Chachmęciłam nie raz

Anna Fluder | Utworzono: 08.04.2008, 11:20 | Zmodyfikowano: 10.02.2009, 15:52
A|A|A

Fot. "Polska - Gazeta Wrocławska"


Na szklanym sprawia Pani wrażenie większej. Jak reagują ludzie, jak Panią widzą?

O Boże, a Pani taka drobniutka". Podobno na ekranie jestem bardziej kobieca, a w rzeczywistości wyglądam jak dzieciuch i sylwetkę mam chłopięcą. Ale taką siebie lubię.

Ścigają już Panią fotoreporterzy na ulicach?

Ostatnio tak się zdarzyło i się zdziwiłam -- myślałam, że to spotyka tylko wielkie gwiazdy pokroju Edyty Górniak. A tu nagle za Schejbalówną po Warszawie ganiają. Miałam urodziny i mój kolega Kamil Maćkowiak zrobił mi niespodziankę. W Dzień dobry TVN wręczył mi kwiaty i torta. Niespodzianka miała swoje konsekwencje w postaci paparazzi pod moim płotem. Jechali za mną, a później siedzieli na płocie i fotografowali. Nawet życzeń nie złożyli. Później jednego widziałam jeszcze za drzewem, nie mógł się schować, bo nie pozwalała mu na to tusza. Drogi kolego w czarnym płaszczu, apeluję! Najpierw dieta, a później chowanie się za drzewami.

Jak w takich sytuacjach Pani reaguje?

Nie robię z siebie głupka i ich nie gonię. Tamtemu na drzewie pomachałam. Nie przeszkadza mi zainteresowanie, dopóki nie przenosi się pod mój dom. Nie wszyscy muszą wiedzieć, gdzie mieszkam.

Taka pogoń za gwiazdami to syndrom Warszawy?

Nie, udzieliło wszystkim. We Wrocławiu ludzie robią na przykład zdjęcia telefonami komórkowymi. Nie można pójść na obiad, bo zaraz śledzą czy pijesz colę czy wino, a jak to ile i czy przypadkiem w potrawie nie ma jakiś narkotyków. Nie ma z tym co walczyć. Niestety w dużej mierze zależy to od przyzwolenia. Te historie by się pewnie nie zdarzały, gdyby nie telefony paru ludzi, tzw. celebrieties, którzy sami informują prasę gdzie są i co robią. To prawda, potwierdzam - gwiazdy same dzwonią: akurat dzisiaj mam komunię dziecka, wpadajcie! Wszystko jest ustawione, co gorsza, za pieniądze. To chyba tzw. parcie na szkło.

No właśnie - Pani nie miała wielkiego "parcia". Mimo, że rodzice są aktorami, na scenę nie było Pani po drodze.

Oj, bo ja przeszłam szeroką edukację. Robiłam milion ciekawych rzeczy, często naraz, tak zwany słomiany zapał. Pływałam, to była świetna zdrowie mi szwankuje. Tak naprawdę chciałam się już uwolnić, bo zaczęło się robić poważnie - przyszły jakieś eliminacje, wzrastały oczekiwania, a to mi się nie za bardzo podobało, bo nigdy nie byłam człowiekiem, który lubi się bardzo wysilać. Skończyłam, i dobrze - dziś, przy wzroście 164 nie dobrze by mi było z dużymi barami. Wymiksowałam się i zaczęłam jeździć konno. W Pierwoszowie znajomy rodziców miał konie, lato i zimę spędzałam w stajni. Dużych sukcesów nie odnosiłam, ale uwielbiałam to. A później pochłonęło mnie życie rozrywkowe. W liceum porzuciłam towarzystwo zwierząt na rzecz kolegów i koleżanek. Zaczęły się różne dziwne rzeczy, o których nie warto mówić.

W drodze do szkoły teatralnej zahaczyła też Pani o socjologię.

To bardzo fajny wydział i ciekawe studia, ale nie do końca się tam odnalazłam. Na wykładach spałam w ostatniej ławce. Jestem zwierzątkiem socjologicznym, ale nie wtedy, jak każdy jest anonimowy, a tak było na roku. Ja potrzebuję większego zainteresowania moją osobą, bliższego kontaktu. Drugiego roku już nie skończyłam. Zdezerterowałam, po raz kolejny.

I wtedy pojawił się pomysł na szkołę aktorską?

