Idealnych się nie zdradza

Anna Fluder | Utworzono: 10.02.2008, 12:54 | Zmodyfikowano: 10.02.2009, 15:53
A|A|A

(Fot. Paweł Relikowski / Polska - Gazeta Wrocławska)

Panie profesorze, czy to prawda, że przeciwieństwa się przyciągają?

Prof. Bogusław Pawłowski: - Większość badań wskazuje na to, że jest na odwrót. Lepsze perspektywy ma związek, w którym partnerzy są do siebie podobni, zarówno fizycznie, jak i pod względem charakterów. To tzw. kojarzenie wybiórcze dodatnie.

Wybiórcze dodatnie??

- Tłumaczę na przykładzie: w latach 60. psychologowie zrobili bal dla studentów. Wcześniej każdego z nich zbadali różnymi testami psychologicznymi. Okazało się, że jedynym kryterium kojarzenia się był poziom atrakcyjności, czyli wygląd zewnętrzny. Mężczyzna uważany za jednego z przystojniejszych bawił się z najładniejszą dziewczyną. Pod względem, nazwijmy to urody, pozostawali więc na odpowiednich półkach. W grę mogły też wchodzić oczywiście inne czynniki, takie jak podobieństwo symetrii twarzy. Jak ocenia się małżonków, to nierzadko badani mówią, że są tak podobni do siebie jak brat z siostrą. Bo ludzie, którzy przebywają ze sobą wiele lat dodatkowo jeszcze upodobniają się. Wynika to z prostej przyczyny – z podobną częstotliwością razem się śmieją i razem smucą, więc ekspresja twarzy i ilość czy rozkład zmarszczek może być podobny.

To skąd powiedzenie, że przeciwieństwa się przyciągają?

- Mogę postawić hipotezę: wszystko zależy od tego, gdzie dochodzi do spotkania potencjalnych partnerów. W niewielkich, liczących do kilkuset osobników populacjach, człowiek ma ograniczoną liczbę możliwości. W takich okolicznościach preferuje osobniki, które się różnią, bo wtedy jest mniejsze prawdopodobieństwo, że są z jednej rodziny. Genetyczne pokrewieństwo powoduje, że wzrasta ryzyko tzw. homorozji, czyli połączenia się tych samych szkodliwych genów, a to jest niekorzystne dla potomstwa. Ale jak już mamy dużą populację, zaczynamy preferować osoby, które są do nas podobne. Przyczyn należy szukać w biologii, z czego nie zdajemy sobie oczywiście sprawy. Często mówią o tym mądrości ludowe, prawdy podając w sposób baśniowy, oparty na obserwacji setek pokoleń. Kiedyś, gdy o istnieniu genów nikomu się jeszcze nie śniło, mówiło się, że „to wyssane z mlekiem matki”, czy że "niedaleko pada jabłko od jabłoni". A uczucia wiązało się z sercem. Dziś doskonale wiemy, że określenie „mieć coś we krwi” znaczy mieć pewne zachowania, czy predyspozycje w genach, lub że wszystkie emocje czy uczucia mają swoje siedlisko w mózgu, a na sygnały stamtąd wysyłane reaguje przyspieszonym biciem serce.

A tak zwana chemia? Istnieje czy nie?

- To jest ciągle jedna z zagadek gwałtownego pożądania i w pewnym sensie fenomenu miłości. Chociaż znanych jest wiele dowodów naukowych z badań na różnych ssakach, w przypadku człowieka ciągle istnieją pewne kontrowersje co do tego, jak odbieramy informacje o danej osobie czując jej zapach – tylko świadomie przez narząd węchu, czy również nieświadomie przez narząd lemieszowo-nosowy, w którym przykładowo u gryzoni znajdują się receptorydla feromonów. Feromony mogłyby decydować o tym czy „iskrzy” między dwoma osobami. Wedekind i współpracownicy badali w latach 90. feromony u myszy. Zastanawiano się, którego samca wybierała samica. Okazało się że podabał jej się zapach tego samca, który miał odmienny od niej zespół białek zgodności tkankowej, a więc nie był z samicą spokrewniony. Uczeni stwierdzili: to ma sens – samice chcą się krzyżować tak, by zwiększyć heterozygotyczność, czyli żeby potomstwo z takiego związku było bardziej żywotne. Potwierdziły to badania na ludziach. Kobiety wybierały koszulki noszone przez tych mężczyzn, którzy bardziej się od nich różnili pod względem genetycznym. Kobiety nie były w ciąży, ani nie karmiły dzieci, a więc mogły w tym momencie zajść w ciążę. Gdy badano ciężarne, wynik się zmienił – wolały zapach, który wskazywał na podobieństwo genów. Bo w perspektywie miały urodzić dziecko, a wtedy bezpieczniej czują się wśród krewnych. Rodzina może zapewnić lepszą ochronę i pomoc niż partner, który może w tym czasie na przykład zainteresować się inną kobietą. Proszę pamiętać, że te biologiczne mechanizmy powstały w naszej ewolucyjnej przeszłości, a nie w warunkach społecznych, w którym żyjemy obecnie.

