Goldfrapp - duet z muzyczną wyobraźnią

Radio RAM | Utworzono: 19.02.2008, 09:15 | Zmodyfikowano: 06.03.2008, 22:59
A|A|A

Goldfrapp- „Seventh Tree” EMI Music Poland 2008

Po poprzednim studyjnym krążku „Supernature" z 2005 roku nowe muzyczne oblicze Goldfrapp może zaskakiwać. Jest dużo spokojniej i łagodniej. Ponadto panuje w tych dźwiękach przestrzeń i hipnotyzujące wręcz piękno. Alison Goldfrapp potrafi swym głosem stworzyć niepowtarzalny nastrój. Widocznie estetyka glam-popu i rytmy w stylu Blondie już tak bardzo nie pociągają duetu, więcej tu natomiast odniesień do psychodelicznych Pink Floydów ze wczesnego okresu ich twórczości, a nawet możemy momentami pokusić się o porównanie do wokaliz spod znaku islandzkiego Sigur Ros serwowane przez znanego niektórym Jonsiego.

Nie sądzę wszakże, by Alison chciała kogokolwiek naśladować. Stylistyka lat 70., muzycznie bliska stylowi electro wciąż ją pociąga. Brzmienie Goldfrapp broni się jednak oryginalnymi harmoniami i świetnymi tekstami. O ile na „Supernature" z roku 2005 mieliśmy do czynienia z przebojowością i singlami w stylu „Ooh la la", czy „Number 1", to ballad było tam jak na lekarstwo, by przypomnieć najważniejszą „Time Out From The World". W porównaniu zatem z poprzednim muzycznym wcieleniem niezwykłego duetu, „Seventh Tree" jawi się jako dzieło niezwykle dojrzałe i spójne. Ale początki artystycznej drogi wcale nie były łatwe.

Już jako nastolatka Alison Goldfrapp przejawiała zainteresowanie muzyką. Występowała wówczas w punkowych kapelach, a także zespołach grających rocka gotyckiego. Wyjechała do Belgii, by tam tańczyć w grupie artystów. Jednak miłość do rodzinnej Anglii przeważyła i to właśnie tu Goldfrapp ukończyła Middlesex University's School of Art. Studiowanie sztuki naprawdę ją uskrzydliło. Wkrótce ponownie zaczęła śpiewać. Tym razem występując przed brytyjską formacją taneczną Orbital.

Następnie pojechała w trasę ze znanym już wówczas Tricky'm. Próbowała współpracować z róznymi artystami, lecz dopiero przedstawiona kompozytorowi muzyki filmowej Willowi Gregory - artyście nieograniczonemu konwencją gatunków i otwartemu na nowe pomysły - w pełni potrafiła mu zaufać i powierzyć swój niewątpliwy talent. Gregory z miejsca wykorzystał ten potencjał. Cóż, Alison dosadnie skwitowała swych dotychczasowych współpracowników, określając ich mianem „narrow-minded wankers". Wstydźcie się, panowie!

Jak łatwo się domyślić, debiutancki album wydany w barwach Mute Records, zatytułowany „Felt Mountain", osiągnął sukces. W myśl zasady „Bo do tanga trzeba dwojga" Goldfrapp udowadniają, że potrafią zaprezentować światu dawkę dźwięków wypełniającą niemałą lukę w muzycznym obszarze spod znaku ambitnej elektroniki i trip hopu. Leniwe harmonie, genialne smyczki (niesamowite „Human") to tylko niektóre z zalet wydawnictwa. Przebijał się talent kompozytorski i aranżacyjny multiinstrumentalisty Willa Gregory i oniryczne teksty wyśpiewywane przez Alison. Wyróżniającą się kompozycją pozostał niewątpliwie „Oompa Radar" w nieco wodewilowej, lecz jednak cynicznej i psychodelicznej konwencji. Nie sposób zapomnieć o zjawiskowym nagraniu „Utopia", będącym także jednym z singli. Stać ich było na wiele. Efekt? Pół miliona sprzedanych kopii „Felt Mountain", co jak na debiut było nie lada wyczynem.

Rok 2003 to kolejny album - „Black Cherry" i nowe utwory, a wśród nich przebijające się singlowe „Train" i „Strict Machine", które wyraźnie nawiązują do muzyki tanecznej. „Strict Machine" nie przeoczyli również organizatorzy prestiżowej Igor Novello Award wręczając Goldfrapp statuetkę w kategorii „Best Dance Single".

W podobnym klimacie utrzymane są kompozycje zawarte na wspomnianym już krążku „Supernature" z 2005 roku. W tym okresie nasi bohaterowie mają już wypracowany także wizerunek sceniczny. Piosenki o wyraźnym beatowym zabarwieniu przeplatane są na żywo spokojnymi balladami, a Alison nie tylko świetnie śpiewa, ale również nie można jej nic zarzucić od strony wizualnej. Ubrana w skąpe spódniczki uwodzi i czaruje. Występy Goldfrapp świetnie dokumentuje zresztą DVD „Wonderful Electric" wydane w 2004 roku. Dwa lata później przyjdzie im już występować przed uznanymi i cenionymi niemal wszędzie Depeche Mode.

Nowy materiał ukaże się niebawem na rynku. Zakochacie się w „Seventh Tree". Panuje tu wręcz metafizyczny mrok i bogactwo urzekających melodii. Takich wyciszonych i nienachalnych. Należy do nich z pewnością „Some People", z fantastycznym tekstem:

Some people kill for less
Some people find it hard to get dressed
Some people well...
Ask how old I am

Some people live in a life
Some people need more than a slice
But when it fades...
When the glitter's gone

Niesamowicie brzmi „Road To Somewhere", czy otwierający całość „Clowns". Nie brak wszakże i żywszego grania. Reprezentują je na pewno „A & E" i „Caravan Girl". Echa Pink Floydów odnalazłem w zamykającym ten cudowny zestaw piosenek „Monster Love". I chce się tych dźwięków smakować więcej i więcej. Oby też częściej było nam dane delektowanie się podobnymi muzycznymi daniami. Osobiście kibicuję Goldfrapp o spokojnym obliczu. Nie przekonują mnie ich popisy w stylu dance music. Ale, jak wiadomo, gusta są różne.

Jedno jest pewne. Częściej będzie o nich słychać w najbliższym czasie na 89,8. Choć myślę, że chyba dobrze ich znacie, bo ten niezwykły duet nie raz gościł już choćby w audycjach Wojtka Jakubowskiego, którego możecie słuchać od poniedziałku do piątku od godz. 18.00 do 20.00. Na pewno i tym razem nie omieszka zaprezentować Wam nowych dokonań tej formacji.

REKLAMA