Żyłam w tym świecie, w naszym domu zawsze się dyskutowało o sztuce, o malarstwie, aktorstwie i trudno było od tego uciec. Zawsze pasjonowało mnie kino, lubię też obserwować ludzi, naśladować ich. To wszystko wpłynęło na moją decyzję o zdawaniu do szkoły teatralnej. Nie przypuszczałam zresztą, że na tym się skończy, rodzice, znając mój słomiany zapał i pęd ku różnym dziwnym sytuacjom, też wątpili. Wisiało widmo, że któregoś dnia powiem: "dziękuję bardzo, już się nastudiowałam, czas na coś innego".

Uciekła Pani z Wrocławia, żeby nie być porównywaną do rodziców-aktorów?

Nie uciekałam, po prostu na czwartym roku nad wszystkimi, nie ważne czy z nazwiskiem, czy bez, zawisło widmo braku pracy. We Wrocławiu byłoby jeszcze trudniej - mama i tato pracują w Teatrze Polskim i pewnie dyrektor nie chciałby mieć jeszcze dziecka na składzie. Pomijając to, że nie za bardzo uśmiechała mi się praca z rodzicami. Uznałam, że trzeba szukać szczęścia gdzieś indziej. Przez całe studia pracowałam, miałam
trochę kontaktów. Paradoksalnie łatwiej mi było odnaleźć się w Warszawie, tam każdy dostaje pewien procent zaufania, bez względu na to kim jest. Po dwóch fabułach, które miałam na koncie, zaproszono mnie na rozmowę - decyzja, czy chcę rolę w "Kryminalnych" należała tylko do mnie. W połowie czwartego roku musiały zapaść decyzję co do dyplomu. Zostawiłam kolegów z roku, przeprosiłam ich i powiedziałam, że wyjeżdżam do Warszawy robić karierę. Nie żałuję. Może im to też było na rękę, pożegnali zakałę roku.

Zakałę? Jak zapracowała Pani na to miano?

Moi rodzice uczą w szkole aktorskiej, wykładali też na moim roku. Nigdy tego nie wykorzystywałam, starałam się być szarą studentką. Ale prowadziłam własną politykę studencką - uznałam, że nie warto zamykać się na cztery lata w szkole, tylko już wyrabiać sobie kontakty. Pewnie niektórym się nie podobało, że znajdowałam sposoby, żeby od czasu do czasu opuszczać zajęcia i jeździć do stolicy. Rodzice sami nie wiedzieli, że jeździłam na "castingowe" wagary.

Jakaś dwója od ojca się trafiła?

Byłam przez rodziców piłowana, bo z natury jestem leniem. Ale też nigdy specjalnie nie zaniżali mi ocen.

Może nie musieli, bo przecież aktorstwo ma Pani w genach. Nie tylko rodzice zrobili karierę.

A tak, był jeszcze Władek Sheybal, stryjeczny dziadek. Grał u Wajdy, grał w "Szogunie", miał mnóstwo epizodów w brytyjskiej telewizji i teatrze. Niestety, nie poznałam go. Ale z relacji wiem, że mamy dużo z Władkiem cech wspólnych -- ten nos, te oczy, ten charakterek.

A propos oczu - o Pani mówi się, że są najpiękniejszymi w polskim show biznesie.

Tak? A gdzieś wyczytałam, że są cebulowe i do dziś nie wiem, co to znaczy. Mama zawsze mi powtarzała, że nie mogę kłamać, bo wszystko w nich widać. Wydawało mi się, że jestem niezłą ściemniarą, a po latach się okazywało, że rodzice o wszystkich moich numerach wiedzieli.

To jaka ściema była największa?

Oj, dużo tego było, konfabulowałam bez granic. W pewnym momencie zaczęłam pławić w kłamstwie. Jak powychodziły na wierzch pewne rzeczy to rodzice nie wiedzieli, co mają zrobić. Trudno było im uwierzyć, że miałam na przykład 120 godzin nieusprawiedliwionych, bo gdzieś sobie jeździłam po Polsce.

Sesje zdjęciowe na okładki kolorowych gazet to przyjemność?