Więc wąchanie pach partnerów to żaden fetysz, tylko normalna czynność?

- Tak, na przykład w kulturze śródziemnomorskiej kobiety nosiły pod pachą plastry jabłka nazywane „jabłkami miłości", które jak gąbka nasączały się zapachem danej kobiety. Potem te jabłka kobiety wręczały swoim wybrańcom. Świetnie znane jest umiłowanie przez Napoleona zapachu ciała Józefiny. Gdy cesarz był w drodze do Paryża prosił Józefinę aby się nie myła i na jego powitanie pachniała sobą.

Czy to prawda, że jak spotykamy atrakcyjną osobę, to coś dzieje się z naszymi oczami?

- Niektóre odruchy źrenic są niezależne od nas – gdy widzimy obiekt, który bardzo nam się podoba, to automatycznie się rozszerzają. Ale reagują tak nie tylko na piękne osoby. Kobietom pokazywano na przykład zdjęcia małych dzieci i ich źrenice też się rozszerzały. U mężczyzn się zwężały i dopiero jak zostawali ojcami, odczuwali, choć nie tak intensywne jak kobiety, radość z patrzenia na bobasa.

To może udałoby się zrobić kilka testów – np. test jabłkowy i test na źrenice i w ten sposób sprawdzać, czy ludzie zostaną ze sobą na całe życie?

- Nowocześniejsze biura matrymonialne już kojarzą partnerów w sposób komputerowy, uwzględniając ich status materialny czy poziom inteligencji. Niewykluczone więc, że w przyszłości niektóre z firm będą stosować np. sposób z koszulką. Jeżeli oczywiście osobie zależy na długim związku, bo nie zawsze o to przecież chodzi.

No właśnie, co z wiernością?

- Statystyki pokazują, że poziom niewierności nie jest taki mały, jak niektórzy myślą. Sięga w niektórych zachodnich społeczeństwach nawet ponad 30 proc. Tu znowu kłania się dobór wybiórczy dodatni. Osoby podobne do siebie i mające podobne zainteresowania są ze sobą dłużej, bo nie ma konfliktu co do sposobu spędzania wolnego czasu. Jeżeli zainteresowania kompletne się rozchodzą, to częściej partnerzy spędzają czas osobno i ryzyko, że będą wchodzić w inne związki jest większe.

Bo to pewnie naturalne z biologicznego punktu widzenia?

- Są pewne różnice w przypadku mężczyzn i kobiet. Mężczyźni są bardziej skłonni do stosowania strategii ilościowej. Teoretycznie mogą zapładniać nawet kilka razy w ciągu dnia. Kobiety w tym względzie mają ograniczone możliwości reprodukcyjne. Ponieważ w czasie ciąży lub intensywnego karmienia nie mogą zajść w ciążę, mogą mieć znacznie mniej potomstwa niż mężczyźni. Dlatego matka chce mieć gwarancję, że jej dzieci przeżyją. Zauważono, że mężczyźni są skłonni do zdrad z różnymi partnerkami, nawet z tymi, które są mniej atrakcyjne czy inteligentne niż ich stałe partnerki, czego kobiety nie potrafią zrozumieć i uznają za dyshonor. Bo one, jeśli już, to zdradzają zgodnie z określonymi kryteriami. Zwracają uwagę na jakość – przy skoku w bok wybierają partnera z jakichś względów lepszego, np. z większymi zasobami, inteligentniejszego, bardziej dowcipnego, przystojniejszego czy sławnego. Jeżeli kobieta ma więc przy sobie mężczyznę idealnego, ryzyko, że zdradzi jest trzykrotnie mniejsze. Ta zależność nie sprawdza się w przypadku mężczyzn.

Panie profesorze, a jak to jest z tymi blondynkami?

- Istnieje kilka różnych hipotez – gdy patrzymy przez pryzmat naszej kultury, to wydaje się, że stereotyp blondynki narodził się wraz z filmami z Marylin Monroe – bardzo atrakcyjnej, pociesznej i infantylnej maskotki. Jest też parę biologicznych faktów: wiemy, że w czasie życia, zmienia się stopień pigmentacji skóry i włosów, które ciemnieją. Dlatego kobiety, które mają jaśniejszą karnację w danej populacji uchodzą za młodsze, a więc mają więcej czasu na reprodukcję i mogą wydawać się przez to atrakcyjniejsze.

