.04.2008, 16:10 | Zmodyfikowano: 24.04.2008, 16:12
A|A|A

Stylistycznie rozpięta jest pomiędzy minimalowym studium w „Anchor up" a dojrzałym, leniwym electro-pop w „Stop calling me", którego pozazdrościć mógłby wrocławianom sam Goldfrapp.
Muzyka z „Plim plum plam" wpisuje się w estetykę klubową, ale wyrasta ponad format muzyki użytkowej. To raczej postmodernistyczny teledysk, w którym clubbing jest jednym z ujęć, ale nigdy nie stanie się obrazem dominującym. Kolory tego teledysku są zdecydowanie żywe, ale dramaturgia utworów nie akcentuje wyłącznie optymistycznych kadrów. Sięgając głębiej i przypatrując się szczegółom „Point blank", zauważymy, jak rozedrgane dźwięki magicznego instrumentu theremin nadają temu teledyskowi iście Lynchowski suspens!
Zastosowanie dęciaków może kojarzyć się z wycieczką Oszibarack w stronę nu-jazzu, ale tak nie jest, gdyż aranżacje i klimat utworów ciążą wyraźnie w stronę popu. Nie utożsamiajmy jednak grupy z piosenkami okupującymi playlisty komercyjnych rozgłośni w naszym kraju. Mówiąc „pop", myślimy bardziej o BBC Radio One i linii programowej związanej z nurtem ambitnym, balansującym pomiędzy niemiecką elektroniką a angielskim dystansem i luzem.
Połączenie różnych stylistyk i zderzenie epok, zabawa kiczem i ucieczka przed przewidywalnością skumulowane w jedenastu utworach. Oszibarack to nowe spojrzenie na eklektyzm, który pieczołowicie wydestylowany z patosu pokazuje, ile jeszcze może zdarzyć się w muzyce wbrew obawom krytyków.

Na płycie:
1. Anchor Up
2. Liquid Song
3. Surfin Safari
4. Toss Your Lasso
5. Motorcross
6. A Piece Of Work
7. Point Blank
8. Molly
9. Play It Again
10. Stop Calling Me
11. Twitter

Twórcy o poszczególnych utworach:

Anchor Up
Jest pomostem pomiędzy poprzednim krążkiem „Moshi, moshi" a „Plim plum plam". Ma w sobie przestrzeń, oddech i odbijają się w nim zarówno moje fascynacje Brianem Eno, jak i całą sceną minimalową.
Liquid Song
Mocno inspirowany... swingiem z lat 30./40. Zaaranżowałem partie dęciaków na puzon, trąbkę, tubę i waltornię. W nagraniach pomogli mi świetni muzycy, między innymi Tomek Ziętek z Pink Freud.
Surfin Safari Album
To zabawne, ile przeróżnych skojarzeń budzi ten utwór. Gdy puszczam go ludziom, słyszę przedziwne skojarzenia nawet z The Stooges. Tymczasem puszczamy tutaj „oko" do Briana Wilsona z The Beach Boys. Tak zresztą nazywała się pierwsza płyta tej grupy.
Toss Your Lasso
Wpierw miałem napisać utwór dla Noviki, zawierający podobną partię dęciaków. Pracując nad nim, a równolegle układając repertuar na naszą płytę, doszedłem do wniosku, że bardziej pasował będzie do Oszibarack. Ta kompozycja dość długo ewoluowała, zanim przybrała ostateczny kształt. Dogłębnie ją analizując, odnajdziecie w niej nawet elementy ragtime'u.
Motorcross
Piosenka oparta jest na rozwiązaniu, na które wpadłem, poznając Monomachine. Spodobało mi się brzmienie nawiązujące do sceny LoFi, komputerów 8-bitowych itd. Wymarzyłem sobie w tym utworze prawdziwe smyczki, a nie sample. Ale skąd wziąć orkiestrę, gdy jest się undergroundowym zespołem? Uratował nas Bartek Bober, skrzypek z wrocławskiej kapeli Digit All Love. Nagrał ponad setkę śladów na skrzypcach i altówce, które zmiksowane razem dały orkiestrowe brzmienie. Niebagatelny wpływ na końcowe brzmienie partii wokalnych miały pomysły Patrycji, które bardzo uszlachetniły tę kompozycję.
A piece of work
Utwór, który powstał w czasie trasy koncertowej, przed wyjazdem na festiwal w Groningen. Miał być stricte instrumentalny, ale Patrycja zdecydowała się go zaśpiewać, wymyśliła partię wokalu oraz słowa. Gdzieś w nim odnajdziecie naszą irytację łatwizną, tanimi emocjami i banalnością, które są obecne w otaczającej nas muzyce. Jest w nim sporo sarkazmu.
Point blank
Ten utwór ma dużo wspólnego z „Surfin Safari", bo linia wokalu wpierw przypisana była do szkicu właśnie tamtej piosenki. W końcu jednak zgodziliśmy się z Patrycją, że ta wersja niekoniecznie pasuje do koncepcji Surfin i wylądowała w szufladzie. Potem zafascynował mnie set, który Oliver Hacke zagrał we Wrocławiu w klubie Droga do Mekki. Połączył bigbeatową motorykę z twardym, niemieckim minimal techno. Nakręcił mnie tak mocno, że natychmiast chciałem w studiu zrobić utwór w podobnym klimacie, ale wyszedł mi... utwór bigbandowy oparty o bigbeatową motorykę (sic!). Wpadłem na pomysł by stworzony podkład zmiksować z melodią Patrycji i udało się. Zatem jej nieświadome działanie niespodziewanio wygenerowało nowy utwór.
Molly
Powstał pod wpływem amerykańskiej sceny lat 60., którą słychać szczególnie w przewodnim motywie gitary. Do nagrań użyłem kilku starych gitar z tamtych lat oraz wiekowych wzmacniaczy, które pozyskałem od różnych wrocławskich muzyków. Całość zestawiłem z mocną elektroniką, bo z drugiej strony fascynuję się wciąż sceną SID, która opiera się na undergroudowych producentach wykorzystujących komputer C-64 i jego procesor.
Play it again
Pierwotnie nazywał się „Last ride", a pomysł na tę nazwę to efekt eksperymentowania w studiu z moimi przyjaciółmi Jasonem Flowerem, który pierwotnie miał zaśpiewać ten utwór, oraz Marcinem Pióreckim. Osią był beat wygenerowany przez Monomachine i gitara akustyczna. Później Patrycja zaproponowała zmodyfikowaną linię melodyczną, a aranżacja rozrosła się, gdy dopasowałem całość do reszty materiału na płycie. Lubię
Tarwater, To Rocco Rot, Neu i Can, myślę, że echa tych zespołów pobrzmiewały w pierwotnej wersji tej piosenki.
Stop calling me
Nie ukrywam, że inspirowany był sceną electro, cold wave i latami 80.: The Cure, Joy Division, ale i Davidem Bowie. On jest dla mnie osobą bardzo ważną. Niczym kameleon odnajduje się w każdym nurcie. Ten eklektyzm brzmienia u Bowiego i swoboda budowania intrygujących melodii zawsze mnie zdumiewał.
Twitter
Przeciwwagą dla Beach Boysów, o których już wspominałem, byli Beatlesi. Mnie z repertuaru czwórki z Liverpoolu podoba się przede wszystkim atmosfera na płycie „Revolver", a szczególnie utwór „Taxman" Georga Harrisona. Teraz, gdy już go z nami nie ma, myślę, że Twitter jest moim prywatnym hołdem dla tego niedocenianego kompozytora. Z drugiej strony to próba pokazania w krzywym zwierciadle estetyki schyłku lat 60. i początku lat 70.

 

REKLAMA