Z kamerą się lubię, z aparatem już mniej. Mam świadomość swojej urody, pewnych mankamentów. Dlatego dla mnie takie sesje to ciężka praca. Trzeba ustać w jednej pozycji, odpowiednio trzymać podbródek, tu naciągnąć, tam schować. Zazwyczaj na zdjęciach niepozowanych różnie wychodzę, lubię się wygłupiać. Później patrzę do gazet i myślę, "Jezu, koleżanki tak pięknie wychodzą, wystylizują się, tu wypchną biodro, tam zerkną, a ja zamiast ładnie się ustawić z torebeczką i pokazać w pełnej krasie, to albo wystawię język, albo strzelę głupią minę".

Mimo to trudno znaleźć krytyczne opinie na Pani temat.

Oprócz tego, że powinnam zoperować nos. Weszłam kiedyś na forum "Kryminalnych", czytam, czytam i nie wierzę. Składali się po dziesięć złotych na mój nos! Pytam, gdzie te pieniądze?

Pewnie to pisały jakieś zazdrośnice, które chętnie by się przytuliły do Maćka Zakościelnego. A tak w ogóle, to jak całuje?

Maciek? Hm, kiedyś powiedziałam, że nie fajnie i się obraził, więc teraz odpowiadam: dobrze. A poważnie: jak może być fajnie, jak człowiek jest zestresowany, są kamery, pełno ludzi. Chyba nikt nie lubi takich scen. Pewnie dużo zależy od tego, czy akceptujemy siebie. Może gdybym była seksbombą z dużymi balonami to prędzej. A że jestem chudziakiem i nie za bardzo lubię epatować swoją fizis na ekranie, to jestem skrępowana. Poza tym jak ma się kumpla i się z nim dużo przeżyło i nagle trzeba się z nim pocałować, a nigdy do całowania blisko nie było, to robi się dziwie. Co innego gdybyśmy się nie znali. A tak to się do siebie przymierzaliśmy, to z lewej, to z prawej. Cała scena z całowaniem była szczegół po szczególe ustawiona, Maciek wymyślał: "to ja cię teraz położę, później przerzucę, przełożę przez kolana i odchylę głowę". Człowiek tylko myśli, żeby się nie uderzyć i ładnie wypaść, no jak może być przyjemnie?

To prawda, że oglądała Pani "Tomb Rajder", żeby dobrze przygotować się do roli w "Kryminalnych"?

Nie, ale nie ukrywam, że fajnie byłoby być taką Larą. Jestem wysportowaną, sprawną dziewczyną. A moja Barbara z serialu to taka oferma losu, nawet ze skuwaniem w kajdany ma problem.

A z bronią?

Zaczęliśmy kręcić w biegu, nie mieliśmy jakichkolwiek treningów na strzelnicy. Jak przychodziło do kręcenia zdjęć, to zawsze chahmęciłam - wiadomo, kino unosi różne rzeczy i moje chachmęcenie też. Do pewnego czasu. Kiedyś policjanci wzięli mnie na przeszkolenie i pokazali parę trików. Poskutkowało. Podobno z naszej trójki ze strzelaniem i trzymaniem broni radzę sobie najlepiej.

To pewnie jak przychodzi do płacenia mandatów, to urok Basi działa?

Cha, cha, jak już zatrzymują, to szybko przepraszają panią komisarz Barbarę, że mieli czelność, a ja im mówię, że przecież mieli stać na innym skrzyżowaniu. Nie, staram sie nie łamać prawa. Jeżdżę szybko, ale bezpiecznie, nie daję pretekstu policjantom. Jakbym przesadziła, to na pewno bym się nie wywinęła, przecież kilku moich kolegów aktorów nie zostało ostatnio potraktowanych ulgowo.

Wie Pani co to ZZBiM?

???

"Zwolenniczka związku Basi i Marka". Czyli fanka z forum internetowego. Można tam spotkać m.in. konkursy na Pani temat np. gdzie kupiła Pani kozaczki i w której chrząstce ma kolczyk. Śledzi pani to wszystko?

Nie da się tego ogarnąć, ale czasami zaglądam. Niektóre fanki przychodzą też na plan. Miałam nawet poważną rozmowę z jedną z nich, bo przestała chodzić do szkoły. Nas to krępuje. Czasem polecą ostre słowa, czasem mamy gorsze dni. Dzieciaki nie powinny tego słuchać.

Często chwyta Pani za słuchawkę i dzwoni do domu z prośbą o radę?

Tak. Pytam, jak zrobić lazanię albo mielone.

 

REKLAMA