Ale trochę głupsze, niż ich ciemnowłose koleżanki?

- Rynek pracy w USA pokazuje, że na stanowiska kierownicze większe szanse mają brunetki, bo postrzega się je jako „bardziej odpowiedzialne” menedżerki. Pracodawcy z większą rezerwą podchodzą do blondynek i może boją się powierzać im bardzo odpowiedzialne funkcje - podświadomie uważają, że mają one w sobie dużo z dziecka. Ale z drugiej strony kobiety trochę tego chcą – statystycznie rzecz biorąc, ważniejsza jest dla nich atrakcyjność, niż spełnienie zawodowe.

Panowie, jak wynika z państwa badań ofert matrymonialnych na Dolnym Śląsku, i tak wolą kobiety gorzej wykształcone.

- W przypadku mężczyzn najwięcej odpowiedzi na anonse mieli ci z wyższym wykształceniem. Liczyła się też wysokość ciała czy reklamowane posiadane zasoby materialne... Z kolei w przypadku kobiet, najwięcej odpowiedzi na oferty matrymonialne miały te o niższym wykształceniu, nie wysokie panny. Badania prowadzone w Wielkiej Brytanii pokazują, że kobiety chętnie piszą o swoim wieku do około 30 roku życia. Taka informacja o młodym wieku często wystarcza – później w ofercie pojawia się cała lista życzeń odnośnie partnera. Kobiety starsze dosyć często nie ujawniają wieku, albo piszą „około” i raczej skupiają się na swoich zaletach, niż piszą o wymaganiach względem partnera.

A jak jest ze wzrostem?

- Mężczyźni, którzy są uważani za przystojnych są wysocy. Dlatego prawie każdy, oprócz wielkoludów, chciałby mieć tych kilka centymetrów więcej. John Wayne, który był bardzo wysoki, bo miał 1,90 m, nosił dodatkowo buty na koturnie, żeby wydawać się jeszcze bardziej potężnym. W pałacach królewskich, chociaż monarchowie nie zawsze grzeszyli wzrostem, klamki były zawsze umiejscowione wysoko. To wywierało odpowiednie wrażenie na gościach, którzy jakby pokornieli w majestacie tak potężnego władcy

A więc dużym panom jest w życiu łatwiej?

- Badania w USA wykazały, że względnie wyżsi osobnicy mają wyższe zarobki, nawet na tych samych stanowiskach, co ich nieco mniej okazali koledzy. Łatwiej im też dostać pracę, bo są postrzegani jako bardziej władczy, stanowczy. Prześledzono też wybory prezydenckie, których było w Stanach Zjednoczonych ok. 50. W zasadniczej większości przypadków, wygrywał kandydat wyższy. W jednej ze swoich prac prof. T. Bielicki i prof. J. Charzewski pokazali, że z reguły to wyższy z braci ma większą szansę na zdobycie lepszego wykształcenia, a w konsekwenecji wyższego statusu społeczno-ekonomicznego. Jest kilka hipotez dlaczego tak jest. Na przykład może istnieć jakaś zależność między wysokością ciała a inteligencją, może być tak, że wyżsi mężczyźni czują się pewniejsi siebie w kontaktach z innymi, nie mają tylu kompleksów i dlatego łatwiej im awansować czy dłużej się edukować. Badania epidemiologiczne pokazują też, że zachorowalność na choroby sercowo-naczyniowe przez mężczyzn względnie wysokich, około 1,80-1,85 m, jest mniejsza. Co nie znaczy, że taka sama zależność dotyczy też innych chorób (np. nowotworów).

Panie profesorze, a czy poza człowiekiem, interesuje się Pan też czymś innym?

- Oczywiście. W zdrowym ciele, zdrowy duch – dwa razy w tygodniu gram w koszykówkę, uwielbiam też pływać, szczególnie w ciepłym morzu.

Ale pewnie nawet na urlopie na plaży i tak obserwuje Pan bacznie innych?

- Oczywiście. Poza naukowym podejściem do otaczających mnie osób czy zjawisk, tak jak każdy mężczyzna zwracam uwagę na kobiecy urok. Jeśli jednak chodzi o spostrzegawczość w codziennych sytuacjach i w kontaktach z ludźmi, to muszę przyznać, że to moja żona jest o wiele lepszym obserwatorem i często podsuwa mi pomysły na badania.

Jednym słowem bez kobiet ani rusz?

- To oczywiste!

REKLAMA

To może Cię zainteresować